|
Bez konca
zawieszony gdzies pomiedzy jawa a snem
ujrzalem drzwi, za nimi twarz
wyciagnalem dlon, by otworzyc je
chcialem przekroczyc prog,
spadlem w czern,
poczulem jak opadam w gesta mgle
zawieszony gdzies pomiedzy jawa a snem,
pomiedzy zycia granica a smiercia,
slysze glos, odwracam sie, zobaczylem cien
umknal bezszelestnie zanim odezwalem sie
zanim zdazylem zapytac
czemu, powiedz mi wciaz nie moge wyjsc
przeciez widze, ze drzwi stoja otworem
pragne znowu zyc, lecz ze smiercia pogodze sie
pomoz mi, otworz drzwi,
wypusc mnie
wokol gesta mgla, w tunelu maly punkt
nadziei plomyk wciaz we mnie sie tli
chce otworzyc drzwi, w mgle opadam znow
a za tymi drzwiami stoisz ty
czemu, powiedz mi, nadal wisze tu
pomiedzy drzwiami, ktorych progow przekroczyc nie moge
za nimi szczescie, widze je
za nimi zycie albo smierc
za nimi noc, po ktorej znow nastanie dzien
jak rzeczywisty sen, za drzwiami twarz
dotykam jej, naciskam klamke
dotykam mgly, ucieka dzien
w strone smierci zwracam sie,
lecz slysze tylko cichy smiech,
gdzies w oddali zobaczylem ten sam cien
ucieka znow, ta twarz ze snu
widzialem ja, dotknac chcialem
ujrzalem jak zamienia sie za drzwiami w smierc
odwracam sie, krzyczec chce: "zostan tu, zatrzymaj sie"
nie zostawiaj mnie samego w tej nicosci
czemu, powiedz mi, wciaz nie moge wyjsc
chociaz drzwi otwarte sa przede mna
przekraczam prog, opadam w czern
minal sen, budze sie, widze drzwi, a za nimi czern
pragne walczyc, pragne zyc
pragne smierci, zeby byc
za tymi drzwiami, ktore widze w ciemnosci
za nimi twarz, za nimi ty
pragne sie poddac, pragne snic
chce zbudzic sie, ujrzec dzien, otworzyc oczy
zobaczyc znowu tamta twarz
wyciagnac dlon, dotknac jej,
zanim znow okaze sie, ze to... cien
28 stycznia 1998
Labirynt
poszukam drogi wsrod nagich skal
wsrod kamieni chlostanych przez wiatr
przebiegne przez pustynny piach
pofrune wysoko, az do gwiazd
stamtad spogladal bede w dol
na morza wzburzone i szczyty gor
zejde pod ziemie, cicho jak duch
poszukam siebie wsrod twoich snow
przez twoje okno po cichu sie wkradne
poszukam wszystkich skrytych marzen
w myslach odczytam kazde pragnienie
potem po cichu odejde jak cien
kiedy obudzisz sie i staniesz przy oknie
zobaczysz jak kruk czarny plonie
i reszta swiata w ogniu stanie piekielnym
wtedy uslyszysz spiew cichy, zlowieszczy
ja wtedy zejde po schodach kamiennych
tam, gdzie mrok panuje bezkresny
odnajde kamien zimny jak lod
zagubie sie w labiryncie snow
gdy swiat w koncu plonac przestanie
ucichnie spiew i smierci wolanie
i deszcz zaplacze lzami ciezkimi
wtedy moje serce bic przestanie
luty 1998
Zwierciadlo
spotkalem czlowieka
byl szary i smutny
byl sam
jak w kamieniu rzezbiony
po prostu stal
i nic nie mowil
deszcz padal bez przerwy
twarz mu zalewal
nie skarzyl sie
po prostu stal
i nic nie mowil
podszedlem blizej
ta twarz...
tak znajoma
te oczy...
tak znajome
nie poruszyl sie
nie drgnal
po prostu stal
bez slowa
nie zwracal uwagi
na to, ze moknie
stal bez ruchu,
samotnie
czegos szukal w oddali
bez slowa
po prostu stal i patrzyl
moze czekal na kogos?
Nie chcialem pytac
Moze czekal
I ten ktos nie przyszedl?
Moze szukal w oddali
Kogos bliskiego?
Nie...
Po prostu stal
Wzrok w jednym punkcie utkwiony
Bez ruchu
Spojrzalem w te oczy
...tak znajome
ujrzalem w nich lze
w niej bylo wszystko
byly smutek
i radosc
byl ktos bliski
byla zlosc
byl strach przed czyms nowym
i troska o to,
co minelo
byl ktos znajomy
byl gorzki smiech
bylo cos jeszcze...
oczekiwanie na smierc
Bernard Lipinski
{ redakcja@valetz.pl }
|
|
|
|