CZEGO JAS SIE NIE NAUCZY...
czyli KSZTALCENIE DLA PRZYSZLOSCI
| rys. A. Jasinski |
Od wrzesnia tego roku rozpoczac ma sie wdrazanie zapowiadanej od
pewnego czasu reformy systemu edukacji. To nie tylko nasz polski problem. Swiat sie
zmienia w coraz szybszym tempie, przybywa nowej wiedzy inne zas jej elementy traca na
znaczeniu. Ksztalcac mlodych ludzi trzeba liczyc sie z tym faktem. To nieuchronne,
nie uciekniemy od tego.
Nie chce tu jednak recenzowac konkretnego zaplanowanego u nas w
Polsce sposobu reformowania szkolnictwa. Ukazuje sie bowiem na ten temat wystarczajaca
ilosc glosow w prasie, radiu i telewizji, glosow czesto uwarunkowanych politycznymi
sympatiami i antypatiami ich autorow. To mnie nie interesuje. Chcialbym natomiast
spojrzec na problem ksztalcenia z szerszej, ogolnocywilizacyjnej niemal perspektywy.
Nie jestem tu zadnym prekursorem takiego podejscia bowiem juz prawie trzydziesci lat
temu prezentowac je zaczal Alvin Toffler w swej ksiazce "Future Shock" (jej
polskie tlumaczenie ukazalo sie w 1998 r.) a zawarte w niej przemyslenia autora
zainspirowaly mnie do napisania niniejszego tekstu.
Dzisiejsze ksztalcenie, nawet to realizowane w najlepszych szkolach,
jest w tym sensie anachroniczne, ze nie przygotowuje nalezycie do zycia w
spoleczenstwie przyszlosci. Caly system obecnego szkolnictwa nastawiony jest na
przygotowanie mlodych ludzi do funkcjonowania w spoleczenstwie ery przemyslowej, a
wiec w systemie, ktory przestanie dominowac jeszcze za ich zycia ustepujac erze
postindustrialnej.
Obecnie funkcjonujacy system ksztalcenia ugruntowal sie ostatecznie
w XIX wieku wraz z nastaniem ery przemyslowej i jako efekt przystosowania sie do niej.
Szkoly staly sie jakby "fabrykami" produkujacymi masowo taki typ ludzi jaki
niezbedny byl w tej epoce. W takiej szkole - fabryce nalezalo zgromadzic w jednym
miejscu (budynku szkolnym) wlasciwy "surowiec" - uczniow i "wyprodukowac" z
nich ludzi wyposazonych w odpowiednie umiejetnosci, odpowiednio uformowanych i
akceptujacych wlasciwy system wartosci. "Produkcje" wykonywali stosownie
wykwalifikowani wyrobnicy - nauczyciele - specjalisci od poszczegolnych fragmentow
procesu ksztalcenia. W szkole - fabryce mlody czlowiek nabieral nawykow
pozwalajacych mu nastepnie bez wiekszego szoku wpasowac sie w przyszla prace. Takie
typowe szkolne atrybuty jak przychodzenie na okreslona godzine, rytm lekcji regulowany
dzwonkiem, wykonywanie wielu czynnosci na komende nauczyciela, wszystko to pozwalalo
pozniej zaakceptowac jako oczywistosc rytm chodzenia do fabryki lub biura na
konkretna, zawsze ta sama godzine, wykonywanie podobnych czynnosci narzuconych przez
zwierzchnikow, ktorzy (podobnie jak wczesniej nauczyciel) mieli tez wladze oceniania
pracownikow. Nawet przerwa obiadowa byla na komende. To wszystko razem czynilo ze
szkoly skuteczny instrument dobrego przygotowania do zycia w spoleczenstwie
przemyslowym.
Coraz wiecej znakow na niebie i ziemi wskazuje na to, ze trwajaca
dwa stulecia era przemyslowa wchodzi w faze schylkowa. Konczy sie dominujaca rola
wielkich fabryk zatrudniajacych tysiace lepiej lub gorzej wykwalifikowanych robotnikow
czy tez biur zatrudniajacych setki miernych urzednikow rutyniarzy. Ich wszystkich
stopniowo zastepuja nowe technologie i globalna informatyzacja. Potrzebny staje sie
natomiast calkiem inny typ czlowieka. Nie wystarczy juz, aby rozumial on
terazniejszosc i przystosowal sie do niej. Dzisiejszy mlody czlowiek musi nauczyc
sie sztuki pewnego przewidywania przyszlosci. Przewidywania kierunkow i tempa zmian,
albowiem to wlasnie ciagla zmiennosc jest cecha zaczynajacej sie epoki
postindustrialnej. Dzisiejsza szkola (nie tylko w Polsce) zupelnie do tego nie
przygotowuje. Szkoly, nawet te renomowane, KSZTALCA LUDZI WCZORAJSZYCH, wyposazonych w
wiedze o przeszlosci, z ktorej nic nie wynika dla przyszlosci. Ilu dzisiejszych
maturzystow potrafi sprobowac chocby wyobrazic sobie siebie i swiat za lat
dwadziescia lub trzydziesci? A przeciez to ich bezposrednio dotyczy. To oni za te
przykladowe dwadziescia lat beda napierani i wypierani przez pokolenie tych, ktorych
dzis jeszcze nie ma na swiecie.
Ksztalcenie dla przyszlosci wymaga tez calkiem innego typu
nauczyciela. Nauczyciela zdolnego patrzec w przyszlosc i przewidujacego nadchodzace
zmiany. Dzisiejszy system ksztalcenia nauczycieli takze nie przygotowuje do tej roli.
Nastawiony jest on, podobnie jak cala edukacja, na ksztalcenie nauczycieli wczorajszych.
Jak ma byc zreszta inaczej, skoro ci co ich ksztalca oraz ci co decyduja o sposobie
ich ksztalcenia tez sa wczorajsi.
Wspomniany na poczatku Alvin Toffler idzie w swych sugestiach dosc
daleko stwierdzajac, ze w jakims stopniu konieczne bedzie odejscie od modelu szkoly
- fabryki, w ktorej uczen spedza kilkanascie lat swego mlodego zycia. Aby nadazac
za zmianami zachodzacymi w swiecie niezbedne stanie sie cos w rodzaju ksztalcenia
permanentnego. W tej wizji nie ma sensu uczeszczanie do szkol roznych szczebli przez
niemal dwadziescia lat. Skuteczniejszy moze okazac sie system, w ktorym po ok.
dziesieciu latach nauki dajacej pewne wyksztalcenie ogolne zaczyna sie nastepnie
laczyc dalsza nauke z pewnymi formami pracy - najpierw w stosunkowo prostych
rodzajach uslug, a nastepnie coraz bardziej zlozonej w roznych rodzajach struktur
spoleczenstwa postprzemyslowego. To wzglednie szybkie rozpoczecie pracy jest zarowno
czynnikiem stopniowo usamodzielniajacym mlodego czlowieka (zaczyna juz troche
zarabiac) jak i swego rodzaju kontynuacja edukacji zawodowej. Rownoczesnie, aby
podnosic kwalifikacje i dostosowywac je do zmieniajacych sie wymagan, niezbedne
stanie sie czeste uczestniczenie w roznego rodzaju systemach kursow, ktorych profil
i zakres czlowiek wybiera sobie sam w zaleznosci od potrzeb i zainteresowan. W pewnym
stopniu system takich kursow dzis juz istnieje, choc oferuje najczesciej stosunkowo
proste kwalifikacje (np. kurs na prawo jazdy czy rutynowa obsluge komputera). Byc
moze w przyszlosci, po odpowiednim rozbudowaniu oferty system taki stanie sie czyms
dominujacym w procesie ksztalcenia ludzi i to nie tylko mlodych.
Ludzie zyjacy w spoleczenstwie postindustrialnym musza opanowac
dwie zasadnicze umiejetnosci:
a) ciaglego uczenia sie nowych rzeczy,
b) dokonywania wyboru wsrod mrowia mozliwosci.
Jakos nie widac, aby obecne ksztalcenie kladlo nacisk na te dwa
elementy.
Jesli czlowiek XXI wieku bedzie zmuszony w ciagu swojego zycia
przystosowywac sie do przemian, ktore kiedys zachodzily na przestrzeni stuleci to
musi tez chocby ogolnikowo wyobrazac sobie przyszlosc. Musi swa umyslowosc
odpowiednio do tego wytrenowac. Nie mamy zbyt wiele dobrej literatury przyszlosci, byc
moze jednak wybrane dziela takich pisarzy jak Artur C. Clarke czy Stanislaw Lem powinny
znalezc sie wsrod obowiazujacych lektur i to na dosc juz wczesnym etapie
edukacji. Moga one nie tylko rozbudzac wyobraznie ale i ukazywac rozne zagadnienia
spoleczne, polityczne lub etyczne, z ktorymi dzieci beda mialy do czynienia kiedy
dorosna.
Inna metoda ksztalcenia dla przyszlosci moga byc roznego
rodzaju gry symulacyjne (obecnie juz stosowane np. przy ksztalceniu menedzerow), w
ktorych uczestnicy rozpatruja rozmaite warianty blizszej i dalszej przyszlosci,
musza wybierac wsrod roznych mozliwosci i analizowac skutki swoich wyborow.
Cwiczenia tego typu moga ulatwic kazdemu tworzenie wyobrazenia o przyszlosci
zarowno w skali indywidualnej jak i spolecznej. Rozbudzaja tez zaciekawienie
przyszloscia minimalizujac obawy przed nia. Stworzenie systemu oswiatowego, ktory
zdola wywolac taka ciekawosc moze byc naczelnym zadaniem rewolucji
postindustrialnej w szkolnictwie.
"Czasownik KSZTALCIC trzeba zaczac odmieniac w czasie
przyszlym" (A. Toffler).
|