The VALETZ Magazine nr. 4 (IV) - listopad 1998
[ ISO 8859-2 ]
( wersja ASCII ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

VALETZ KONTAKT INFORMACJE
 
Nadejście Ery Lwa
    część pierwsza trylogii 'Era Lwa' 2/2
Wojciech Gołąbowski (redakcja@valetz.pl)

- Pani, chciałaś informacji. - Nie było to pytanie, a raczej standardowa formułka. - Słucham cię, Starszy. - Renna pochyliła się do przodu z ciekawości. Zazwyczaj to ona posyłała po Niuchaczy, aż tu nagle sam Starszy przychodzi do niej bez uprzedniej zapowiedzi.
- Wybacz, pani, że zrezygnowałem z drogi oficjalnej, ale okoliczności nie są ostatnio normalne... - Starszy Niuchacz odchylił się trochę do tyłu, nieznacznie powodując zawirowania powietrza. Siedzieli w pustej, większej komnacie, dobrze klimatyzowanej, a Dama Dworu wiedząc, z kim ma do czynienia, próbowała wcześniej zmyć z siebie część perfumów. A i tak dla Starszego jej zapach był zbyt silny.
- Słucham cię, Starszy. - Renna potwierdziła jego przypuszczenia machnięciem dłoni na etykietę.
- Pojawił się ostatnio w pałacowych salach jakiś niecodzienny zapach. Dali mi o tym znać Młodsi, więc posłałem tam Średnich. Oni potwierdzili tę wiadomość, jednocześnie rozkładając ręce nad analizą owej woni. Zjawiliśmy się więc tamże i my. Zapach jest coraz słabszy, nie pulsuje z dnia na dzień, a więc pojawił się tylko raz. Długo analizowaliśmy ten zapach, pani. Aż znaleźliśmy go w archiwach. - Starszy spojrzał prosto w oczy Rennie. - To jest zapach gleby na Delta Solaris.
- Delta Solaris? - Dama Dworu była zaszokowana. - Przecież tam jest...
- Tak, pani. Prawie cała Delta Solaris to więzienie dla szczególnych wrogów Imperium.
- Delta Solaris? W salach pałacu...? - Renna potrząsała głową, nie mogąc uwierzyć.
- Nie zrozum mnie źle, pani. Nie sugeruję, że po tych posadzkach przechadzał się jakiś więzień. Ilość unoszącej się woni sugeruje co najwyżej krótkie odwiedziny na "planecie bez powrotu" któregoś dostojnika.
- Czy wiadomo wam, kto nosi tę woń na sobie?
- Tak, pani. I to właśnie jest przyczyną mojej nieoficjalnej wizyty. Osoba ta bowiem ma pełne prawo odwiedzić Delta Solaris i tylko ty, pani, możesz mi oznajmić, czy ta wizyta była celowa i zaplanowana.
- Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Starszy. Bardzo cię proszę. Kto to był?
- Pierwszy Wezyr Cesarzowej, Rudolfo da Costa, pani.

* * *

W chwilach takich jak ta Renna przeklinała przestronność cesarskiego pałacu. Zdawała sobie sprawę, że zanim pokona kolejne kilka komnat dzielących ją od Cesarzowej, minie parę minut. Parę straconych minut. Nie mogła przecież nadać tajnej wiadomości telepatycznie ! No, jeszcze trzy sale do przejścia. A czas biegnie...
Tuż po otrzymaniu alarmującej wiadomości od Starszego Niuchaczy, podjęła duże ryzyko. Zdecydowała się sprawdzić całe oficjalne i tajne archiwum pod kątem danych dotyczących Pierwszego Wezyra. Ryzyko polegało na tym, że o tej operacji sam Wezyr dowie się zaledwie po paru minutach. A jeśli ma coś na sumieniu, podejmie równie szybko kontrakcję. Jednak już po chwili Dama Dworu miała pewność. Dowód leżał przed oczami, na tyle widoczny, że nikt go nie zauważył. Do tej pory.
- Gdzie Anette? - Krzyknęła do służki, wbiegając do komnaty.
- Nasza pani Cesarzowa zechciała udać się na spacer, pani. - Służka skłoniła się nisko.
- Gdzie?
- Nad pałac, pani. - Spojrzenie zapytanej mówiło : "jak Dama Dworu może pytać o tak oczywiste sprawy?"
Renna wybiegła z sali równie szybko, jak się w niej pojawiła. "No, myślała, przynajmniej tam w górze jest bezpieczna. Nikt jej nie pchnie zatrutym nożem, nikt nie otruje gazem." Jednocześnie cały czas nie dawała jej spokoju myśl, że coś tu nie pasuje. Brakowało reakcji ze strony Wezyra. "Niemożliwe, dumała, aby jeszcze nie wiedział o grzebaniu w jego archiwum. Dlaczego nic nie robi?" W końcu dobiegła do sali obok tarasu, z którego wychodziło się na powietrzny spacer. Tu została grzecznie, acz stanowczo zatrzymana przez stróżujące dalszego przejścia automaty. Podbiegła za to do okna i spojrzała w górę. Oczywiście nie zobaczyła Anette, powłoka chmur była nieprzenikniona. Ale tu mogła czekać.

* * *

Mimo odkrycia setek planet jako tako nadających się do kolonizacji, w całym kosmosie nie znaleziono drugiej takiej, jak utracona Ziemia. Najbardziej podobną do niej uczyniono po setkach lat chaosu stolicą Imperium. Była nią do dziś. Jedyny jej mankament, poza raczej skąpą ilością naturalnej wilgoci, stanowiła dziwna atmosfera. Całą planetę pokrywała szczelnie powłoka chmur. Przy czym, o ile na powierzchni powietrze było zbliżone do ziemskiego, o tyle nad chmurami tlen nie występował. Była tam mieszanka innych gazów, zabójcza dla ludzkiego organizmu, ale tlenu w niej nigdy nie stwierdzono. Niejeden Starszy łamał nad tym zagadnieniem głowę, ale bez skutku. A jednak jak ćmę ciągnie do ognia, tak bogaczy ciągnęło nad chmury. Z jednego tylko powodu. Widoku, jaki się tam rozpościerał, nie dawało się opisać ani słowami, ani myślami. Wymyślono więc, a następnie udoskonalono kombinezony spacerowe, umożliwiające bezpieczny kilkudziesięciominutowy wstęp do tego piekła zwanego rajem. Na teren tarasu spacerowego mieli wstęp wszyscy posiadający taki strój, ale nigdy podczas spaceru rodziny cesarskiej. Renna także miała swój kombinezon (począwszy od pewnego poziomu uznania, po prostu nie uchodziło go nie mieć), ale nigdy ją te wycieczki nie wciągnęły jak innych. Dama Dworu stała zbyt mocno na ziemi. Inaczej niż Cesarzowa, ale to właśnie przeciwieństwa mają moc wzajemnego przyciągania. A Cesarzowa Anette IV dała się wciągnąć w podgwiezdne spacery. Prawie codziennie pozwalała się unosić kombinezonowi nad chmurami. Oficjalnie był to jej czas na prywatne rozmyślania nad sprawami Imperium, ale i tak sporo osób wiedziało, że tak naprawdę młodą Cesarzową to po prostu bawi. No bo przecież nie płaciła za konserwację sprzętu, uzupełnianie paliwa albo powietrza wewnątrz kasku... Rozmyślania Renny przerwał przeraźliwy pisk na tablicy kontrolnej nieba, znajdującej się w sali. Następne minuty zapamiętała do końca życia jako koszmar, widziany przez mgłę. Do pisku włączył się straszny rumor. Jedna ze ścian komnaty rozleciała się, a z odkrytej w jej wnętrzu niecki wyszła... Cesarzowa w kompletnym stroju, z maską na twarzy. Zanim Dama Dworu ocknęła się z szoku, automaty otworzyły przejście na taras spacerowy. Tam leżał już ściągnięty falami z nieba kombinezon Cesarzowej. Nie był pusty. Bełkocząc coś Renna wybiegła na taras. Rzuciła okiem na kask, na twarz za szybą. Ujrzała śmierć. Oblicze było tak nienaturalnie wykrzywione, że prawie nie przypominało lica człowieka. Jednak była to twarz jej przyjaciółki. Jej Cesarzowej, Anette Czwartej, ostatniej z rodu Frankonów. Chwilę później, gdy skończyła wymiotować, wróciła do środka pałacu. Zobaczyła tylko plecy robota udającego władczynię, znikające właśnie za kolejnymi drzwiami. Pobiegła za nimi. Postać nie reagowała na jej zawołania, a Renna wolała nie stawać jej na drodze. Po chwili dotarli do sali zebrań. Tu robot nadał telepatyczne żądanie pilnego zebrania się wszystkim, którzy cokolwiek znaczyli w stolicy. Miało się odbyć za godzinę. Ale już po trzech - czterech minutach do sali wkroczyli jacyś nieznajomi Rennie ludzie. Nie stawiała oporu, gdy ją krępowali. Nie opierała się, gdy widziała, jak jeden z nich paroma strzałami z jakiejś broni dezintegruje robota, wypełniającego jakiś nieznany jej bliżej program awaryjny. Dała się wywlec z sali. Później, już na Delta Solaris długo się zastanawiała, gdzie popełniła błąd. Do końca życia rozmyślała nad tym, jak bardzo skostniałe było myślenie jej i jej służb.

* * *

Pierwszy Wezyr Cesarzowej także do końca życia myślał o jednej sprawie. O tym, że wyłącznie umiłowanie czystości uratowało tego dnia jego życie. W chwili, gdy wysoko nad pałacem zginęła Cesarzowa, wybuchły wszystkie jego stroje, w które były wszyte osobiste nanoprocesory. On akurat brał kąpiel, jedną z licznych rozrywek dostępną bardziej zamożnym mieszkańcom stolicy. Zginęło natomiast kilkoro osób z jego służby, którzy właśnie zajmowali się tymi ubraniami. Myślał także o młodej Cesarzowej, która jednak go o coś podejrzewała (o czym świadczyły wybuchy jego strojów w chwili jej nagłej śmierci), a pomimo to darzyła go - jak sądził - szczerą sympatią. Spojrzał po częściowo wypełnionej sali zebrań. Brakowało kilkunastu osób, jak podejrzewał, objętych śmiercionośnym testamentem. Tyle, że ci nie mieli tyle szczęścia, co on. Obecni zaś spoglądali w milczeniu na Wezyra. Kwadrans wcześniej przedstawił im swoją wersję wydarzeń, z których wynikało, jakoby Cesarzowa kazała mu przeprosić wszystkich za swoją nieobecność, po czym wsiadła do Śmigacza Nadprzestrzennego. Dotychczas, mówił, nie zjawiła się na żadnym z zamieszkałych systemów gwiezdnych. Zawisła nad nami - ostrzegał - groźba chaosu, pogarszanego przez ciągłe głoszenie rychłego nadejścia Ery Lwa. Nic nie proponował, czekał, aż idea wyjdzie od nich. Wreszcie zaproponowali, aby, biorąc pod uwagę jego znajomość spraw związanych z imperium, objął regenctwo do czasu powrotu Cesarzowej Anette IV lub, w razie stwierdzenia jej śmierci, odnalezienia kogoś spokrewnionego.
Rudolfo da Costa, pieczętujący się herbem Samotny Lew, Pierwszy Wezyr Cesarzowej wiedział, że poszukiwania owych krewnych spełzną na niczym. Tymczasem gdzieś w kosmosie, w bezpośredniej bliskości czerwonego giganta wyszedł z nadprzestrzeni samotny Śmigacz z dwoma ciałami na pokładzie: katem i jego ofiarą. Zanim jakakolwiek aparatura zarejestrowała to, statek zmienił się w bezładne skupisko jonów. Głęboko w duszy Wezyr uśmiechnął się szeroko. Wreszcie nadeszła jego era.

[ Chorzów, maj 1996 ]

Inne teksty tego autora można znaleŸć na stronie http://figaro.ae.katowice.pl/~golabows

 

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

10
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine
[ http://www.valetz.pl ] lub
[ http://venus.wis.pk.edu.pl/magazine ]
kontakt: redakcja@valetz.pl oraz redakcja@valetz.pl

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Powielanie i kopiowanie na dowolny noœnik w części lub całości zabronione.
Odpowiedzialność za treści tekstów i prac graficznych spoczywa na barkach ich autorów, a poglądy wyrażane przez nich nie zawsze zgadzają się z poglądami redakcji.
Materiały prezentowane na łamach The VALETZ Magazine są własnością ich autorów. Redakcja nie zwraca nadesłanych materiałów i zastrzega sobie też prawo do skracania tekstów.