|
Moze prawda byc i nie byc. Moga moje przezycia byc nieprawdziwe. Moga nie miec zadnej wartosci. Przeciez zawsze podciagamy rzeczywistosc do naszych o niej wyobrazen, upraszczamy ja, modelujemy. Umysl nie tyle oddaje stan swiata, co tworzy jego prezentacje - symboliczny znak. To wlasnie przyczyna tak przebogatej roznorodnosci umyslowej. Badac czyjas psychike bez wplywania na nia psychika wlasna to tak, jakby obserwowac proces kwantowy i nie zaburzac procesu aktem obserwacji. Ta podstawowa zasada ma moze troche wspolnego ze swiatem kwantow, albowiem i tu, i tam, nie sposob oddzielic obserwatora od badanego podmiotu. Nalezy wprowadzic wiec pojecie prawdopodobienstwa, wprowadzic nieoznaczonosc, i dopiero to uczyniwszy, niesubiektywnie, probowac przekladac mgliste pojecia inacze na pojecia ludzkie. Ale to nadal tylko domniemywanie.
Caly czas bylem pod wplywem inaczych mediatorow, hipnotropiny, inaczej psychiki, pod wplywem pola superwysokiej czestotliwosci. Dudnil we mnie dwusekundowy rytm pulsara, a cykliczne bodzce bodajze usypiaja, hipnotyzuja, dezorientuja swiadomosc. O ile jeszcze w klimatronie, a moze i nieco wczesniej, posiadlem odrobine pamieci inaka, ktora rzucala pewne swiatlo na swiat jego doznania i mysli, o tyle tutaj doznania i mysli byly kanwa mych doswiadczen i przezyc. Myslalem, ze zlozenie psychik nie bedzie mozliwe, gdyz aby go pojac, musialbym nieustannie dzialac i myslec w hipnozie, a jeszcze do tego i pamietac. Brakowalo hipnotyzera, ktory by to nakazal i ktory bylby w stanie hipnotyczna amnezje cofnac.
Porusze tutaj ewolucyjny watek morfologii mozgu czlowieka i inaka. To, ze inak ma dwa osrodki nerwowe, wydawalo mi sie na poczatku wybrykiem natury, naddatkiem, jej darem wylacznie dla mnie. Jeden mozg inaka mozna bylo zastapic moim umyslem, utozsamic sie z nim. Jeszcze i teraz widze taka celowosc inaczej cefalizacji, a im wiecej mysle, tym bardziej sie w tym przekonaniu utwierdzam. Dlaczego ewolucja na Miscie nie otoczyla starszej czesci jego mozgu kora nowa, tylko rozdwoila rozwoj w kierunku drugiego osrodka nerwowego? To nienaturalne, to blad, rozrzutnosc, dodatkowa komplikacja, jeszcze jeden stopien swobody, aczkolwiek tworzyla z tego, co miala do dyspozycji, a wycofac sie z tej drogi ewoluowania inaczej anizeli usmierceniem swoich plodow nie mogla. Jesli jednak zalozymy wyjasnienie naturalne, to mysle, ze dlatego nie rozbudowala kory, gdyz jej twory bylyby pozbawione zdolnosci selekcji bodzcow i przywykania do bodzcow stale dzialajacych. Srodowisko nieprzejrzyste, o rozmytych cechach, rozproszone, o zbyt wielu niewiadomych, moze by zagluszalo sensoryczno-motoryczne funkcje organizmow. Nalezalo oddzielic podswiadomy odbior informacji srodowiskowej, na filtrowanie pozadanych w danej chwili bodzcow, na przywykanie do bodzcow stalych, a ich analize oddzielic od tego poziomu, nadbudowac nad postrzeganiem. I to przetwarzanie siegnelo rozumnosci. Zlotym srodkiem do celu moze byla hipnotropina. Pogodzila zapewne gradient cefalizacji z funkcjonowaniem w zlozonym informacyjnie srodowisku Misty, a moze i ulatwila przekazywanie informacji z poziomu rejestracyjno-selektywnego na poziom swiadomosciowy. To co my osiagamy odmienionym stanem swiadomosci, inak osiaga biochemicznie i elektromagnetycznie. Hipnotropina, hormon i transmiter synaptyczny zarazem, przestrukturowala moje sieci korowe, asocjacyjne, petle sprzezen w domeny komplementarne do odpowiednich inaczych czesci mozgowia. Stad takie dziwne przestrzenne odwzorowania moich czynnosci mozgowych na magnetogramach, fluktuujace obszary platow czolowych, obce pola wirowe towarzyszace mysleniu... Stany moich sieci korowych zaczely pasowac do stanow sieci mozgowia inaka, przygotowujac mnie do psychicznego z nim kontaktu. I mimo ze hipnoza ogranicza funkcje korowe, to przyswajanie informacji na poziomie podswiadomosci jest glebsze i pelniejsze, zas zapamietaniu tego stanu amnezji sluzy samorzutnie... promieniowanie pulsara. Wystarczy porownac rytmy fal mozgowych glebokiego snu; jest bliski rytmowi promieniowania pulsara. Rytm fal transu, plytkiego snu, hipnozy to wielokrotnosc rytmu promieniowania. Fale relaksu, czuwania i myslenia to jeszcze wyzsze wielokrotnosci, roznice dotycza oczywiscie amplitud. Inercji pohipnotycznej, okresowi upojenia hipnotycznego, towarzyszy taki sam rytm. Rezonanse. To dlatego skarzymy sie na zaburzenia snu i wyzszych czynnosci nerwowych. Pole pulsara rezonuje te rytmy. Ale tworcze myslenie dzieki temu przebiega intensywniej nie w swiadomosci, lecz w podswiadomosci. Moj umysl uzyskal jeszcze jeden odmienny stopien swobody, czy jak wolicie odmienny stan swiadomosci, zblizony do hipnozy, snu i tworzenia jednoczesnie. Problem pamietania niepamietalnego przestal istniec, bez obawy moglem sie poddac przeobrazeniu zdajac sobie sprawe, ze wszystkie przezycia zapamietam.
Postrzeganie swiata w zakresie mikrofalowym obarczone jest znaczna nieokreslonoscia, nieprecyzyjnoscia rozpoznawania obiektow. Wielkosc postrzeganego obiektu i zdolnosc rozdzielcza zmyslu wzroku, zlaczone z soba pewna stala, musi zostac wsparta albo innymi zmyslami, albo intuicja, domyslem, mysla. Co prawda nieoznaczonosc ta zostaje wzmocniona powonieniem, zmyslem cieplnym, dotykiem, zmyslem barycznym i percepcja pol elektromagnetycznych, to mimo wszystko stalej tej nie umniejsza. Miedzy postrzeganiem rzeczywistosci a jego interpretacja rozciaga sie albo szereg ulamkowych wartosci logicznych z zero-jedynkowego przedzialu, albo szereg wartosci rozmytych. Kiedys rozwazalem mozliwosc rozmytej czy wielowartosciowej logiki inaczego myslenia, a w slad za nia i jezyka. Rozwazam i dzis. Dlaczego? Nieobce sa fizyce osrodki rezonansowe. Nie zorientowalismy sie, ze takim wlasnie osrodkiem jest atmosfera Misty. Ona na fali wzbudzenia amoniaku oddaje radiowe echa.
Zalozmy, ze atmosfera sklada sie z szeregu warstw o jednakowych gestosciach optycznych, przeszywanych monochromatycznym promieniowaniem o pulsarowej czestosci. Otoz jesli n-ty impuls oswietli ruchomy przedmiot znajdujacy sie w pewnej warstwie powietrza, odbije sie od tego przedmiotu i padnie na warstwe sasiednia - zmienia faze drgan czasteczek amoniaku warstwy, na ktora pada, na przeciwna. Inaczej mowiac, warstwa sasiednia, obracajaca faze odbitego swiatla o kat polpelny wzgledem fazy n-tego impulsu, staje sie warstwa rezonansowa. Oczywiscie, ze impuls kolejny, n+1, wywoluje w warstwie rezonansowej identyczny efekt. Tak samo jest z impulsem kolejnym, n+2, jednakze jednoczesnie z przyjeciem tego impulsu amoniak warstwy rezonansowej oddaje echo impulsu pierwotnego, n-tego, ktore skierowane jest przeciwnie do n+2 fali frontowej. Na n+3 impuls naklada sie echo impulsu n+1, i tak dalej. Fronty i echa przenosza sie od warstwy do warstwy. Fronty czolowy i jego echo, wskutek nalozenia sie na siebie dwoch obrazow o roznych fazach, jakby obrazow z "roznych czasow", i przemieszczajacych sie z warstwy na warstwe, daja zludzenie zwielokrotnienia, nierzeczywistosci i niepewnosci spostrzezenia. Tworza miraz. Jesli teraz skojarzymy pamiec holograficzna atmosfery z takimze modelem ludzkiej i inaczej pamieci, to interpretujemy obserwowane zjawiska zlozenie, bo albo wzmocnione, albo wygaszone, jak prazki interferencyjne... To jakby krotkotrwala pamiec atmosfery, ktora rzutuje na percepcje, nakladajac na nia dodatkowa nieoznaczonosc.
Ograniczony liniami nabocznymi zmysl elektromagnetyczny inaka to zarazem organ mowy. Inak, dzialajac i myslac, zmienia pole miedzy liniami. Modulacje te generuja rozprzestrzeniajace sie od inaka zmienne pole elektromagnetyczne. Jesli w zasiegu pola znajdzie sie odbiorca, odbierze zmiany, i zamieni na wlasne mysli czy dzialania. Obserwowane skupianie sie inakow w grupy, nie odbiegajace zachowaniem od zachowania innych gatunkow, sluzy nie tylko wieziom gatunkowym, nie tylko zaznaczaniu obszaru, ale i wymianie mysli, obrazowej mowie. Czy taki sposob przekazu informacji mozna nazwac jezykiem? My, emitujac i odbierajac fale elektromagnetyczne, rowniez slemy tresci mowione i obrazy, ale u inakow jest to sposob szczegolny, gdyz one myslami moduluja, wyrazaja siebie indywidualnie, bezposrednio, za posrednictwem obrazow wlasnych mysli, myslobrazow. W samym zas odbiorze one jakby intuicyjne odczuwaja i pojmuja i siebie, i wlasne srodowisko...
Jezyk to system symboli i rzadzacych nimi regul skladni, czyli gramatyka, to generowane gramatyka zdania, zdaniami generowane struktury, a struktura - semantyka. Ta ostatnia przyporzadkowuje jezykowym wyrazeniom pozajezykowa rzeczywistosc - znaki. W odroznieniu jednak od jezyka naturalnego, inacze znaki, czyli okreslone konfiguracje pola, parametry natezenia, napiecia i rezystencji, nie sa konwencjonalne, umowne. To raczej indywidualne, osobiste, subiektywne myslobrazy, wrazenia o okreslonym osobniczym znaczeniu, wynikle z dostosowania ewolucyjnego i indywidualnego doswiadczenia. Mowiac inaczej, dana osobnicza konfiguracja pola wywoluje bliska tej ekspresji ekspresje osobnicza u innego inaka. W umysle innego inaka powstaja bliskie pierwotnemu myslobrazy, w emocjach - emocje. Nie tozsame, lecz bliskie, totez logicznie rozmyte, rozproszone po pewnym przedziale mozliwych wartosci. Trzeba je scalac, integrowac, redukowac do okreslonych postrzezeniowo-emocjonalnych stanow. Cala semiotyka i semantyka ich obrazowego myslenia miesci sie na logicznej arenie rozmytych wartosci, na jej polu kreuja pojecia, symbole... Obrazy myslowe sa dynamiczne. Im blizsze prawdzie, tym bardziej uszczegolowione, im bardziej niepewne - ogolniejsze, abstrakcyjne. Dolozmy jeszcze obrazy i ich miraze, fluktuacje tla elektromagnetycznego, rytm impulsow pulsara... Trzeba byc nie lada elastycznym, by w takich warunkach w ogole cos dostrzegac, dzialac i myslec.
Jesli juz jestem przy holografii... Naswietlaliscie receptory wzroku inaka mikrofalami lub promieniami ze zblizonego mikrofalowemu zakresami widma? O ile pamietam, wzbudzane byly jedynie potencjaly czynnosciowe. Gdybyscie to zrobili, moze by i nie powstal Projekt... Organ wzroku inaka jest hologramem. Utrwala w molekularnej strukturze ommatidiow obrazy i mysli. Oni... Tam, w glebokiej jaskini pod kemem, maja taki plemienny grob, tysiace i tysiace "oczu" z utrwalonymi w nich doswiadczeniami minionych zdarzen. To ich rodowa "biblioteka". Zbadajcie symbionta. Dostrzezecie to, co widzialem i myslalem.
Specyficzna wiez miedzy inakami pozwala im wyostrzac percepcje. Moga w specyficzny sposob wytezac swoje zmysly, a wlasciwie akomodowac je stosownie do sytuacji. W atmosferze, naswietlonej promieniowaniem pulsara, generowane jest promieniowanie wtorne, superwysokiej czestotliwosci, o slabym polu. Inakom i klonowi niezmiernie ono pomaga. Wektor tego pola polaryzuje dipole molekul organizmow i dzieki tej polaryzacji stajemy sie wysokoczulymi detektorami bioplazmowymi. Reagujemy nie tylko na skladowa elektryczna, ale i na skladowa magnetyczna promieniowania. Mimo ze jest ona niezmiernie slaba w stosunku do skladowej elektrycznej, niesie w sobie tysiace razy wiecej informacji. Gromadzac sie w grupe, laczymy swoje zmysly i kumulujemy swoje obszary doznaniowe w ponad-zmysl. Syntetyzujemy indywidualne postrzezenia w nadpostrzezenie. Stajemy sie zywym nadzmyslem, ktory rozszerza granice wlasnych doznan. Naduwrazliwiajac sie dostrzegamy i czujemy to, co nie zawsze dostepne jest kazdemu z nas oddzielnie...
Stajemy sie jedna wielka organiczna antena, antena mikrofalowa, magnetyczna, radiowa, elektryczna, termiczna, dotykowa... Antena z synteza apertury, ktora powstaje z anten-inakow, ktora odbierane sygnaly rozklada na transformaty Fouriera - sygnaly o czestotliwosciach podstawowych, i ktora syntetyzujac je ponownie wytwarza obraz o uszczegolowieniu niemozliwym do osiagniecia przez pojedyncza antene. Mozg w modelu holograficznym poddaje sygnaly podobnym przeksztalceniom... Przez jakis czas bylem taka wwiklana w wiele inakow antena. Odurzony elektromagnetycznymi polami, ogluszony poddzwiekami, wstrzasany cyklami kosmicznymi widzialem Galaktyke, jej jadro, ramiona... Mysle, ze stad sie wzial prawzorzec ksztaltu ich siedzib. Te dziwne, ruchome struktury... To nie sa ich pojazdy czy wehikuly, to rozszerzajace im ciala konstrukcje, ktore pobudzaja funkcje ich organizmow, to przedluzenia ich zmyslow. Mysle, ze sa ucielesnieniem nadzmyslu, lecz nie mam pojecia, czy sa to mechaniczne konstrukcje z przewodnikow organicznych, czy tez zostaly wyhodowane. Czulem sie w tym teleskopie zmyslowych doznan niczym pajak, dla ktorego siec jest jedynym zrodlem informacji o calym jego wszechswiecie. Bylem nadinakiem, Mista, Wszechswiatem!...
Inacze wartosci sa dalece nieporownywalne do naszych, zatem dosc nam obce. Grupa, w ktorej przebywalem to raczej cos w rodzaju etnosu, pewnej wspolnoty o wlasnej strukturze wewnetrznej i wlasnych, uksztaltowanych stereotypach zachowania. Wybieraja swego przywodce, guru, a wlasciwie darza kultem, wielbia, najlepiej dostosowanego do zycia osobnika. Obdarzony jest on najwyzsza witalnoscia, najwyzszymi potencjalami bioenergetycznymi, najsilniejszym psychopolem... Przewodzi im. Otoz gdy inak traci swiadomosc wskutek szoku elektromagnetycznego zwiazanego ze wschodem pulsara, guru wspomaga go przekazujac mu czesc swojej zyciowej energii. Typowe, wewnatrzgatunkowe postepowanie altruistyczne, ktore brzmi jak opowiesc o bioenergoterapeutach, uzdrowicielach. Zjawisko uzdrawiania wynikaja tu nie z mocy nadprzyrodzonych czy z cudow, lecz ze spotegowanej bioelektronicznosci inakow. Jest to zapewne rudyment, pozostalosc po diametralnej zmianie warunkow fizycznych na Miscie, kiedy to wybuchla pobliska karlowi supernowa a fala uderzeniowa dotarla do ukladu. Jest to zaprogramowany genetycznie czy zakodowany strach przed unicestwieniem, strach przed smiercia, i ten biologiczny wstrzas odcisniety jest we wszystkich tutejszych taksonach. To wlasnie nas dziwilo: topnienie DNA, przestrukturowania wiazan miedzyczasteczkowych, owe startowanie rozwoju plodu od takiego samego mikroskopijnego zarodka bezposrednio do organizmu docelowego, bez stadiow posrednich... Przypuszczam, ze mozemy byc swiadkami burzliwych migracji inakow, ktorych celem powinien byc przeplyw genow i ewolucja etnosow w kolejne formy spoleczne. Jakis czynnik energetyczny, wewnetrzny lub zewnetrzny, wymusi takie zachowania i przetasowania genow. Dlaczego tak sadze? Przeciez bez klopotow wniknalem do kemu. Zostalem przyjety jakby to byla najnormalniejsza rzecz. Malo tego, pomogli mi w dostosowaniu sie do nich, przekazywali mi swoje polecenia, mysli, caly czas otaczali swym polem zycia i swiadomosci...
Mysle, ze z wplywami kosmicznymi i kosmofizycznymi powiazane sa wszystkie sfery ich zycia, z metafizyka lacznie. Sa nie tylko wpatrzeni w niebo z racji swoich zmyslow, ale i od nieba uzaleznieni w doswiadczaniu swiata umyslem. Ta amfiteatralnie uformowana mikrofalowa kuchnia w ich glownym kemie jest wzmocnieniem wplywow pobliskiego kosmosu. Ukierunkowane i wzmocnione promieniowanie maserowe nagrzewa objetosciowo i rownomiernie ich ciala; takie podgrzanie przyspiesza przemiane materii, pobudza gojenie, daje miesniom wieksza sile. Wyzyskuja ten efekt poddajac sie napromieniowaniu przed wielkim wysilkiem, na przyklad przed wyczerpujaca wspolna obserwacja srodowiska albo podczas leczenia odniesionych ran. Kiedy zostalem pokaleczony i ja, lezalem w tym sanktuarium. Wyzdrowialem, utracone tkanki i organy zregenerowaly sie. Aha! Mimo przebywania inakow w polach elektromagnetycznych, nie groza im nowotwory. Optimum termiczne ich cial powoduje, ze komorki rakowe wchlaniajac selektywnie te same mikrofale co komorki zdrowe, po prostu gina. Zdaje sie, ze i doswiadczalem istnienia nowego zycia, ale nie jestem pewny...
Doswiadczylem tez plci. Poczulem takowa. Mialem swiadomosc jej zaistnienia, a zaistniala we mnie w drodze powrotnej z okolic polarnych. Nie wiem, jaki byl jej rodzaj, inak z natury jest bezplciowy, nijaki, ale wrazenie bylo niepowtarzalne... Efekt plci musial zostac tam czyms zainicjowany, moze niedoborem wilgoci, obecnoscia w powietrzu rozpraszajacych fale krysztalkow lodu, moze nadzwyczaj niska temperatura, symfonia infradzwiekow towarzyszaca zorzom, zanikaniem pionowego wektora pola magnetycznego magnetosfery... Czy celem podrozy mogl byc efekt plci? Byc moze, ale... Otoz w spagu lodowcow kruszacych skorupe Misty zalegaja przemieszane ze zlozami srebra zloza klatratow, gazohydratow i wodzianow amoniaku i dwutlenku wegla. Hydraty sluza inakom do tworzenia zwierciadel wzmacniajacych maserowe promieniowanie. W srebrze, zwlaszcza jego plaskich samorodkach, utrwalane sa obrazy minionych dziejow planety. To cos w rodzaju samoobrazow na bazie holografii. Szukaja wlasnie ich. Kodowana archeologia?... Te naturalne karty historii, obok ich dziejow rodowych zgromadzonych w nekropolii pod kemem, pozwalaja im odtwarzac dzieje swiata, a zwlaszcza badac katastrofe kosmiczna, ktora dotknela ich planete i ich samych, kiedy nie posiadali jeszcze daru samoswiadomosci...
Tak, to ich genetyczny mit o powstaniu wszechswiata. Tak jak dawne kosmogonie ziemskich kultur, tak i ich kosmogonia jest zbiezna jest nieco z obecnym naukowym obrazem uniwersum. Jako planetarny preorganizm doswiadczyli wybuchu supernowej, doswiadczyli narodzin pulsara, skutkow jego promieniowania, przesuwania sie tego promieniowania w zakres widma reliktowego... Swiadomosc ich ma swoje korzenie w prozni. Na podstawie zakodowanych w sobie przeslanek wysuneli wniosek: Kosmos powstal w Wybuchu i Wybuchowi zawdzieczaja samoswiadomosc... To jest ich mitologia. Odtwarzaja ja w swoistym rytuale: w spalaniu gazow z hydratu metanu. Wybuch moze symbolizowac narodziny swiata, a poprzedzajacy go zaplon - sprawcza przyczyne wybuchu. Dla nich smierc oznacza trwanie, psychosomatyczne zespolenie z kosmiczna energia, ktora odcisnela swe pietno na ich cialach i psychice... Inaczy archetyp mitycznego porzadkowania swiata w kosmos mandali czy labiryntu.
Moze blizej powinnismy przyjrzec sie ich kulturogenezie. Sa na etapie tworzenia kultury materialnej, bytowej, kultury symbolicznej i duchowej. Odkryli mieszanke wybuchowa, stworzyli podziemne budowle, przedluzaja wlasne ciala i zmysly, maja jakby ludowa medycyne... To malo? Kalendarz... Okres obrotu pulsara przyjeli za jednostke czasu i z jej wielokrotnosci tworza pochodne okresy: dobe, rok... Miekka technika intensyfikujaca ich wolne tempo zycia, ich relatywnie wolno plynacy czas psychiczny, tworzace sie kanony i normy zachowania i postepowania... Sztuka! Potrafia wiernie oddac w rzezbach ksztalt rzeczywistosci! Samym dotykiem, nadwrazliwym, wyolbrzymiajacym szczegoly, wyczarowuja cuda! Ich symbolika, wyobraznia, tworczosc abstrakcyjna, doprowadzona jest wprost do perfekcji. Tworza mitologie i systemy metafizyczne wynikajace z niemoznosci dokladnego poznania swiata. Obrazowo mowiac operuja pojeciami rozmytymi, rozproszonymi, fraktalnymi, samopodobienstwem. Usiluja z tych nieciaglosci dojsc do pojecia punktu, prostej i plaszczyzny, ktore jednak sa idealizacjami niewlasciwymi ich logice, postrzezeniom i doswiadczeniu, tak jak nasze umysly nie sa przyzwyczajone do odczuwania kwantowego formalizmu. My tylko matematyka ten formalizm ujelismy...
Daza do jakiegos bytu metafizycznego, czegos co nazwac by mozna "samoswiatlozywnoscia". Efekt maserowy na amoniaku jest jednym z etapow tej ich drogi, a sanktuarium - przystankiem na drodze... Ich obecne istnienie to doczesna koniecznosc. Termika ich organizmow pozwala na czasowe zywienie sie swiatlem, ale homeostaza i metabolizm wymagaja wymiany atomow. To metafizyczne dazenie, ich porownywalne z nirwana sakrum, swiatlo madrosci, symbolizuje pewna roslina, ktora liscmi skupia promieniowanie pulsara w swietlna sfere podobna do sfery z komory zycia. Tak mi sie wydaje, poniewaz jej myslowe wyobrazenie bylo tak wysoce niedookreslone, jak wyobrazenie swietej nadistoty. Oddawali jej hold. Otarlem sie o to boskie, nie waham sie uzyc tego slowa, doznanie. Musze ponownie zostac inakiem. Juz nie biernym obserwatorem, ale aktywnym guru... W ten tylko sposob moge sie z ich swietoscia zjednoczyc. I zamiaru swego nie poniecham..."
"Nie poniecham, nie poniecham... ". Rozbrzmiewalo zewszad zlowieszczo i zimno jak rzucona przez Hassana klatwa, a rozproszywszy sie echem juz spokojniej pobrzmiewalo w swiadomym przeznaczenia umysle, ktory w sennej, nastalej pokrotce ciszy poczynal roic... Zbyt wczesnie podporzadkowywac jazn swiadomosci! Otrzasnalem sie z odretwienia, wylaczylem wszystko, wstalem. Co mialem wykonac, zrobilem. Przeciagnalem sie, przeszedlem kilka krokow, sciana, obrot, znow kilka krokow... Stop, z powrotem... Na zewnatrz wszystko drzalo, wibrowalo, wewnatrz cisza, spokoj, wszyscy spia... Poczulem przyplyw niepokoju, a potem niejasne przeczucie czegos, co sie nieuchronnie zblizac musialo. Przygasilem intuicje, siegnalem ponownie do sekwencji aktow poznawania Misty, inakow, do towarzyszacych temu prac, przemyslen, skojarzen, do nasuwajacych sie ni stad, ni zowad refleksji, do swietosci inakow, absolutu ich metafizycznych dazen... Bilans zycia? Ciezko byc niewolnikiem czyjejs swiadomosci, ale pod brzemieniem wlasnej czulem sie jak mesjasz... Przystanalem. Umysl uporczywym niepokojem dawal znak...
Znienacka wezbrala we mnie fala inaczych doznan. Rozdalem sie i wypchnawszy myslopolem przestrzen rozprzestrzenilem swiadomosc poza stacje. Musnawszy przygasajacy rytm czyjegos polzycia czym predzej schowalem sie w sobie... Fantomowy inak! Rozejrzalem sie. Moze muzyke, kapiel... Ujrzalem sie w lustrze. Zarosnieta, pomarszczona, zmeczona twarz, jakby martwe, palajace matowym blaskiem i nieobecne oczy, zapadniete policzki, obrzmialy nos, wargi, skotlowane wlosy... Twarz ta sama, ale jakby przykrywala prawdziwe oblicze. Czyje? Nagla deformacja odbicia upodobnila sie do Hassana... Dal znac o sobie, przeczucie nabralo pewnosci. Jek, upadek, gluche uderzenie o ziemie... Wyostrzylem zmysly, rozgonilem mysli, zgasilem swiatlo i zdepolaryzowalem okno... Ramiona sklebionej, szaroczarnej mgly niespokojnie obmacywaly cos ciemnego, skulonego, od czego odsuwaly sie jakby ze wstretem i odplywaly w dal. Poczulem zapach smierci. Musialem wyjsc poza stacje. Wciagnalem byle jak kombinezon, przygryzlem filtry i nasunawszy na oczy multiwizor wymknalem jak tylko moglem najciszej na zewnatrz. Wicher natychmiast szarpnal mna, zakrecil, owial lodowatym oddechem, sypnal topniejacym w locie sniegiem i zaperlil sie na goglach kroplami deszczu. Kulac sie podtoczylem do zagadkowej, ledwie cieplej strefy, niewyraznie majaczacej na tle zimnych, oblodzonych glazow, zapalilem nie wiem czemu swiatelko na kasku...
Jeszcze zyl. Ludzki szkielet okryty popekana skora i strzepami skafandra, ktore marznac wbijaly sie gleboko w zsiniale, niemalze martwe cialo. Skulony jak embrion przyciskal mocno do tulowia odarte ze skory rece i glowa wspieral na zamrozonym blocie ciezar wlasnego ciala. Pochylilem sie. Ostroznie, powoli, z obawa, czy aby pod dotknieciem nie rozsypie sie na proch czy krysztaly lodu, obrocilem go na bok. Przykleknalem, oderwalem przymarzniete do twarzy grudki lodu... Czarne, zmierzwione wlosy, gruby nos, zapadniete policzki, opuchniete, spekane wargi... Ja albo Hassan! Rozchylil usta wydajac tezejace na mrozie tchnienie, uchylil powieki... Zachrzescilo. Jak luski opadly z nich przejrzyste platki lodu. Powedrowal niewidzacym spojrzeniem ku swiatlu lampki, przeslizgnal po mnie wzrokiem i wzniosl oczy ku niebu. Blogo usmiechajac sie, krzywiac sie z bolu spekanych i pekajacych krwia warg, stracil resztki przytomnosci.
Zrobilo mi sie go zal. Co za sila kazala mu opuscic baze, co za sila dala mu taka moc, by bez wspomagania, z uporem, cisnieniem woli, przemierzyc samotnie setki kilometrow pod niebem nie dla niego przygotowanej planety? Czy ta sama, ktora zmuszala prywatny impaktor do powtorzenia prozniowego szlaku do pulsara? Co Hassan musial przezywac, co pokonac, by to zrobic? Jakim cudem nas odnalazl i po co odnajdywal? Musial zdawac sobie sprawe, ze przeliczyc sie moze z silami, ze moze nie podola. Daleko mu bylo jeszcze do inaka, znacznie dalej anizeli do czlowieka... A mimo to zaryzykowal wlasnym zyciem! Czyzby od powrotu wolal smierc na wlasnej drodze do celu? A co z jego samozachowawczym instynktem? Czy tak wyobrazal sobie zespolenie z natura? Moze w swym zaslepieniu, niespelnionej zadzy przeszkodzenia w kontakcie-poznaniu dostal obledu?... Po co to zrobil? Czy postapilbym podobnie? Przeciez nie zostawilibysmy go na Miscie!
Podnioslem go ostroznie i lekko przyciskajac do siebie, chroniac przed porywami szarpiacego, porywistego wichru, zanioslem do grodzi sluzy i polozylem go ostroznie na rampie. Zastanawialem sie, czy nie zaniechac procedury wymiany atmosfer i odkazania... Nie, nie moge narazac zalogi bazy. Wyciagnalem nosze i polozylem na nich Hassana. Gdy naplynelo powietrze i nastalo cieplo, zaczal tajac lod. Kaluze wody i narastajacy zapach smierci... Hassan dochodzil powoli do siebie. Lzej oddychal, glebiej, nieco szybciej, sciskal i rozwieral piesci, poczynal drzec, pojekiwac z bolu. Znieczulenie zimnem ustepowalo. Czulem smierc. Bol, nasilajacy sie wraz z przyplywem cieplem, wykrzywial mu grymasem twarz. Poodcinalem wpijajace sie w rany strzepy twardej jak stal tkaniny, przemywalem i opatrywalem rany, potem rozcialem zaskorupialy kombinezon. Ujrzalem ciezka rane na piersiach. Nie bylo juz dla niego ratunku, zbyt daleko poszedl rozklad. To juz agonia, moglem co najwyzej usmierzyc mu bol i zlagodzic cierpienia. Przykrylem go, otworzylem wewnetrzna grodz i zaciagnalem nosze do gabinetu ambulatorium. Z odorem posunietego daleko rozkladu i mocnej woni amoniaku zmieszal sie mocny zapach lekarstw. Moze morfiny... Twarz Hassana zlagodniala, spadlo napiecie miesni. Oprzytomnial, omiotl wzrokiem otoczenie, zatrzymal sie na mnie, przyjrzal, jakby usilowal cos sobie przypomniec... Wnet oczy zmienily mu sie w szparki, zwezily sie zrenice, nerwowo zacisnal piesci. Chcial cos powiedziec, wciagnal powietrze w pluca i nie zdazyl. Matowe oczy zmatowialy mu jeszcze bardziej, przykryly jakby bielmem, cialo rozplaszczylo sie na stole jak wielka, przekrwiona plachta miesa i niemalze rozkladajac sie, rozpuszczajac, zaczal umierac. Wygladal jak klon symbionta sprzed symbiozy, jak osmalony blyskawica martwy inak. Przykrylem zwloki i przykrywajac je zadrzalem. Niezwykle do mnie podobny...
Budzilem kogo sie dalo, rzucajac kilka slow wyjasnienia. Vitoinena, rozespanego, z otwartymi ze zdziwienia ustami, zostawilem sam na sam ze zmarlym. Wszyscy wokol krzatali sie jak oszalali. Sciagnalem z siebie skafander i zostawilem ich samych. Noc trwala, ale nie moglem zmruzyc oka. Przekrecalem sie z boku na bok, wstawalem, podchodzilem do okna i wpatrywalem sie w szalejace na zewnatrz zywioly. Potem kladlem sie z powrotem, znow wstawalem. Za ktoryms z rzedu razem jakos zapadlem niespodzianie w plytka, nerwowa drzemke. Chyba snilem: tupot nog, gluche odglosy uderzen, trzaski, podniesione glosy, krzyki, huk wybuchu i zgrzyt zamykanych grodzi. Swiatlo to zapalalo sie, to gaslo, to ktos sie nade mna nachylal, to znikal, cos mowil do mnie, potrzasal mna, gdzies przenosil. Kolysalo i kolysalo... Pozostawalem gluchy na te poczynania, nie moglem nic zrobic, nawet specjalnie nic robic mi sie nie chcialo. Pragnalem byc obojetny, a podswiadomie przekonany bylem, ze tak byc musi, ze jakakolwiek proba przerwania snu spelznie na niczym. Sam sie skonczy, bo tak wypadki powinny sie byly potoczyc, w przeciwnym razie odwiode ostateczny final programu. I ten sen, letarg moze, sniony umyslem bezwolnym, moze ogladany spoza ciala sama dusza, sen sniony jak przez mgle i ze znacznego oddalenia - dobiegl konca. Nie zbudzilem sie, nie otworzylem nawet oczu. Po prostu nagle przejrzalem na oczy, jakbym caly czas mial je otwarte, jakby dopiero co dano mi sama swiadomosc...
|
|
Grzegorz Rogaczewski
{ korespondencje prosimy kierowac na adres redakcji }
|
|
|
|