The VALETZ Magazine nr. 4 (IX) - październik,
listopad 1999
[ ISO 8859-2 ]
( wersja ASCII ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

  Adin, dwa, tri
        debiut

Na ekranie pojawił się wolno przesuwający napis: Heute schon Schwein gehabt? Wyrazy poruszały się systematycznie od prawa do lewa, znikając i pojawiając się ponownie. Napis falował niczym flaga na wietrze. Będąc podłączony na stałe do tańszej sieci komercyjnej W. niestety skazany był na tego typu perswazje i molestowanie. Dziś i tak nie byli tak bardzo agresywni, bo to ledwie napis, niczym wygasasz ekranu, bez dźwięku. Zawsze mógł odpowiedzieć, że jest jaroszem klikając równocześnie na ikonę Kubeł na śmieci ale w zeszłym tygodniu rosyjskojęzyczne serwery wprost bombardowały zaproszeniami na seanse braci Kaszpirowów. Co pół godziny ekran zostawał literalnie wyłączany na krótkie przerywniki typu: świdrujący wzrok medium z wyliczankami "Adin, dwa, tri", wyciągnięte dłonie i nastrój spirytualny, wprowadzające w trans czy letarg. Niestety nie można było pozwolić sobie na przerwę, gdyż ich ogłoszenia były zabezpieczone klauzulą "nie wyłączania" czyli jakiekolwiek odejście typu klawisz escape groziło utratą dotychczasowej pracy do trzydziestu minut wstecz. I nigdy nie było wiadomo kiedy ci uzdrawiacze znikną. A więc gapiłeś się jak sroka w kość słuchając zaklęć żeby zaraz potem usłyszeć łagodny, anielski głos z oddali: - "W prawym dolnym rogu ekranu, w specjalnym okienku wpisz swój numer karty kredytowej". A potem dodawał - "A poniżej jest miejsce na nazwisko panieńskie matki". Prawda jakie proste abyś poczuł dopływ szczęścia i pozytywnej energii. Pamiętaj: adin, dwa tri, i numer karty oraz nazwisko matki. Do zobaczenia już wkrótce. Tak jak się pojawiał nagle seans został przerywany i można było wrócić czy to do pracy czy też do buszowania po sieci.
Ilustracja: Michał Romanowski
Była druga w nocy. W. czuł ogarniające zmęczenie mimo tego iż te kilka godzin przed ekranem przyniosły znaczny postęp w grze. Jednak wciąż pozostawało mu wiele ról do przejścia. Minął miesiąc od dnia jak żona wyjechała na półroczny staż do Argentyny. Ostatnio nie układało im się najlepiej i W. miał nadzieję ( oboje mieli nadzieję), iż ta rozłąka pozwoli na chwilę refleksji i naprawę w ich stosunkach.Jako swoją część takiego układu naprawczego W. postanowił, na razie w tajemnicy, zarzucić zbyt częste wieczorowe nadużywanie brandy. I zamienił rozrywkowych kolegów na rzecz "erpegazów"1. Wczoraj dostał od niej kolejną wiadomość, że wszystko idzie dobrze, że tęskni i liczy dni do powrotu. Dziękowała również za zdjęcia z nart, które właśnie oprawiła i postawiła sobie na biurku. Owszem było czego zazdrościć bo Alpy w tym roku były szczególnie obfite w śnieg. No, ale te kilka dni prędko minęły a teraz późnymi wieczorami wykorzystywał nieograniczony dostęp do komputera.Coraz bardziej zagłębiał się w tajniki opowieści romantycznych typu "Ivanhoe i ty" albo "Lwie Serce wśród nas" nadawanych w sieciach internetowych. Po każdym dniu mozolnej, jednostajnej urzędniczej pracy wieczorami W. zdawał się stawać innym człowiekiem. Wybrał rycerstwo. Zaczynał od najniższego stopnia, giermka. Potem był Rycerz i Komandor. Gry wymagały spełnienia wielu żądań i pod tym względem przypominały niegdysiejsze harcerskie podchody. Gdy w lesie podzieleni na dwie lub więcej rywalizujące drużyny i kierowani strzałkami narysowanymi na ścieżkach lub ułożonymi z patyków bądź kamieni musieli jedni drugich ścigać. A jednocześnie aby było bardziej atrakcyjnie poszczególne grupy zostawiały za sobą nie tylko ślady ale zadania, które należało spełnić, aby iść dalej. Przyjmowanie ról w tych sieciowych zabawach też wiązało się z poleceniami. Na przykład wczoraj aby otworzyć wrota jednej z komnat musiał dosłownie zejść na dół do kiosku i sprawdzić ile kosztuje proszek do prania. ( Co za bzdura, ale przynajmniej wiadomo kto sponsoruje ten moduł ). Kiedyś z kolei musiał wpisać w odpowiednie pole trzynaste słowo piątej linijki ze stu czterdziestej ósmej strony poradnika dla myśliwych z 1919 roku- prawie tydzień szukał tego dziełka w antykwariatach. Czasami nawet do przejścia kolejnej planszy musiał kontaktować się z rywalami z gry aby wyciągnąć od nich na przykład miesiąc urodzenia dziecka czy podobne, bardzo osobiste dane. Dziś w nocy postanowił przestać już na dobre. Chciał się odprężyć gdyż z pewnością czekało go wiele walki przed zdobyciem szlifów Konsula. Nadchodził kolejny dzień, choć wolny od pracy bo sobota. Siedział jeszcze chwilę przed ekranem aby powoli wrócić do rzeczywistości. Nagłe, zbyt gwałtowne oderwanie powodowały przemieszania i zakłócenia percepcji a W. starał się być człowiekiem bardzo metodycznym i pragmatycznym. Siedział więc w ciszy przez chwilę niczym nurek w komorze dekompresyjnej dla wyrównania ciśnień. Z lekkiego odrętwienia wyrwał go gong, które zwykle oznajmiał nadejście przesyłki. Miał nadzieję, iż nie będą to znowu oferty cybersklepów lub listy świrów. Położył rękę na klawiaturze i przeszedł do własnej witryny. Wiadomość od Małgorzaty d'Arc. Ciekawe, kto to jest? - zaczął poszukiwać w głowie jakiś skojarzeń. "Witam Cię Wielki Komturze" - przeczytał pierwsze słowa przekazu. A więc to kolejny gracz. Było bardzo późno i naprawdę nie miał ochoty na dalsze pogawędki o labrach i kropierzach, w które strojne były ich konie albo najnowszych technikach tłoczenia znaków heraldycznych. Już miał ochotę uruchomić jedną z funkcji kasowania przeciwnika za pomocą rozkręconego nad głową korbacza ( zwykle był ostrożny w nadużywaniu gwiazdki zarannej gdyż wymagała wiele cennej energii) gdy nagle jakby przewidując właśnie taką jego reakcję ekran wygasł całkowicie. Co jest? - zdziwił się. Tym razem nie było napisu o wieprzowinie czy uszczęśliwiania na siłę ale ukazał się obrazek pierścienia rycerskiego. Powiększył go i ujrzał kobietę z listem trzymanym w dłoni. Siedziała w loży obok jakiegoś księcia, wśród innych notabli, najwyraźniej na jakimś turnieju. - Aha, już wiem. Oto moja wybranka serca, która przekazuje list miłosny.- myślał W. klikając kursorem myszki na zwinięty rulon papieru.
- "Cieszę się Drogi Komturze, że jednak czytasz dalej me do Ciebie przesłanie. Otóż jestem pewna, że pomożesz mi w sprawie, o której za chwilę się dowiesz. Tylko my dwoje będziemy wiedzieli. I pamiętaj, gdy się zdecydujesz nagroda będzie sowita ale tajemnica musi być zachowana".
Czytanie listu zostało przerwane przez komunikat prasowy agencji FAQ-TY:
"Wczoraj późnym wieczorem sąd okręgowy w Szczecinie uznał Mariannę W. winną umyślnej śmierci męża.Mimo czynu zabójstwa karalnego artykułem osiemset cztery kodeksu karnego od 10 do 25 lat izolacji sąd odstąpił od wymierzenia kary. Oskarżona była wielokrotnie bita i zastraszana przez zamordowanego. W feralnym dniu po raz kolejny groził oskarżonej siekierą i wyrzuceniem przez okno z X piętra ich mieszkania na Osiedlu Stoczniowym. Oskarżona Marianna nie wytrzymała i zadała kilka celnych ciosów nożem. Zapytana przez naszego korespondenta co zamierza teraz robić, jak żyć Marianna odparła, iż pierwszą część odszkodowania ( dodajmy całkiem pokaźnego) przyznanego przez Sąd za starty moralne przeznaczy na ozdobny nagrobek dla nieżyjącego męża. Na szczęście dzieci państwa W. są pełnoletnie więc Marianna nie musi na nich łożyć. Po stracie ojca zgodnie z najnowszymi regulacjami prawnymi przechodzą na dożywotnie utrzymanie opieki społecznej tak, że Marianna jest całkowicie zwolniona z obowiązku. Tuż po rozmowie z naszym reporterem oskarżona została dosłownie oblężona przez tłum agentów turystycznych z najnowszymi ofertami wypoczynku w tropikach".
Ponieważ miał nastawioną opcję stałego odbioru kroniki kryminalnej takie nagłe wtargnięcia wiadomości nie były niczym zaskakującym. Teraz ekran już wygasł i W. powrócił do zagadkowej lektury.
- "Otóż, znając twoje wcześniejsze dokonania oraz niespotykana odwagę i wrażliwość na cierpienie a także piękno chciałabym postawić przed tobą zadanie. Łatwe do wykonania ale trudne do zdecydowania. W swojej skrzynce pocztowej pod nazwą Pierwszy Pierścień znajdziesz podobiznę Wielkiego Konsula, który musi ulec zgładzeniu. Jego postawa zagraża naszemu istnieniu. I dlatego Rada Łuku zdecydowała wczoraj na tajnym posiedzeniu o wydaniu sentencji. Wielki Konsul został uznany winnym nadchodzącego zagrożenia i skazanym na śmierć. A Ty Wielki Komturze, przed kolejnym stopniem wtajemniczenia masz wykonać ten wyrok. Najlepsze jest najprostsze, jak mawiają. Proponujemy wybuch gazu albo wypadek samochodowy. Zresztą w aneksie do tego przekazu znajdziesz pełną instrukcję postępowania A więc bywaj i do dzieła, Komturze W. I pamiętaj, siedem dni".
Tym razem przerywnik pojawił się prawie zgodnie z końcem lektury. Amerykańska korporacja bezpośredniej inwigilacji merkantylnej zachęcała:
- "Kup nasz produkt, zostań naszym stałym odbiorcą o obsypiemy cię diamentami. Daj nam adres kolegi a i on zostanie naszym kamieniem szlachetnym. Nie zwlekaj - szczerzył się lalkowatej urody goguś w muszce - Już dziś wyślij do nas zamówienie wraz z numerem swojej karty. Tylko tyle a zyskujesz całe nowe życie. Plus dla najbardziej aktywnych dwudniowe wyjazdy nad Balaton".
- W tym momencie laluś został zastąpiony zdjęciem uśmiechniętej w słońcu, objętej w pasie pary. W. zwrócił uwagę, iż kobieta była lekko tęgawa a on łysiejący, oboje raczej już po czterdziestce. Wzruszył ramionami. Po chwili zastanowienia jednak pozostało w nim ziarno niepokoju bo przecież nie uruchamiał kolejnego etapu gry a najwyraźniej list od tej Małgorzaty d'Arc jest jej kontynuacją. No dobra, zobaczmy kim jest pechowy Konsul ukryty na fotografii. Skierował kursor na ikonę obrazkową i kliknął. Tym razem ogłoszenie handlowe wpełzło mu przed oczy całkiem nie w porę:
"Kupujcie najnowsze wydanie encyklopedii średniowiecza pt. "ABC Medivalu", a w niej wszystko o władcach, intrygach, hipokryzji, czarownicach, wojnach krzyżowych, stosach i nauce Kościoła - rozmigotał się obraz pełen ognia, tortur, kapturów, pędzących koni i innych celtyckich symboli. Tylko u nas znajdziecie odpowiedź na nurtujące was pytania. A oto przykładowe hasło:
Dama Serca - wybranka rycerza, której ślubował dozgonną wierność i oddanie. Zwykle cudza żona. Pochodzenie i przynależność do wyższych sfer. Damy Serc akceptowały miłość wojowników i miały prawo również ze swej strony okazywać im wzajemne uczucia. Często publicznie, przy książętach na turniejach rycerskich okazywana przez Damę Serca łaska ratowała rycerza przed śmiercią. Nie mylić z rzymskimi Damami Dworu czyli kurtyzanami."
Całe szczęście, że wydawnictw drukarskich z reguły nie było stać na dłuższe spoty reklamowe. Więc i ten szybko zniknął. Ale ekran pozostawał nieruchomy. Po chwili pojawił się "Pierwszy Pierścień" z pulsującym znakiem zapytania i W. ponownie potwierdził chęć obejrzenia zdjęcia Konsula, którego miał zgładzić. Obraz powoli, niczym mapa, bit po bicie, wyłaniał się ze środka klejnotu. Niewyraźna postać na wierzchołku góry, całej pokrytej bielą śniegu. Stojący na szczycie facet trzymał prawą ręką Fischery, całkiem jakby miecz jednoręczny albo kopię, i miał chyba brodę. W. kliknął kursorem na głowę narciarza w celu powiększenia. Zaczęło ogarniać go zdumienie przemieszane z przerażeniem. W miarę jak obraz twarzy Konsula z kilkudniowym, oszronionym zarostem stawał się coraz wyraźniejszy W. przestawał mieć wątpliwości.


*****


W. już nie położył się spać. Początkowo zamierzał najpierw zadzwonić do żony ale z drugiej strony nie chciał stwarzać podejrzenia, że kontroluje ją zwłaszcza piątkowej nocy. ( Różnica czasu sprawiała, że dla niego pora snu mogła być salą balową dla niej). Więc odszukał w wirtualnej książce teleadresowej kontakt do Zakonu Wtajemniczonego Rycerstwa Linii Dębowego Zwoju. To ich witryna pojawiała się na początku gry, którą podjął. Jako Komtur szybko zmierzający do pozycji Konsula miał już pewne prawa, w tym posiadanie numeru telefonu do Pretora czy też wysyłanie zapytań do samego Mistrza. Uruchomił więc pocztę elektroniczną z prośbą o wyjaśnienie tej absurdalnej pomyłki a ponieważ zaczęło się rozjaśniać narzucił kurtkę i wyskoczył z domu. W książce podano także adres biurowy Zakonu. Złapał pierwszy dzienny autobus do centrum. Musiał jednak czekać do dziewiątej rano. Budynek niczego sobie, raczej kamienica niż biurowiec. Zakon zajmował dwa piętra. Na parterze nieczynny barek i agencja ochrony "Bulterier". Wyżej kilka innych instytucji oraz mało mówiące nazwy chyba związków wyznaniowych lub sekt. Nie został przyjęty przez samego Mistrza ale i tak miał szczęście, że pracowali w soboty. Zresztą większość tego typu instytucji działała na okrągło a wzmożony ruch, co zrozumiałe, miały zwykle w weekendy. Młoda, zgrabna sekretarka po chwili przyniosła mu wydrukowaną oficjalną odpowiedź.
- Tak, Nie ma żadnej pomyłki. Taka sentencja zapadła i została rozesłana do tysiąc sześciuset osiemdziesięciu pięciu kandydatów na Konsulów z poleceniem natychmiastowego wykonania.
- Ale przecież tam jest moje zdjęcie - W. walczył zrozpaczony - Proszę spojrzeć na mnie. Czy Pani tego nie widzi?
- Proszę się nie denerwować przecież to tylko gra - starała się go uspokoić dziewczyna - A może to Pana brat bliźniak? Zdjęcie ma zawsze przypisany numer. I tutaj wszystko się zgadza. A poza tym my zawsze bierzmy nazwiska i zdjęcia tylko z oficjalnego rejestru zmarłych. I procedura jest zawsze ściśle przestrzegana. Akceptujemy tylko certyfikaty z państwowej służby, tak zwane CeRO2.
- Tak, słyszałem o nich.
- No widzi Pan. O proszę popatrzeć tutaj w rogu na odwrocie odbitki jest jeszcze pieczęć. I pełne dane: Jose Diego Carissta. Lat 40. Zginął pod lawiną w Galtur w Austrii 1999 roku. Samotny. Bezdzietny. Nie, proszę Pana tutaj nie ma mowy o pomyłce - sekretarka stanowczo zdecydowała nie poświęcać mu więcej czasu. Tym bardziej, że pojawiali się nowi klienci. W. wypadł z siedziby Zakonu i rozglądnął się nerwowo po ulicy. Jest. Na rogu, przed restauracją poznał znajmy neon kangura. Dysząc dopadł bankomatu i wepchnął kartę. Maszyna chwilę deliberowała po czym na ekranie pojawił się czerwony, błyskający komunikat: "Konto zlikwidowane. Karta zostaje zatrzymana".



1 erpegazy (ang. RPG = role playing games); żargonowa nazwa gier komputerowych z aktywnym uczestnictwem grających, którzy mogą przyjmować różne postacie do odegrania
2 CeRO = Centralny Rejestr Ofiar; spis ofiar śmiertelnych zejść tzw. naturalnych to znaczy spowodowanych kataklizmami jak trzęsienia ziemi, powodzie, huragany, itp.; obejmuje 160 krajów, siedziba główna w Buenos Aires

 
Dariusz Piórkowski { redakcja@valetz.pl }
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

29
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.