The VALETZ Magazine nr. 2 (VII) - kwiecien, maj 1999
[ ASCII ]
( wersja ISO 8859-2 ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

 

3. Inicjacja

Zbieglem na dol, do holu, i w jednym z pomieszczen odkrylem wejscie do sieci agencyjnej. Istne laboratorium! Przestronne, najezone wypustkami pomieszczenie szeregiem cialoksztaltnych sprzegow posrodku i czaszami encefektorow. Przestapilem prog. Kazdy dzwiek grzazl jak w komorze ciszy, bezszelestnie wyjechaly laserowe projektory, czujniki, biosensory. Daje krok, drugi, wylania sie aneks zywnosciowy i dziwnie wygladajaca toaleta. Czuc lekki ruch powietrza... I glucha cisza. Przystanalem, rozejrzalem sie. Wejscie zniklo, poczulem sie jak w pokoju bez klamek. To ma byc to dyskretne sledzenie kazdego mego ruchu? Prawda, mozna tu siedziec tygodniami, chodzic po sieciach, jesc, spac, i ani widziec prawdziwego swiata, ale to dla tych, co lubia wyrafinowana czy tez wysubtelniona atmosfere intensywnej pracy. Albo dla gosci specjalnych, takich ktorych sie do czegos zmusza... Jak dlugo cos takiego da sie wytrzymac? Podplynalem do sciany. Wypustki zafalowaly, wygladzily sie i przybraly postac gladkiej tafli. Musnalem ja. Twarda. Pod mocniejszym dotknieciem rozplynely sie po niej fale, wlosy na dloni i przedramieniu zjezyly sie, mrowienie powedrowalo po naskorku na ramie, bark, szyje i wypelniwszy glowe utkwilo gdzies na jej szczycie, jak opuszczajaca cialo dusza tantryka... Cofnalem sie, po tafli przemknal jakis pejzaz i po chwili z imitacji okna wychylily sie wypustki.
Siadam w zachecajaco wygladajacym sprzegu. Pojawia sie nie wiadomo skad pulpit sensury, rozwiera hologram sterowania systemem, splywa z gory encefektor. Sprzeg oplata cialo, biosensory dlonie, lsniaca, niemal czarodziejska polkula encefektora bezbolesnie wbija w mozg setki, tysiace cienszych od pajeczyny, skanujacych czynnosci twojego osrodkowego ukladu nerwowego swietlnych nanoelektrod... Wystarczy zachciec, a juz system uprzedza twoj zamiar, ubiega twe dzialanie, dziala sam. Chwila skupienia, koncentracji, rzut oka na typ... Jesli zapedzisz sie za daleko, jesli bedziesz mial dosc, bedziesz chcial przerwac - rozluznij sie, odprez. Wszystko ustanie...
Centre de Recherche sur l'Imaginaire.
Co wspolnego ma z projektem Osrodek Badan nad Wyobrazeniem? Czym sie zajmuje?
"Problematyka symbolu i myslenia symbolicznego."
Pamietam.
"Dychotomiczny rozwoj swiadomosci determinowany biologiczna lateralizacja funkcji polkul mozgowych, jakby dwoch oddzielnych, dopelniajacych sie, specjalizowanych hormonami i transmiterami synaptycznymi systemow. Lewy dominuje nad przetwarzaniem symboli jezykowych i mowy, prawy - mysleniem obrazowym. Podczas uszkodzen..."
Dawno juz o tym wiadomo!
"Widzisz, cefalgiczne gatunki cechuje myslenie obrazowe, wynikajace z ich przystosowania ewolucyjnego. Postrzegaja przeciez swiat zmyslami, a te tworza w ich umyslach odwzorowanie tego swiata. Przetwarzanie tychze obrazow to najczystsza, wrodzona w praswiadomosc, pierwotna wyobraznia symboliczna. Wyobraznia, ktora nadaje sens i znaczenie kulturotworczej ewolucji i ksztaltuje symbole i znaczenia istotne pozniej dla duchowej egzystencji gatunku. Wyobraznia symboliczna staje sie z biegiem czasu narzedziem samopoznania, albowiem dopuszcza swiadomosc do tych rejonow rzeczywistosci, ktore sa niedostepne nieistniejacemu jeszcze lub ledwie co zawiazujacemu sie mysleniu pojeciowemu. To przetwarzanie odbitego w umysle swiata inicjuje myslenie obrazowe, bynajmniej nie gorsze, nie prymitywniejsze, jakby sie uwaza..."
Dosc!
"Myslenie obrazowe, artystyczne, wiedzie umysl do niepojetej czesto dlan pojeciowej transcendencji, rodzi obyczaje, rytualy, mity, sztuke. Z chwila ksztalcenia sie mowy idzie rozwoj myslenia racjonalnego, analitycznego, operujacego pojeciami. I wyrazanie tego jezykiem. Gdy ten rodzaj myslenia dogania wyobraznie symboliczna, gdy interferuje z nia, pojawia sie wyobraznia hybrydowa. Wiesz, ze jesli pojeciami nie jest w stanie wyjasnic swiata, gdy trafiasz na bariery pojmowania, siegasz nieswiadomie w poklady glebsze, w podswiadomosc, w obszar wyobrazni symbolicznej. Zwiecie to naglym olsnieniem, inspiracja. Czy probowales snic slowami? Albo czytac we snie? Oba rodzaje wyobrazni interferuja i albo przewaza swiadomosc pojeciowa, albo symboliczna, czy jak to mowicie - umyslowosc wschodnia i umyslowosc zachodnia. Poczatki tego rozdwojenia tona w mrokach pradziejow, dawne eposy, mity, owe werbalizacje mysli symbolicznej sugeruja, ze jeszcze pare tysiecy lat temu wyobraznia obrazowa przewazala. Boskie odglosy, irracjonalizm... Pojeciowe poznawanie swiata dalo nauke. Symbol okrojony do samego znaku, pozbawiony znaczenia. Ale nadal czujecie cos niewyslowionego, nieswiadomego, tworzycie metafizyke, nadprzyrodzonosci, cudownosci... Rozum rozdarty slowem i wyobraznia, pojeciem i symbolem, dorabia znaczenia i sensy doswiadczaniu empirycznemu i abstrakcji. Tworzy prawa i teorie. Mistyka heurystyki, dochodzenie do prawdy poprzez informacje, abstrakcje, transformacje..."
Absolut, sacrum, swiete i przeklete, pozadane i zakazane, przyciagajace i odpychajace... Kimze jestes?
"Jam demon systemu, jego dusza. Jestes w osrodku wyobrazen. Jam jego i twoj przewodnik..."
Jeden dziewiec piec jeden plus zero jeden...
Swiadomosc jakby oderwala sie od mozgu i z rosnacym przyspieszeniem pomknela swiatlowodami. Szybko, szybciej, coraz predzej... Jak przyspieszany w polu grawitacyjnym uklad odniesienia, swobodny spadek w zakrzywiajacej sie czasoprzestrzeni, lot fotonu na czarna dziure... Nabrzmiewa masa mysli, gestnieje, dylatuje... Topologie, fraktale, atraktory... Drza, pulsuja, puchna, nikna... Ciemniejacy wokol czarnego punktu pierscien powieksza sie, soczewkuje, pole widzenia ogarnia cala sfery powierzchnie naraz, muska horyzont zdarzen, w mrocznej otchlani wszechswiat w lsniacy w ciemnosciach kat brylowy sie sciaga... Granica. Osobliwosc. Zludny ciezar znika, krag do punktu umyka, uzwarca sie do sfery polsfera... W zamknietym mysloswiecie zblakana swiadomosc realnosc zatraca...
PSR 1951 + 01! Skurcz palcow, rozluznienie...
Rozplasany powidok. Echo krzyku bladzi po nastroszonych wypustkach scian, nie, szept jakis jak chichot sie blaka... Przekrecam glowe w encefektorze, nasluchuje... gratuluje, zlamales...lamales...es... Gotow?...otow ...tow ...mknij oczy...y... oslepniesz ...slepniesz ...lepniesz ...niesz ...szsz... Skrecony spinem mkne przez pustke pelna krzepnacego w kwazikrysztalach pylu, rozpraszam po dyslokacjach, hiperdzwiekiem roztracam osrebrzone wlokienka obrzezy czarnej jak noc prozniowej kawerny... Z ciemnosci wypryskuja kleby mlecznych drog i wezlow wlokien pustki, tna bieg mysli i chyzo umykaja do tylu. Wytracam ped, wpadam w rozwarte, rozkrecone, rozognione ogniem gwiazd ramiona, rozpraszam sie na jadrach, plone w strugach slonecznych wiatrow i krzepne w halo... Wychylam sie z prozni wprost w zwierane rotacja ramie i wkrecam w gwiezdny pyl strefy korotacyjnej. Cos jasnieje, rytmicznie blyska, hamuje szalenczy lot. Zwalniam... Stop.
Wspolrzedne galaktyczne systemu podwojnego... Skladniki: mikrofalowy pulsar i brazowo-czerwony karzel... Poltora kiloparseka od Slonca. Okres obiegu skladnikow wokol srodka ciezkosci ukladu - 6,4 doby. Data odkrycia... Pozno. Powody? Pulsacje w pasmie promieniowania tla nieba i poza plaszczyzna Galaktyki. Nieobserwowalna z ekliptyki znaczna niejednorodnosc tla... Srodek ciezkosci ukladu 4,5 miliona kilometrow od gwiazdy neutronowej. Odleglosc skladnikow - sto milionow kilometrow, rozciaglosc systemu planet niespelna jednostka astronomiczna. Ciasny, caly uklad miesci sie wewnatrz orbity ziemskiej! Prawdopodobienstwo powstania... Zerowe. Stabilnosc... Znikoma! Nader rzadki przypadek niby stabilnych orbit planetarnych wokol grawitacyjnego rotatora, Az dziw, ze uklad taki istnieje... Kolejnosc? Pulsar, cien dysku akrecyjnego od olbrzymiej planety odleglej o 20 milionow kilometrow, sto milionow kilometrow dalej czerwono-brazowy karzel, ktorego obiegaja dwie male planety o wyciagnietych ku pulsarowi dlugich polosiach orbit. Znaczny mimosrod... Blizsza, oddalona o 15 milionow kilometrow od karla, dalsza odlegla o 24 miliony. Odleglosci orbit spelniaja prawo Titusa-Bodego, ale z innym wspolczynnikiem proporcjonalnosci. A zatem harmonia planetarnych sfer rozbrzmiewa i tutaj, i ten uklad jest skwantowany jak wiele innych... Planeta-olbrzym? Wyrwana silami grawitacyjnymi ze strefy oddzialywania karla. Nachylenie plaszczyzny orbit do ekliptyki zaledwie kilka stopni, do ekliptyki pulsara - dwadziescia stopni katowych. Poprawki relatywistyczne? Silny obrot linii absyd, dziesiatki razy przewyzszajacy zmiane orientacji orbity Merkurego. Brak komet, meteorow, pylow. Grawitacyjny odkurzacz pochlonawszy wszystkie okruchy miedzyplanetarnej materii pozera teraz i giganta. Podziwiam, jak niezmordowany, pewny siebie masywny punkcik dyryguje znacznie od niego wiekszymi globami. Pomijam promieniowanie grawitacyjne... Jak zaburzane jest orbitujacymi masami pole grawitacyjne ukladu? Potencjal grawitacyjny szybko, niemal gwaltownie, spada, i w poblizu mniejszych mas juz niemal jednorodna czasoprzestrzen przeczesuja znikome zaburzenia. Widmo elektromagnetyczne? W niemal jednostajnym, lekko pulsujacym polu promieniowania karla tona impulsy mikrofal biegnace z magnetycznych biegunow pulsara. Padaja wprost na uciekajaca przed nimi po orbicie druga, najdalsza planete. Dziwna, wprost niezwykla wypadkowa wektora predkosci planety po orbicie i kierunku emisji mikrofal z biegunow pulsara. I obieg rowny obiegowi karla wokol giganta... Jakby celowy, po to, by planeta nie mogla umknac przed stozkiem radiowych fal. Planetarna teleonomia...
Pulsar. Masa siegajaca gornej, teoretycznie mozliwej masy tego typu obiektow niebieskich. Promien rzedu dziesieciu kilometrow, okres obrotu dwie z ulamkiem sekundy, stabilnosc okresu obrotu prawie jak wzorcowego zegara atomowego. Przyspieszenie grawitacyjne i natezenie pola magnetycznego wyrazane jedynka z dwunastoma zerami. Maksimum promieniowania w zakresie mikrofal o dlugosci od jednego do dwoch i pol centymetra... A wiec 20-30 gigahercow...
Brazowy karzel. Masa dwie setne slonecznej, srednica dwiescie tysiecy kilometrow, emanacja w zakresie fal cieplnych o maksimum jednego mikrometra. Dlaczego? Przy masie nizszej od osmiu procent slonecznej masy nie zapala sie jadro, gwiazda sle jedynie cieplo wytwarzane grawitacyjnym zapadaniem sie... Karzel jest slabiutka gwiazdka o czarnoczerwonej barwie i temperaturze fotosfery rownej 2000 kelwinow. Znikome promieniowanie radiowe...
Planety... Glob wielkosci Urana, wyrwany grawitacja z towarzystwa satelitow karla. Mocno splaszczona sferoida. Jeden obrot w cztery zaledwie godziny. Wskutek szybkiego obrotu bezwladny plaszcz atmosfery fragmentuje na roznobarwne, skosne wzgledem plaszczyzny ekliptyki pasma. Sily plywowe od pulsara odksztalcaja gazowociekla hydrosfere na dwa wielokilometrowej wysokosci wzniesienia i takie same wglebienia naprzeciw wybrzuszen. Roznica sily odsrodkowej planety i sily wymuszajacej od pulsara daje szybka precesje osi obrotu planety - siedemdziesiat lat. Turbulentne ruchy w atmosferze rozpadaja sie na pasma, rozlegle i glebokie wiry, siegajace granic polmetalicznego jadra. Solitony Rossby'ego... Pietnascie milionow kilometrow od brazowego karla biegnie orbita najmniejszej planety ukladu, planety typu planet ziemskiej grupy. Bez atmosfery, poryta ospa kraterow... Obiega karla w niespelna trzydziesci dni. Silnie aktywna wulkanicznie, od rozgrzewajacych jej jadro sil plywowych. Obfituje w tlenki zelaza i glin; jej rozgrzana do czerwonosci powierzchnia plonie wieczna, samopodtrzymujaca sie reakcja termitowa. Lsnia okolone ciemnym zuzlem jeziora roztopionego zelaza, palaja srebrzystoczerwone granule wynoszonych z jej wnetrza skladnikow wyjsciowych, czernieja swiezutkie zapadliska... Cieplo uplastycznia cieniutka litosfere, ktora kipiac i wrzac, odciskajac komorki konwekcyjne planetarnego jadra, rozrywa, spawa i zgrzewala niestrudzenie swe kostropate oblicze. Mikrus usilujacy dorownac rodzimej gwiezdzie... Mysl zeslizguje sie po jej powierzchni i uniesiona sugestywnie bijacym goracem odplywa w kojacy chlod myslowej prozni...
Druga planeta. Srednica rzedu dwunastu tysiecy kilometrow, gestosc okolo pieciu... Ziemiopodobna! Juz z daleka silnym polem magnetycznym bronila sie przed slonecznym wiatrem karla i przerozlegla, oplatajaca caly uklad magnetosfera pulsara. Otaczajace ja zwoje pierscieniowych pasow radiacyjnych, przypierane z dwoch stron jednoczesnie, z sekundy na sekunde zmieniaja swa niezwykle skomplikowana konfiguracje. Magnetopauza to wystrzeliwuje na odleglosc 10-15 promieni planety, to tuli sie do jej powierzchni, wtlaczana falami uderzeniowymi. Polarne leje magnetycznych wirow wija sie jak weze, a centra uwiezionego promieniowania, na przemian sprezane i rozprezane, pulsuja rozblyskami, burzami i mikropulsacjami. Magnetyczne warkocz rozszczepia sie na dwoje jak coma niezwyklej komety. Pelny obrot to czterdziesci cztery godziny z minutami, precesja osi obrotu raz na kilkanascie tysiecy ziemskich lat...
Kapany w radiacji znizam lot na rownikiem dopoty, dopoki nie zawisam stacjonarnie nad skorupa spowijajacych planete oblokow. Wenus? Albedo podobne, ale podobienstwo zludne. Nieco rzadsza od ziemskiej atmosfera ma nawet niemal identyczny sklad chemiczny. Azot, osiemnascie procent tlenu, cztery pary wodnej, po cztery dziesiate dwutlenku wegla i tyle samo amoniaku, ustepujacego nizej amonowi. Sa i zmiany klimatyczne. Wiadomo, precesja, mimosrodowosc obrotu, wahajaca sie spiralnie orbita... Zycie? Watpliwe... Mimo obecnosci tlenu para i amoniakiem nie sposob oddychac. Ten drugi zbyt toksyczny, wystepuje raczej w pierwotnych planetarnych atmosferach albo na planetach-olbrzymach. Lecz skad czasteczkowy tlen? Co za procesy, poza fotosynteza, mogly go wyzwolic? Czyzby juz nekrosfera, rozkladajace biosfere bakterie? Powinien byc wiec i siarkowodor... Nie ma! Wiec moze rys ewolucyjny?...
Spotkanie drog swobodnych obu gwiazd, tworzacych teraz uklad podwojny, miala miejsce kilkaset milionow lat temu. Brak danych o ich predkosciach przed kolizja stref ich grawitacyjnego oddzialywania. Trudno, moze dalej... Temperatura. Proste obliczenie strumienia energii w kacie brylowym rozmiaru planety, po uwzglednieniu albeda, daje 136 kelwinow temperatury efektywnej na powierzchni. Rzeczywista temperatura siega od trzystu kelwinow na rowniku do stu piecdziesieciu na biegunach. Tu tezeje nawet dwutlenek wegla i amoniak... Srednia temperatura - plus piec stopni Celsjusza. Co podnosi ponad dwukrotnie teoretyczna temperature powierzchni? No tak, oczywiscie. Sily plywowe deformuja glob i rozgrzewaja do granic wytrzymalosci jego ciekle jadro. A wiec wydajna konwekcja i wydajny efekt cieplarniany na parze wodnej i dwutlenku wegla, buforowany znaczna pojemnoscia cieplna oceanicznych wod i amoniaku. Wysokosc plywow? Atmosfera - niemal dziesiec tysiecy metrow, hydrosfera - 40 do 180 metrow, litosfera - srednio dziesiec metrow... Dwa garby i dwie przeciwlegle niecki. Gdy masy gwiazd rezonuja, gdy dzialaja jak "ksiezycowe" plywy, dziury w atmosferze siegaja czasami samej powierzchni planety, a wtedy wkracza proznia i mozna sie nawet udusic z rozrzedzenia...
Mysl orbite zaciesnia, nad masa oblokow przemyka, jonow ocean rozpruwa, pod termosfere przenika, grzeznie w warstewce ozonu, o morze oblokow obija... Wypchnieta zgeszczeniem powietrza w odlegla przestrzen odbija. Nawrot, kat wejscia zmieniony... Ryczy rozpruwane powietrze, narasta opor, z tylu klebi sie kondensacyjna wstega... Bolid mysli, splone! Zwalniam, i juz spokojnie, unoszony pradami, nurkuje w gazowa otoczke. Szesnascie tysiecy metrow - trzysta paskali i minus siedemdziesiat osiem stopni Celsjusza. Krysztalki amoniaku i platki amoniakalnego sniegu, kropelki przechlodzonej pary wodnej... Nizej. Minus trzydziesci osiem stopni: kondensuje sie i wpadam w miedzyprzestrzen delikatnej mgielki... Dziesiec tysiecy metrow - minus dziesiec stopni, mgla wodna i jadra kondensacji sniegu, gradu, deszczu... Obrastam woda... lup! Bol tak rzeczywisty...
Powierzchnia. Siedemset hektopaskali, tyle co na Ziemi kilka kilometrow nad poziomem morza. Lecz tu pulap chmur daleko ponizej gruntu. Wszedzie, wszedzie, wszedzie chmury! Nie zdola przebic wzrok swiata cieplnych ciemnosci. Czuje bijace z dolu goraco, duszacy amoniak, amon, i znosna, choc jeszcze ujemna, temperature powietrza. Bladze, na oslep kraze, intuicyjnie wyczuwajac przeszkody... Przestrzen goracej przejrzystosci i ponownie obloki. Zedrzec tak te zaslone!
Mysl, miotana grawitacja, mknie nad kontynentalnymi plaskowyzami, wpada w powietrzne leje, szybuje w pradach wstepujacych, spada w prozniowe kominy, przemyka wzdluz brzegowych linii niszczonych wstrzasami ziemi i oceanicznymi przybojami, przedziera sie przez morza parujacego blota, omija termy, gejzery, jeziora wrzacych wod, fumarole, przenosi sie nad kraterami... Wulkaniczna obrecz planety przecina rownik pod katem dwudziestu stopni w plaszczyznie wyznaczanej grawitacyjnymi wektorami gwiazd systemu. Ona to wulkanicznym goracem przegrzewa atmosfere i tworzy pas przejrzystosci, a sprawia wrazenie, ze jeszcze, jeszcze troszke, jesli tylko zechce, zacisnie sie na jej powierzchni i wrzynajac sie w litosfere rozlupie glob na polowki... Masy wilgotnego, podgrzewanego i przegrzewanego powietrza okolic rownikowych wraz z lodowatymi masami biegunowymi inicjuja obieg dwoch atmosferycznych komorek konwekcyjnych. Rzadsze, cieplejsze, ciagnelo gora nad bieguny, zimne, ciezsze, dolem ku rownikowi. Na granicy szescdziesiatego rownoleznika, tam, dokad prawdopodobnie siegala granica roznic temperatur, gdzie spychane sila Coriolisa powstawaly cyklony, wrzala atmosferyczna kipiel, od ktorej oceaniczne prady zawijaly sie w wodne wiry i kruszac wszystko, co sie w nie dostawalo, krazyly po wszechoceanie macac morska ton...
Ukryte oblicze planety? Wirujaca, czysta i przejrzysta jak lza sfera pokrywa sie siatka rownoramiennych trojkatow. Na nia naklada sie delikatniejsza siatka pieciobokow, charakterystyczna dla starych, gestych planet ziemskiego typu. Dwudziestoscian i dwunastoscian foremny!? Stojace powierzchnie wezlowe, echo ukrytych niby krystalicznych struktur konwekcyjnych jadra, ewoluujacych z wiekiem planety i odpowiadajacych jej geologicznym epokom... Dynamika? Plynna metamorfoza szescianu w osmioscian, potem w dwunasto- i dwudziestoscian. A tetraedr, ten pierwszy? Jest, urojony, a wiec planeta starsza od Ziemi? A co w wezlach? Widmo kuli pokrywa schematyczny kontur morz i ladow z oznaczonymi nan obszarami: piec wezlow to dodatnie i ujemne maskony, trzy - to bogate w uran zloza, o, nawet z czynna reakcja jadrowa. Naturalne reaktory. Co za zadziwiajacy splot czynnikow geologicznych! Przypadek? Czy to nie jakis abstrakcyjny model? Potezne sily kosmiczne uruchomione masami pobliskich cial niebieskich generowaly najwyzsze tony harmoniczne sferoidalnych drgan wlasnych globu o okresach rownych trwaniu geologicznych epok. Sprawdzmy ich skutki... Wzdluz krawedzi ciagna sie oceaniczne rowy, szwy kontynentalnych kier, komorki konwekcyjne jadra, pomniejsze lancuchy wulkanow, wzdluz nich wieja usrednione, globalne wiatry i plyna glowne morskie prady. Ale niektore wierzcholki planetarnego kwazikrysztalu, w ktorych nie bylo ani maskonow, ani reaktorow, nic oryginalnego nie chowaly...
Ubrawszy glob na powrot w gazowa otoczke zadalem pomiary fizyczne. Predkosc dzwieku siegala niemal poltora macha, ale akustyczne drgania wygasaly na kilku metrach od miejsca ich wygenerowania. Przeciez wilgoc daleko dzwiek nosi... Aerozole. Amoniak, zredukowany do amonu obecnoscia pary wodnej, absorbowal ja i tak uwodniony tworzyl olbrzymie w molekularnej skali aerozolowe micele. Te, grupujac sie w luzne domeny o srednicy rownej dlugosci przecietnej fali dzwiekowej, wygaszaly dzwieki i, dodatkowo, rozpraszaly widzialne swiatlo, przepuszczajac jedynie czesc podczerwieni. Grunt? Typowe zwiazki krzemowe przemieszane z warstwami gazohydratow. Wodziany amoniaku, dwutlenku wegla, metanu... Pozostalosci sprasowanych pokladow spagowych pralodowcow, ktore moze kiedys pokrywaly cala planete, a teraz zalegac mogly czapami bieguny, siegajac czterdziestych, szescdziesiatych stopni szerokosci.
Co widac z powierzchni? Mrok? Warstwy oblokow przetkane przejrzystoscia? Calun ciemnosci?... Czern z rozowawym poblaskiem. Drzaca, migotliwa, podswietlona rozpraszanymi poblaskami podczerwieni, wsrod ktorej czasem poblyskiwala i jakas protuberancja... Wklesly inspekt okryty powala oblokow, sklepieniem jasniejacym polyskliwym brzaskiem zacmionego nieba... Olsniony nagla, niespodziewana mysla, dopuscilem do umyslu cale spektrum falowe i sciagnalem w sobie, zsumowalem wszystkie poziomy informacji, przeszedlem do granicy. Wysililem wyobraznie...
                    mysl w wiezach warstwic sfere przeczesujac z krysztalowa sfera w byt sie utozsamia, podlug algorytmu mknie, ewoluuje, ku czystej radosci mat-modelowania... powietrzem, oblokiem, oceanem sie staje, wszechobecna wszedy i nigdzie zarazem, naprzemian lodem to zamarza, to taje, to deszczem sie skrapla, to wzlatuje gazem, przedziwaczne gory, ladolody przenika, niczym neutrino w jadra wnetrza sie wdraza, swiatlem plynnym jak gabka nasaczona ocieka, ku konstantom swiata mat-modelu podaza, w otchlanie podziemne, podwodne nurkuje, to w jednie sie laczy, to w wielosc rozpada, wszechobecnosc ukrytych parametrow czuje, litosfere to kruszy, to na powrot scala, negentropie ukladu zachlannie pochlania, na kosccu wieloscianow kulistosc wyksztalca, zywe globu oblicze atmosfera przeslania i kosmicznych czynnikow nasladuje rytm tanca, nad gwiezdna polkula migocze, pulsuje, bol zmyslow... projekcja myslobrazu rotuje...

Zrzucilem encefektor. Pokoj wirowal jeszcze i pulsowal wytracajac stopniowo rotacje... Przetarlem oczy, pochylilem nad sensura. Skad pulsacja swiatla?... Efekt maserowy. Dokladniej?... Naturalny kwantowy generator mikrofal na amoniaku. Sprzyja mu parcjalne cisnienie amoniaku rowne trzystu paskalom, niska temperatura wysokich partii atmosfery i pole elektryczne planety. Promieniowanie pulsara wzbudza stan podstawowy czasteczki azotowodoru. Trzy atomy wodoru tej molekuly wyznaczaja plaszczyzne, wzgledem ktorej drga atom azotu. Moze przyjmowac dwa polozenia - po jednej lub drugiej jej stronie. Miedzy tymi stanami moze oscylowac z roznymi czestosciami. Stany te, podstawowy i wzbudzony, oddzielone sa bariera potencjalu, energia owej plaszczyzny. Czasteczka amoniaku drga przewaznie w stanie podstawowym, z atomem azotu po jednej stronie plaszczyzny, ale mozliwe jest kwantowe przerzucenie atomu azotu na druga strone bariery, do stanu wzbudzonego. Powrotowi czasteczki do stanu pierwotnego towarzyszy emisja kwantu o czestosci rownej roznicy czestosci obu stanow. To zjawisko zachodzi w atmosferze planety. Pulsar, nieustannie zadlac planete swym spojnym, mikrofalowym promieniowaniem, jakby precyzyjnie, o celowo dobranej czestosci dwudziestu kilku gigahercow, wymusza promieniowanie amoniaku. Ten z kolei, oddajac wiazce foton, ktory ja wzbudzil, samopodtrzymuje moc wiazki i pobudza nastepne czasteczki do emisji. Takie kaskadowe, wymuszone promieniowanie azotowodoru, znane skadinad w amoniakalnych oblokach z przestrzeni miedzygwiazdowych, wywoluje swiecenie atmosfery calej dziennej polkuli planety. Dlugosc tego promieniowania, mieszczacego sie w radarowym obszarze widma elektromagnetycznego, wynosi 1,2 i 1,3 centymetra i miesci sie w przedziale czestosci promieniowania pulsara...
Zdumiony tym efektem maserowym pytam o inne okna atmosferyczne. Sa. Do powierzchni docierac mogla podczerwien o dlugosciach jednego mikrometra i dwoch trzecich mikrometra. Istnialy podobne efekty, lecz laserowe, na dwutlenku wegla i na parze wodnej, lecz ich dziesieciomikrometrowe fale, niespojne i nieukierunkowane, zostawaly pochlaniane przez ozonosfere i rozpraszaly sie na wzbudzajacych je gazach. Innych okien nie stwierdzono... Radarowe oczy widzialyby pulsujace jaskrawo amoniakalne obloki, poswiate nieba, radarowe obrazy gwiazd, galaktyk, nawet poswiate planet. Oczy cieplne dostrzeglyby i karla, i srodowisko. Zaraz! Swiat w mikrofalach jawi sie jako rozmazany, jakby utkany z chmur czy innych fraktali. Oblok, deszcz, woda... nie rozroznisz. Wielosc znaczen w jednosci wrazen. Zycie. Mowiono o zyciu. Jest tlen, powinna zachodzic fotosynteza. Podczerwien?... Dwie trzecie mikrometra to dlugosc fali, przy ktorej przeciez fotosynteza zachodzi najintensywniej! Powinny byc zatem rosliny. Drugi przedzial cieplny?
Zadalem jeszcze kilka pytan, lecz system uraczyl mnie szeregiem nie zadowalajacych odpowiedzi. Uzupelniajace informacje... Naturalne tlo promieniowania radioaktywnego dziesieciokrotnie wyzsze od ziemskiego. Calkowity ladunek elektryczny atmosfery planety tez. Czeste burze na czterdziestych rownoleznikach. Deszcze nad oceanami. Nad ladami zamiecie topniejacego sniegu wodnego, czasem i deszcz, i amoniakalny snieg. Na czapach biegunowych przekladance lodow wodnych, amoniakalnych i suchego lodu. Dodatnio zjonizowane, aerozolowe micele, tworzac kanaly elektrycznego przewodnictwa, odwracaly kierunek wyladowan elektrycznych od gruntu do chmur. Potencjaly elektrostatyczne tak wysokie, iz niewielkie zaburzenia badz znikome ich roznice natychmiast wywolywaly kaskade wyladowan. A zycie... System nie ma ekosfery, system nie ma ekosfery, system nie ma ekosfery...
Trudno. Wysunalem sie ze sprzegu, cofnalem. Otwarly sie drzwi. W holu pobrzask wpadajacego przez okna szarego switu nad Alpami, nabrzmialego ciezkimi, deszczowymi cumulusami, kladacymi sie cieniem na uspiony kompleks. Trudno! Skoro juz powstal nowy tajny projekt, taki jak AI, Genesis 2, UFO?s Vehicle czy jak oslawiony Manhattan, to najciekawsze osiagniecia nie sa powszechnie dostepne. Musza pozostac scisla tajemnica. Do czasu. Do czasu gdy ktos nieopatrznie badz celowo nie ujawni jego istnienia. Nie inaczej bylo i ze sztuczna inteligencja. Najpierw zamierzenia, cele, potem dlugo, dlugo nic, pozniej watpliwosci i logicznie uzasadniane fiasko projektu, w koncu zawieszenie i martwa cisza. I nagle szokujace swiat pogloski, przecieki, sensacja za sensacja, skandale, histerii dopelniaja massmedia, na scene wkracza polityka...
Lsni, lsni wciaz encefektor, kusi gotowy projektor... A gdyby tak jeszcze raz? Cialo bezwiednie pograza sie w fotelu, dlon siega po polkule kasku, ozywaja ponownie projektory, w umysle eksploduja liczby, mrugaja komendy, rysuja sie obrazy... Demon dyszy nad uchem, bezglosnie sie smieje... Huk, loskot, wysokie tony, bol obszarow sluchowych... Osiadam na planecie. Mrok, cisza, pulsowanie krwi w skroniach...
                    w oddali pek blasku z wolna promienieje, tysiacpalca jutrznia ciemnosci przerzedza, tonus zmyslow rozdraznia, gestnieje, metnieje, nastajac, znikajac, mysl wrazeniem rozmaca... swiatla igielkami, feeria blyskow tryska, do bolu przejaskrawia umyslu spojrzenie, spoza swiatlocieni powidokiem ciska, drzy, migoce, pulsuje oblednie postrzezeniem... puls, puls, puls... to jasno, to ciemno... rytmicznie spoza bytu pejzaze niepojete wylania, jako przez mgle majacza kosmiczne latarnie, ledwo co rozprasza burzliwe skotlowania, mlecznobialym calunem ksztalt mysli obleka, ego domniemania mleczna biela otacza, mysloksztaltow natlokiem obficie ocieka, roszac sie wilgocia w powietrzu rozprasza... precz! na boki!... lecz mocniej i mocniej przywiera, zatracona tozsamosc wilgocia nasacza, tumanem blyskajacym z widmem wichru sie sciera, wloknami rozwija we strukture klacza, dzdzem lzy wyciska, krtan, gardlo w nim plawi, tkanki rwie, mgla jak ostrzem pluca duszaco zatruwa, lepkogesta ciecza, jakby zywa grobi, do walki z zywioly zmysloumysl sposobi gotuje... zmagan brzemie pryska... blogostan, bytowanie... cudowne uczucie... lekkie, zmyslochlonne... mokrosc, mglistosc, wietrznosc, swietlistosc... wiecznotrwanie... swiatlowodozywnie... cieploplonnie... mysl spontanicznie od piesni sie wzdryga... od magii pelnotrwania miesnie ciala rozpreza...
                    poprzez przestrzen sciagana do punktu pomknalem, system gwiezdny zatracilem w morzu iluzorycznych slonc, w nieobejmowalnym spojrzeniem ramieniu mlecznej drogi, przecialem jej ramie, zwarlem z jadrem w wyspe slonc, we wlokno obrzeza kawerny, w pekniecie czasoprzestrzeni. Zabliznilem sie, rozproszylem w Pustce...
Nadplynela swiadomosc istnienia. Trwalem w fotelu proznego jak kosmos laboratorium wyobrazni. Czulem, ze ten szczegolny spektakl nie byl juz programem, ale i mym wewnetrznym wyobrazeniem, a pamietalem, jak sugestywnie zaprojektowany swiat wirtualny zastapic mogl realne doznania, zastapic doswiadczanie, zamienic sie z nim miejscami. Kolaz wrazen z wyspy i spod encefektora... Szmer. Wypustki wykladziny skurczyly sie, wniknely w sciany, cofnely sie i znikly projektory, zgasla aura... Koniec spektaklu. Wstalem, przeciagnalem sie, rzucilem w drzwiach ostatnie spojrzenie i powloklem sie po schodach do siebie. Czulem potworne znuzenie. Powinienem chyba pospac. Rzucilem sie na lozko, w ubraniu, przymknalem oczy, odprezylem, ale sen jakos nie nadchodzil. Pelna wrazen swiadomosc wciaz roila niewytlumaczalne skojarzenia, pod powiekami blakaly sie rojenia, przez mysl przemykaly te same pytania... Zacieraly sie granice halucynacji i wyobrazen, rzeczywistosci i uludy, przypadku i koniecznosci. Krecilo sie w glowie, chwytaly mdlosci, duszno... Zwloklem sie, prawie podpelzlem do okna, ale sil mi zbraklo i tylko oparlem sie o sciane. Ocucilo mnie dudnienie o szyby... Otwarlem oczy. Deszcz. Ciezkie, gnane wiatrem krople gonily sie nawzajem, i zlaczywszy sie, juz razem, szybciutko pomykaly ku krawedziom okna i znikaly. Przemoglem sie i uchylilem skrzydlo. Chlodne, wilgotne i wietrzne w nozdrzach powietrze odurzylo mnie. Podciagnalem sie, wychylilem. Kilka wdechow i ozywilem sie. Z lepszym samopoczuciem przymknalem okno, przycmilem szyby, ustawilem klimatyzacje i rozebrawszy sie polozylem. Wnet nadciagnal sen, a wraz z nim mgla i otoczywszy mnie przyjazna oslona ukoila do snu. Dostrzeglem siebie brodzacego w goracym i parnym blocie, to zlewajacego sie, to wynurzajacego ze mgly, jakby to ona zradzala mnie i zatracala w sobie, w bialej, zyjacej nieswiadomym zyciem jakiejs protomaterii. To ustepowala ciemnej, bezdennej prozni, pustce bez wrazen, ktora podswiadomie usilowalem wypelnic wlasna wyobraznia, to ozywala wyobrazeniami i wrazeniami jak jakas zywa istota... I spelniala marzenia. Pragnalem... Polsen wypelnil realny byt jej ciala o gladkiej skorze, dotykiem dloni, zapachem... Przytulilem do siebie, delikatnie, zdecydowanie, az przelamalem jej opor. Ulegla. Czulem jej cieplo, goracy oddech, drzenie, gdy dlonmi wodzilem po jej ksztaltach. Zgadywalem raczej niz widzialem rysy jej twarzy, zmyslowy usmiech i odbijajace sie w zrenicach zblakane odblaski swiatla. A potem szalencza, nieskrepowana milosc, stopienie w jednie, dygotanie, szczytowanie, przyspieszone oddechy... Idealne, takie, ktore najczesciej wydaja sie snem. I kiedy tak lezelismy obok siebie, unikajac dotyku swych rozgrzanych cial, zaczalem sie zwierzac, dzielic sie wrazeniami... Jest ze mna nie tak, jak nalezy... Ta mgla, zywotna ciemnosc, chec chowania sie w sobie, pojawiajace sie cudaczne odczucia, niepojete doznania... Wnet pojalem, ze dociera do mnie tylko powolny, rytmiczny oddech. Zaprzestalem wyznan, wsluchalem sie w ten oddech i na dobre zasnalem.


Mandala (Imago mundi)
ciag dalszy...

 
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

29
powrot do poczatku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzezone.