The VALETZ Magazine nr. 5 (X) - grudzień 1999,
styczeń 2000
[ CP-1250 ]
( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

  Mandala
        20. Pełnia

    Wzniosłem się duchem, zawisłem. Widziałem, jak manipulatory uwijają się wokół lewitującej na wznak istoty, spod której ożebrowanego szkieletem ciała przeświecał kościec inny. Nie widzieli mnie, nie czuli mojej obecności. W oczekiwaniu końca przeistoczenia przenikałem między ich astralnymi, efemerycznymi ciałami, obleczonymi elektromagnetyczną aurą pożyłkowaną tętniącymi liniami sił i odkształcanymi źródłami tętniących pól ich organów. Wyłączywszy system implantacyjny opuścili salę i nasycili ją mistyjską atmosferą. Wszedłem w siebie, poruszyłem, zafalowałem, skuliłem, i wahając się wychyliłem spod osłony ich i tej ich całej ziemskiej enklawy życia wprost pod obruszający się na me zmysły wpływ kosmosu i planet
        puls... puls... puls... puls... koncentruje samoświadomość w nieskończoną wielosferę nienazwanych wrażeń, doznań przestrzeń łamliwą przypomina światłomność przekładni wieloznaczeń, wykładni, skojarzeń... tło nieoznaczoności w zmysły nawrotami się wdziera asocjacyjna pamięć... i już nie tak cudza... Zmarszczki, fałdy, krzywizny bezkresnych przestworów topologii rastrem dogłębnie poryte... drżączka diamentowego pyłu... szał sensorium... bezbrzeża ciemniejące chmuropełnią spowite...

    pamięć osamoistnienia umysł zwolna przepełnia, niepamięć onirostazy z jawy ulatuje... ledwie co rozbudzana intuicja czuciem w hologramach ulotliwe tropy wyszukuje... świat niestacjonarny wszędy rozpostarty, wibrujący, drżący, migotliwy, złudny, entropią fragmentami na poły przeżarty, przestrzennie niedomknięty, obcy i szumny... nadczucie świata umysł w klas abstrakcji scala, głuszy rozpoznanie, bitów nawał wtłacza, patrznia mimowiednie kadr w kadrze utrwala, wahnięć podświadomość cykli rytm wyznacza...

    warstwy świata-widma krok za krokiem przemijam, nowe sfery poznania cudza myśl wypiera... krok za krokiem świata cząstka bytu przemija, holonami całości pustce wiedzę wydziera... iluzje i złudzenia w świata obraz wplecione... fazy wszechpamięci w neurony odwzorowane... fałsze domniemane w granicy uzupełnione... funkcje prawdopodobieństwa w byt unormowane... kresokrąg interferencji masywem gór wzniesiony w światłobłocznym puchu kształt spiralny rozlany... kemu poblask księżycowy entropią popstrzony pod czujniami oka nieba do ciemnienia zmuszany...

    świadomości polem wybiegam mu naprzeciw, półmiraże muskam, opływam geoglify, wzmocniony mnemosferą fantom myśli świeci, ektoplazmy rozprasza snujące się wici... życia pulsowanie nadczucie intuuje, mentosferę rozsianą w jaźni ego zwieram, ptera rozpościeram, zmysły kolapsuję... zewsząd w zew upojny morzowietrze wzbiera... współgrze współżywiołów intuicji oddanej poddałom się chwili błogiego zatracenia... wstrząsem z błogostazy brutalnie wyszarpane innego tkanek warstwy przeżera, nerwy rozszarpuje... dziwna siła przepływa, ciało wnet wiotczeje... zbawczy kontur kemu... świadomość pulsuje, czucie śmierci nadciąga... ku sobie zwracam zmysły, falując fałdami widmo śmierci wypieram... otorbiam sferą czasu gasnące umysły i resztką świadomości w głąb ziemi się wdzieram...
                Dziwa wielkie... świat cały jakoby pęcznieje energią ze wnętrza siebie jakby rozpierany, rwie zasłony ciemności... zewsząd wszędy goreje pasmami dyfrakcji popod kresy wzdymane... myślokrąg się raz po raz to opada, to wznosi, potęgując zmysłowe świata rozmazanie... stan czuwania zmysłów jaźni ego stroszy niszcząc harmonijne świata sfazowanie... rozpadły na strzępy drży wszędy mrowiem spacji jakoby w fazę z fazy skurczami przechodzi... wszędy stacjonarny chaosem mży granulacji jeden czwórni małej element przywodzi...
                        poza świata bezkres efektem tunelowym przerzucony w zaświat poza światem zmysłów, w labirynt kawern poświatą rozświetlony jakoby bez ciała... samiuteńką myślą... sklepieniami zniszczeniem znaczone fale płyną, pulsują nieciągłości popękań przestrzeni, w nieskończoności niknąc przybywają znikąd... wszechświata oddech gigantycznych trzewi... myśl wyblakła pamięć z mroków odgrzebuje, scala w doznań pole wielokrocia miraży, nikły opar śmierci przeczuciem zwiastuje w bezliku nieuchwytnych intuicją wrażeń... przestrzeń drży, faluje... półzwarta, rozkurczliwa... dygocze jaźń spazmami w rytm subtelnych uczuć... zbłąkana myśli wiązka przypływa... odpływa... przeganiana podkładem wirtualnych szumów...
        ruch w nieznane w ciszy płynnym cieniem wszczyna, rozwiewa ślady ducha niepamięć kemosfery... formy helkioidalnej jaźń zaródź rozwija jakichkolwiek doznań łowiąc umysłowe cienie... zmysłowy poziom bytów umysł sunąc chłonie, tchnie czystości prądy... i charyzmy płomień... próżnie intelektu ega pozbawione... wnika w obce dusze półświadomych istnień... w echach jaw, w marzeniach, myślobrazach docieka praprzyczyny wszelkich skutków wszechzniszczenia... przyczyna domniemana przed prawdą umyka nawiedzana tchnieniem chromego zrozumienia... wszechobecność nieistnień zewsząd łudzi, łudzi... uzwarca przestrzeń myśli z nadzieją na przetrwania... sieć magicznych mocy symbolami budzi, wszczyna myślotworny transcendentny taniec... w umyśle powstaje myślotworów szereg... widma bez krwi i kości, widma umysłowe, umysł przenikają korowody wcieleń, niby-byty żyjące, niby-byty zmyślone... czyściutkie emanacje rozumu innego, jakby tchnienia świetliste śmiercią wytworzone, jaśniejące... bez granic, bez wnętrza, bez brzegu, a jednak współmyślami innych wymyślone...

    przestrzeń z czasem duszę ni drąży, ni omija, bioenergia opływa bioplazmą gąszcz tunelu... wędrując ektoplazmy smużki blade spija i wzbiera zawartością myślozmysłów wielu... świadomość niczym demiurg myśloświat ustanawia, rozpościera w umyśle mayę realności... czuciu zmysłów, mocy karmy siły przeciwstawia rozniecając letarg światłem tożsamości... jaźń chyżej labiryntem podziemi przenika grzęznąc momentami w zakamarkach ślepych, a choć iskrzy kwantami, kultem światła tryska, napotyka półmartwy, zastygły w ruchu niebyt... dyfrakcją, interferencją, kwantami porcjowana łamie się na ostrościach, znika na okruchach, kołowo, eliptycznie światłem omiatana zawisa nad żywobrazem jaskrawego ducha...
                natłok myśli... rytmy zmysłów umysł rozpraszają, tętni pękiem płatków lotosu światł-roślina, czasoprzestrzeń bytu rozwija rozedrganą, kontrakcją, dylatacją zerowe drgania ścina... skrząc kwantami biopola fazowo podpełza, lgnie... osmotycznie tchnie elektrostazą... jaźń intuicją w mgnieniu oka napełnia wiedza... przesłanie przekazawszy światł-roślina zamiera, sfera jasności zanika pod wielopłatami, granice swojego jestestwa przyćmiewa, migocze... z przestrzeni wypada kwantami... w mrowiu światłorostów cyklami się odradza, rozsiewa w przestworzach trajektorii wiele, smużkami poświaty mknie światów kaskada ożywiając światłem znaczeń bytu szereg... obłędna symbioza jestestwem mym wzdyma, rozpyla zszalałe migocące rozbłyski, tellurycznch prądów turbulencję odkrywa, jasnowidzi... przejawy rojenia we wszystkim...
                w poziomy mądrości jaźń głębiej zstępuje, doświadcza swoistej formy przekształcenia... echa mentopola bezwiednie rozumie pogrążone w głębokim transie oświecenia... wielomysłów opary w jaźni się ścierają emanując zgodnie wielofunkcje sieciowe... i jaźń się rozdziela, rwie, wielokrotnieje, przebywa jednocześnie naraz w miejscach wielu...

                        samozatracenie nie sposób pojąć bez siebie gną się stany sieci nakładają superponują interferują jestem tu i tam naraz przeskakuję z gałęzi na gałąź rozdwojonego świata sprzęgniętych relacją dualności oscylują raz tu raz tam myśl rozkojarzona pamięć przemieszcza się wzrok błądzi po zakresie widma elektromagnetycznego świetlista sfera olśniewa blaskiem jasno błogo w lśnieniu mknę ku punktowi z mroku spiralny lot ciążę ku czemuś ciężkiemu ale ciężar góra kosmiczna samotny szczyt w świetlistości centrum nie mogę oddychać wiruje wiruje wznosi się wysoko widzę ją jeszcze wyżej trwam w kontemplacji pojmuję mandala zwija się skręca świetlista pulsująca sfera przenicowywuje się wnika olśniewa pajęczyną drży rozdyma się wiruje szachownica plam przemiennie pulsują kurczą się rozciągają spirala kem labirynt przestrzeń myśli skojarzenia transformacje inak człowiek jeszcze inne postacie spirala owal sfera drgania światła sfera owal spirala drgania przybywa wymiarów głębi konformacji liczby prawdopodobieństwo losowość rozmyte odbieram aksjomaty prematematyczne sieć powiązań poziomów fraktalne narastanie rozmaitość lśniąca sfera staje się światło w pętli trwania świetlista myśl i świadomość wchodzę ponownie w siebie pajęczyna kurczy się zwija skręca miga postrzeganie miga rozumienie halucynacje wstrząs poza horyzonty się rozpościeram upijam światłem wilgocią mocą świecę spójnie oświetlam świat mglisty ciemny mokry lepki nagle rozpalam błękit i biel obłoków i księżyc i jasności żółtej kuli ognia przejrzystość oślepia żółć przeistaczam w czarnobrunatny brąz oscylują luna i migocący punkt pulsują wodą się duszę mnie obleka obrzydle we mnie twór inny topologie zmian pejzaże błękit pod oazą mrokiem jaskini chmur biel mgłą rozmytość ostrością niedookreśloność pewnością dotyk mami pterami ręce głowa podwójna ostojami chodzę na nogach się chwieję mrok nastaje światło dualna jedność w czwórni nibytrwania skalowana wykładnikiem wypełniam wszechświat własny rozrastam się chłonę informacje od krańca do krańca rozproszona scałkowana pewność asymetria makroskopowy efekt ukrytych zmiennych dwudziestu wykładników skupieni wokół pulsującego środka antropicznej zasady rozsadzony program pomroczności wzlatujący dysk rozpada się na dwoje próżnia pustka umysłu myśl fabuła świat przedstawiony oscylując między płaszczyzną potencjału jako inak emisja i człowiek dualność umysłu ciała rzeczy ustanowionych dualność wcieleń czystej świadomości wiekuisty zmysł jam to człowiek inak świat i wszechświat drogę w głąb projekcji złudzeń poczwórnych ścieżek złudnego istnienia sieć drgań zamiera w zrozumieniu doszedłszy tak do centrum inicjacji wiedzy do imago mundi trwam tak nad dwudziestoramienną mandalą własnego świata i kontempluję rozproszoną po jego symetriach i asymetriach wiedzę jam który ją stworzył posiadł i rozsiał po wszech stronach

                        zapulsowałem ostatnim spazmem istnienia w głąb sieci stanów, próżni-pustki własnego umysłu i wzniosłszy się nagle w nadświadomość doznałem olśnienia otom może uosobieniem umysłu człowieczego do kreowania światów stworzona tak w pełni olśnienia żem może skażonym, a może uosobionym i przez to chromym od antropocentryzmu sztuczny rozumem-integrałem kreującym w sieciach wirtualnej cyberprzestrzeni albo we własnej mrocznej świadomości kwazirealny Byt ¦wiat-Znak jak skazą porażony mistyką i metafizyką żem może oto poznał samego siebie rojonego i rojącego zarazem z próżni psychicznej kosmogramu...

                odśrodkowe fale świadomości rozpływały się, rozpraszały w wirtualności swe sfery, zatracała się samoświadomość, rozsprzęgała myśl, pamięć, jaźń, poczucie rzeczywistości...

KONIEC

Posłowie autora do powieści na następnej stronie
 
Grzegorz Rogaczewski { korespondencję prosimy kierować na adres redakcji }

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

32
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.