The VALETZ Magazine nr. 2 (12) - czerwiec,
lipiec, sierpień 2000
[ ISO 8859-2 ]
( wersja ASCII ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

  W duchu Młodej Polski
Wojciech Zalewski (ur. 1 września 1980, Legnica). Student Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Redaguje pismo "Arystokracja Ducha", wokół którego unifikuje literatów, rysowników, muzyków oraz filozofów odżegnujących się od sztuki współczesnej tworzących w nawiązaniu do minionych epok artystycznych. Co więcej, jako poeta i rysownik składa swoją twórczość w dani artystom okresu Młodej Polski, o czym najdobitniej świadczą niżej zamieszczone wiersze jego pióra. Nadto tłumaczy na język polski poezję Charles`a Baudelaire`a i Stanisława Brzozowskiego.
Pierwszy zeszyt "Arystokracji Ducha" można nabyć przesylając przekazem pocztowym 5 zł pod adresem:
Wojciech Zalewski
ul. Janowska 81
59-220 Legnica.

Irremeabilis unda

Styksie - rzeko świata niewidzialnego,
królestwem Hadesa będącego!
Falo, od której powrotu nie ma!
Trakcie przewoźnika dusz, Charona!
Ja - jeden z wędrowców bładzących,
staję u twych wód posępniejących...
I słyszę twój śpiew czarujący,
do zstąpienia w głębiny kuszący.
I twoich fal tchnienie rześkie czuję
- ląd stęchlizną niezmiennie emanuje.
I widzę mroku ciągłe falowanie
- sen ogarnia mnie niespodziewanie.
Krok w przód. Chłód wód obmywa me stopy
- ach, trwajcie wiecznie błogie pieszczoty!...

Styksie - rzeko świata niewidzialnego,
królestwem Hadesa bedącego!
Falo, od której powrotu nie ma!
Trakcie przewoźnika dusz, Charona!
Ja - jeden z wędrowców błądzących,
całe życie w nieznane kroczących,
odnalazłem cel wyprawy swojej
- zstępuję w topiel wody twojej!...


Pacta conventa doemoniorum

Pewnej nocy skryłem się w komnacie zamku zrujnowanego.
W ręku witkę dzikej leszczyny ściętej o świcie trzymając
i słowa z "Clavicules" Salomona wypowiadajac,
przyzwałem ciebie, Astarocie - hrabio imperium piekielnego.

Gdy z trzymaną w prawicy żmiją przede mną zjawiłeś się,
dałem ci pergamin, na ktorym te słowa spisałem krwią swoją:
"Potężny demonie, weź w wieczyste władanie duszę moją,
jednak w zamian arcymistrzem sztuki poetyckiej uczyń mnie".

Dzięki siłom nieczystym poznałem słów znamiona alchemiczne -
z uczuć, których bogate złoża w duszy zalegają,
otrzymuję szczerozłote strofy - kamienie filozoficzne,
które, o czym wiedzieli Egipcjanie, nieśmiertelność dają.

I choć wrota Edenu zostały przed moją duszą zamknięte,
znane są mi arkana przez Kaligulę nieodgadnięte!


Baśniowa kraina

Wrzosu ścieżka doprowadziła mnie
do wrot mglistych jesiennego
parku, którym słota od równonocy
włada do przesilenia zimowego.

Mgły rozwarły się przede mną i oczom
moim ukazał się świat wyśniony,
onegdaj zniszczony przez świt, a teraz
- nieznaną łaską - na jawie ziszczony...

Nad drzew koronami ujrzałem słońce,
pod którego promieni dotknięciami
liście magicznie stawały się złote
i płonęły szlachetnych barw feeriami.

Usłyszałem sonatę przecudną,
skomponowaną dżdżu kroplami,
padającymi miarowo na liście,
co parku fortepianów klawiszami.

Zobaczyłem przepiękne księżniczki - mgły,
co pośród drzew - będących kolumnami
mieniącej się złotem tanecznej sali -
tańczyły z książętami - wiatrami.

I spostrzegłem dusze, środ chmur kluczem
odlatujące do krain wiosennych
wiecznie... A mój duch nie chce opuścić
tych domen baśniowych - jesiennych...


Zachód słońca nad Morzem Bałtyckim

Zachodzące słońce boskim swoim palcem tknęło
horyzontu linii, morza tafli, plaży miałkości
i wszystko stało się czerwienią namiętności,
którą serce me tego wieczoru zapłonęło.

Zachodzące słońce boskim swoim tchnieniem tchnęło,
a zapach romantyzmu zatańczył nad tonią
morza razem z przybrzeżnych sosen wonią
i czułości twe serce, kochana, zapragnęło.

Więc przytuliłaś się do mnie tak, jak chmur krocie
tuli się do ciepłego łona słonecznego,
a ja twe ciało pieściłem tak, jak tkliwego
morza fale pieszczą plażę - całą w złocie.

I zapłonęliśmy tak, jak ten horyzont dziwu,
tlący się co wieczór, a nigdy nie gasnący.
I wygaśliśmy, kiedy księżyc w pełni lśniący
okrył nasze ciała ziębiącą falą przypływu...


Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syna jednorodzonego Twego,
Boże, za czystość serca mnie wydano
na smierć męczeńską... I cierniem głowę mą
ukoronowano... I krzyż mi nieść kazano...

Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syn jednorodzony Twój, Boże,
przebyłem drogę krzyżową płynącą
mej krwi strugami... I smagany biczami
dotarłem na Golgotę majaczącą...

Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syn jednorodzony Twój, Boże,
na Trupiej Czaszce zostałem odarty
z szat królewskich... I ukrzyżowano mnie
wśród łotrów, bym łoktuszą hańby był okryty...

Eli, Eli lama sabachtani?

Niczym syn jednorodzony twój, Boże,
na krzyżu wiszę dziś znękany, krwią płaczący,
a żadnej łaski od Ciebie nie doznawszy
wołam ku Tobie głosem, co z żalu drżący:

Eli, Eli lama sabachtani?


U stóp Kasprowego Wierchu

Ach, wspiąć się wysoko, wysoko tak
- nad szmaragd listowia borów sędziwych,
na szczyty łańcuchów gór poczciwych
- tam, gdzie nigdy nie wzleciał żaden ptak.

Ach, wspiąć się wysoko, wysoko tak
i smagany biczem śnieżystości
na nędzny świat spojrzeć z wysokości,
aby poczuć ten cierpki wzgardy smak.

Ach, wspiąć się wysoko, wysoko tak
- tam, gdzie kona bicie kościelnych dzwonów
i wykrzyczeć butę, drwić z pokłonów,
aby odurzył duszę wzgardy smak.

Ach, wspiąć się wysoko, wysoko tak
i spętany mglistymi okowami
- jak tytan między Kaukazu skałami -
przeciw bogom swiadczyć, czując wzgardy smak.

Ach, wspiąć się wysoko, wysoko tak
i słyszeć jak wraz z mymi krzykami
górskie doliny grzmią bluźnierstwami,
jakoby w baśni przeklęty mag.

Ach, wspiąć się wysoko, wysoko tak
i mając serce zbrukane grzechami
stanąć na poszarpanej grani,
by runąć w dół, czując wzgardy posmak...

 
Wojciech Zalewski { redakcja@valetz.pl }
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

20
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.