|
Wznioslem sie duchem, zawislem. Widzialem, jak manipulatory uwijaja sie wokol lewitujacej na wznak istoty, spod ktorej ozebrowanego szkieletem ciala przeswiecal kosciec inny. Nie widzieli mnie, nie czuli mojej obecnosci. W oczekiwaniu konca przeistoczenia przenikalem miedzy ich astralnymi, efemerycznymi cialami, obleczonymi elektromagnetyczna aura pozylkowana tetniacymi liniami sil i odksztalcanymi zrodlami tetniacych pol ich organow. Wylaczywszy system implantacyjny opuscili sale i nasycili ja mistyjska atmosfera. Wszedlem w siebie, poruszylem, zafalowalem, skulilem, i wahajac sie wychylilem spod oslony ich i tej ich calej ziemskiej enklawy zycia wprost pod obruszajacy sie na me zmysly wplyw kosmosu i planet
puls... puls... puls... puls... koncentruje samoswiadomosc w nieskonczona wielosfere nienazwanych wrazen, doznan przestrzen lamliwa przypomina swiatlomnosc przekladni wieloznaczen, wykladni, skojarzen... tlo nieoznaczonosci w zmysly nawrotami sie wdziera asocjacyjna pamiec... i juz nie tak cudza... Zmarszczki, faldy, krzywizny bezkresnych przestworow topologii rastrem doglebnie poryte... drzaczka diamentowego pylu... szal sensorium... bezbrzeza ciemniejace chmuropelnia spowite...
pamiec osamoistnienia umysl zwolna przepelnia, niepamiec onirostazy z jawy ulatuje... ledwie co rozbudzana intuicja czuciem w hologramach ulotliwe tropy wyszukuje... swiat niestacjonarny wszedy rozpostarty, wibrujacy, drzacy, migotliwy, zludny, entropia fragmentami na poly przezarty, przestrzennie niedomkniety, obcy i szumny... nadczucie swiata umysl w klas abstrakcji scala, gluszy rozpoznanie, bitow nawal wtlacza, patrznia mimowiednie kadr w kadrze utrwala, wahniec podswiadomosc cykli rytm wyznacza...
warstwy swiata-widma krok za krokiem przemijam, nowe sfery poznania cudza mysl wypiera... krok za krokiem swiata czastka bytu przemija, holonami calosci pustce wiedze wydziera... iluzje i zludzenia w swiata obraz wplecione... fazy wszechpamieci w neurony odwzorowane... falsze domniemane w granicy uzupelnione... funkcje prawdopodobienstwa w byt unormowane... kresokrag interferencji masywem gor wzniesiony w swiatloblocznym puchu ksztalt spiralny rozlany... kemu poblask ksiezycowy entropia popstrzony pod czujniami oka nieba do ciemnienia zmuszany...
swiadomosci polem wybiegam mu naprzeciw, polmiraze muskam, oplywam geoglify, wzmocniony mnemosfera fantom mysli swieci, ektoplazmy rozprasza snujace sie wici... zycia pulsowanie nadczucie intuuje, mentosfere rozsiana w jazni ego zwieram, ptera rozposcieram, zmysly kolapsuje... zewszad w zew upojny morzowietrze wzbiera... wspolgrze wspolzywiolow intuicji oddanej poddalom sie chwili blogiego zatracenia... wstrzasem z blogostazy brutalnie wyszarpane innego tkanek warstwy przezera, nerwy rozszarpuje... dziwna sila przeplywa, cialo wnet wiotczeje... zbawczy kontur kemu... swiadomosc pulsuje, czucie smierci nadciaga... ku sobie zwracam zmysly, falujac faldami widmo smierci wypieram... otorbiam sfera czasu gasnace umysly i resztka swiadomosci w glab ziemi sie wdzieram...
Dziwa wielkie... swiat caly jakoby pecznieje energia ze wnetrza siebie jakby rozpierany, rwie zaslony ciemnosci... zewszad wszedy goreje pasmami dyfrakcji popod kresy wzdymane... myslokrag sie raz po raz to opada, to wznosi, potegujac zmyslowe swiata rozmazanie... stan czuwania zmyslow jazni ego stroszy niszczac harmonijne swiata sfazowanie... rozpadly na strzepy drzy wszedy mrowiem spacji jakoby w faze z fazy skurczami przechodzi... wszedy stacjonarny chaosem mzy granulacji jeden czworni malej element przywodzi...
poza swiata bezkres efektem tunelowym przerzucony w zaswiat poza swiatem zmyslow, w labirynt kawern poswiata rozswietlony jakoby bez ciala... samiutenka mysla... sklepieniami zniszczeniem znaczone fale plyna, pulsuja nieciaglosci popekan przestrzeni, w nieskonczonosci niknac przybywaja znikad... wszechswiata oddech gigantycznych trzewi... mysl wyblakla pamiec z mrokow odgrzebuje, scala w doznan pole wielokrocia mirazy, nikly opar smierci przeczuciem zwiastuje w bezliku nieuchwytnych intuicja wrazen... przestrzen drzy, faluje... polzwarta, rozkurczliwa... dygocze jazn spazmami w rytm subtelnych uczuc... zblakana mysli wiazka przyplywa... odplywa... przeganiana podkladem wirtualnych szumow...
ruch w nieznane w ciszy plynnym cieniem wszczyna, rozwiewa slady ducha niepamiec kemosfery... formy helkioidalnej jazn zarodz rozwija jakichkolwiek doznan lowiac umyslowe cienie... zmyslowy poziom bytow umysl sunac chlonie, tchnie czystosci prady... i charyzmy plomien... proznie intelektu ega pozbawione... wnika w obce dusze polswiadomych istnien... w echach jaw, w marzeniach, myslobrazach docieka praprzyczyny wszelkich skutkow wszechzniszczenia... przyczyna domniemana przed prawda umyka nawiedzana tchnieniem chromego zrozumienia... wszechobecnosc nieistnien zewszad ludzi, ludzi... uzwarca przestrzen mysli z nadzieja na przetrwania... siec magicznych mocy symbolami budzi, wszczyna myslotworny transcendentny taniec... w umysle powstaje myslotworow szereg... widma bez krwi i kosci, widma umyslowe, umysl przenikaja korowody wcielen, niby-byty zyjace, niby-byty zmyslone... czysciutkie emanacje rozumu innego, jakby tchnienia swietliste smiercia wytworzone, jasniejace... bez granic, bez wnetrza, bez brzegu, a jednak wspolmyslami innych wymyslone...
przestrzen z czasem dusze ni drazy, ni omija, bioenergia oplywa bioplazma gaszcz tunelu... wedrujac ektoplazmy smuzki blade spija i wzbiera zawartoscia myslozmyslow wielu... swiadomosc niczym demiurg mysloswiat ustanawia, rozposciera w umysle maye realnosci... czuciu zmyslow, mocy karmy sily przeciwstawia rozniecajac letarg swiatlem tozsamosci... jazn chyzej labiryntem podziemi przenika grzeznac momentami w zakamarkach slepych, a choc iskrzy kwantami, kultem swiatla tryska, napotyka polmartwy, zastygly w ruchu niebyt... dyfrakcja, interferencja, kwantami porcjowana lamie sie na ostrosciach, znika na okruchach, kolowo, eliptycznie swiatlem omiatana zawisa nad zywobrazem jaskrawego ducha...
natlok mysli... rytmy zmyslow umysl rozpraszaja, tetni pekiem platkow lotosu swiatl-roslina, czasoprzestrzen bytu rozwija rozedrgana, kontrakcja, dylatacja zerowe drgania scina... skrzac kwantami biopola fazowo podpelza, lgnie... osmotycznie tchnie elektrostaza... jazn intuicja w mgnieniu oka napelnia wiedza... przeslanie przekazawszy swiatl-roslina zamiera, sfera jasnosci zanika pod wieloplatami, granice swojego jestestwa przycmiewa, migocze... z przestrzeni wypada kwantami... w mrowiu swiatlorostow cyklami sie odradza, rozsiewa w przestworzach trajektorii wiele, smuzkami poswiaty mknie swiatow kaskada ozywiajac swiatlem znaczen bytu szereg... obledna symbioza jestestwem mym wzdyma, rozpyla zszalale migocace rozblyski, tellurycznch pradow turbulencje odkrywa, jasnowidzi... przejawy rojenia we wszystkim...
w poziomy madrosci jazn glebiej zstepuje, doswiadcza swoistej formy przeksztalcenia... echa mentopola bezwiednie rozumie pograzone w glebokim transie oswiecenia... wielomyslow opary w jazni sie scieraja emanujac zgodnie wielofunkcje sieciowe... i jazn sie rozdziela, rwie, wielokrotnieje, przebywa jednoczesnie naraz w miejscach wielu...
samozatracenie nie sposob pojac bez siebie gna sie stany sieci nakladaja superponuja interferuja jestem tu i tam naraz przeskakuje z galezi na galaz rozdwojonego swiata sprzegnietych relacja dualnosci oscyluja raz tu raz tam mysl rozkojarzona pamiec przemieszcza sie wzrok bladzi po zakresie widma elektromagnetycznego swietlista sfera olsniewa blaskiem jasno blogo w lsnieniu mkne ku punktowi z mroku spiralny lot ciaze ku czemus ciezkiemu ale ciezar gora kosmiczna samotny szczyt w swietlistosci centrum nie moge oddychac wiruje wiruje wznosi sie wysoko widze ja jeszcze wyzej trwam w kontemplacji pojmuje mandala zwija sie skreca swietlista pulsujaca sfera przenicowywuje sie wnika olsniewa pajeczyna drzy rozdyma sie wiruje szachownica plam przemiennie pulsuja kurcza sie rozciagaja spirala kem labirynt przestrzen mysli skojarzenia transformacje inak czlowiek jeszcze inne postacie spirala owal sfera drgania swiatla sfera owal spirala drgania przybywa wymiarow glebi konformacji liczby prawdopodobienstwo losowosc rozmyte odbieram aksjomaty prematematyczne siec powiazan poziomow fraktalne narastanie rozmaitosc lsniaca sfera staje sie swiatlo w petli trwania swietlista mysl i swiadomosc wchodze ponownie w siebie pajeczyna kurczy sie zwija skreca miga postrzeganie miga rozumienie halucynacje wstrzas poza horyzonty sie rozposcieram upijam swiatlem wilgocia moca swiece spojnie oswietlam swiat mglisty ciemny mokry lepki nagle rozpalam blekit i biel oblokow i ksiezyc i jasnosci zoltej kuli ognia przejrzystosc oslepia zolc przeistaczam w czarnobrunatny braz oscyluja luna i migocacy punkt pulsuja woda sie dusze mnie obleka obrzydle we mnie twor inny topologie zmian pejzaze blekit pod oaza mrokiem jaskini chmur biel mgla rozmytosc ostroscia niedookreslonosc pewnoscia dotyk mami pterami rece glowa podwojna ostojami chodze na nogach sie chwieje mrok nastaje swiatlo dualna jednosc w czworni nibytrwania skalowana wykladnikiem wypelniam wszechswiat wlasny rozrastam sie chlone informacje od kranca do kranca rozproszona scalkowana pewnosc asymetria makroskopowy efekt ukrytych zmiennych dwudziestu wykladnikow skupieni wokol pulsujacego srodka antropicznej zasady rozsadzony program pomrocznosci wzlatujacy dysk rozpada sie na dwoje proznia pustka umyslu mysl fabula swiat przedstawiony oscylujac miedzy plaszczyzna potencjalu jako inak emisja i czlowiek dualnosc umyslu ciala rzeczy ustanowionych dualnosc wcielen czystej swiadomosci wiekuisty zmysl jam to czlowiek inak swiat i wszechswiat droge w glab projekcji zludzen poczwornych sciezek zludnego istnienia siec drgan zamiera w zrozumieniu doszedlszy tak do centrum inicjacji wiedzy do imago mundi trwam tak nad dwudziestoramienna mandala wlasnego swiata i kontempluje rozproszona po jego symetriach i asymetriach wiedze jam ktory ja stworzyl posiadl i rozsial po wszech stronach
zapulsowalem ostatnim spazmem istnienia w glab sieci stanow, prozni-pustki wlasnego umyslu i wznioslszy sie nagle w nadswiadomosc doznalem olsnienia otom moze uosobieniem umyslu czlowieczego do kreowania swiatow stworzona tak w pelni olsnienia zem moze skazonym, a moze uosobionym i przez to chromym od antropocentryzmu sztuczny rozumem-integralem kreujacym w sieciach wirtualnej cyberprzestrzeni albo we wlasnej mrocznej swiadomosci kwazirealny Byt Swiat-Znak jak skaza porazony mistyka i metafizyka zem moze oto poznal samego siebie rojonego i rojacego zarazem z prozni psychicznej kosmogramu...
odsrodkowe fale swiadomosci rozplywaly sie, rozpraszaly w wirtualnosci swe sfery, zatracala sie samoswiadomosc, rozsprzegala mysl, pamiec, jazn, poczucie rzeczywistosci...
KONIEC
Grzegorz Rogaczewski
{ korespondencje prosimy kierowac na adres redakcji }
|
|
|
|