The VALETZ Magazine nr. 2 (12) - czerwiec,
lipiec, sierpien 2000
[ ASCII ]
( wersja ISO 8859-2 ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

  O "Pani Jeziora" Andrzeja Sapkowskiego
        Tekst pochodzi z pisma "Arystokracja Ducha". Wiecej informacji pod adresem e-mail pod tekstem.

Okladka ksiazkiPrzypomnijmy krotko losy sagi o wiedzminie, ktorej autorem jest Andrzej Sapkowski - jeden z najwybitniejszych pisarzy w historii polskiej literatury fantastycznej. Tom pierwszy - Krew elfow, zachwycil i czytelnikow, i krytykow, co nie jest rzecza zbyt czesta. Tom drugi - Czas pogardy, takze zostal przyjety entuzjastycznie. Narzekania zaczely sie przy tomie trzecim - Chrzest ognia. Krytyczne komentarze byly jednak lagodzone tym, iz sami ich autorzy zwracali uwage, ze jest to tom przejsciowy, niejako przygotowujacy grunt do finalu. Tom czwarty - Wieza jaskolki, choc stal sie bestsellerem, to rowniez nie wywolal zachwytu. Wszyscy jednak czekali na tom piaty - Pani Jeziora, mowiac sobie: "No, teraz to Sapek pokaze!" No i pokazal.

Przepytujac osoby, ktore zakonczyly juz lekture, zauwazam jakies zniechecenie. Ja pozostaje nadal milosnikiem tworczosci Sapkowskiego, ale zarzuty wzgledem ostatniej czesci sagi podzielam, co wiecej - obecnie rozumiem, skad wziely sie zastrzezenia do Chrztu ognia.

Rzecz cala polega na tym, ze w pierwszych dwu tomach mielismy do czynienia z jedna powiescia, stad tez dobra o nich opinia. Historia toczy sie wartko, bohaterowie - choc nie zawsze razem - stanowia czesc tej samej opowiesci. Natomiast ow nieszczesny tom trzeci jakos "rozjechal sie" autorowi na dwie niezbyt spojne opowiesci - przygody kompanii Geralta oraz opowiadanie o nielekkich losach Ciri. Czesc "geraltowska" jest znakomita i zawiera to, co w tworczosci Sapkowskiego cenimy najbardziej - pelnokrwistych bohaterow, wartka akcje, poczucie humoru, bliskie nam widzenie swiata (i tamtego, i tego prawdziwego, czyli naszego). Autor w rozsadnych proporcjach serwuje nam wydarzenia niezbyt wesole i momenty rozjasniajace ponury obraz krajow ogarnietych wojna. Slowem, Andrzej Sapkowski, jakiego znamy i kochamy. Co innego dzieje Ciri, tu staje sie nasza historia opowiescia jakby z innej bajki - nic, tylko same nieszczescia! Wydawalo sie, ze lepiej bedzie w tomie czwartym. Niestety, choc byly momenty - i to wcale liczne - w duchu dawnego Sapkowskiego, to opowiesc zaczela sie rwac jeszcze bardziej. Oto obok losow Geralta i jego kompanii, wzmocnionej tymczasem przez sympatyczna bohaterke o kryminalnej przeszlosci - Angouleme, mamy fragmenty dziejow owej kompanii autorstwa Jaskra, dalszy ciag jeszcze bardziej ponurych losow Ciri, wspomnienia Joanny Selborne, czyli uczestniczki polowania na Ciri, fragmenty legendy o wiedzminie, jaka cale lata po opisanych tu wydarzeniach slyszy sie po wsiach, intrygi czarodziejek, sceny z cesarskich i krolewskich dworow itd. W zalozeniu miala to byc zapewne tak zwana "szeroka panorama dziejow", ale za bardzo wszystko to zaczelo przypominac chaos. Coraz wyrazniej bylo tez widac, ze autor zaczyna dosc bezposrednio przedstawiac w wiedzminowym swiecie pewne wydarzenia z naszej wspolczesnej historii.

Wszystko to jakos mozna by przelknac, gdyby nie niepokojace zmiany w charakterze Geralta, ktory zbyt wiele zaczyna filozofowac i przypomina swoim postepowaniem - na szczescie nie do konca - nie tyle wiedzmina, co postac z polskich filmow lat szescdziesiatych, okreslana przez krytyke i widzow sympatycznym mianem snuja (od snuc sie). A i swiat, w ktorym przychodzi Geraltowi dzialac, staje sie dziwnie nieprzyjemny, zbyt przypominajacy nasza rzeczywistosc i to podobienstwo zaczyna byc irytujace.

Niestety, rowniez w Pani Jeziora wyraznie dostrzegamy owo pekniecie na dwie osobne opowiesci. Autor ponownie stosuje metode "szerokiej panoramy". Mamy losy Geralta, Ciri, sceny batalistyczne dotyczace ostatecznego zwyciestwa nad Nilfgardem opowiadane trojako - z punktu widzenia uczniow nilfgardzkiej szkoly wojskowej studiujacych w nieokreslonej przyszlosci dzieje owej kompanii, przez jednego z drugoplanowych bohaterow sagi - Jarre, i z punktu widzenia uczestnikow bitwy po obu stronach konfliktu. Opis ciekawy, myslowo jednak nie wykraczajacy ponad poziom stwierdzenia "wojna jest okrutna". Geralta trapia kolejne rozterki, Ciri podrozuje poprzez czas i przestrzen, trafiajac miedzy innymi do swiata legendy o krolu Arturze, przy okazji tez przenosi do tego swiata chorobe nazywana w naszej rzeczywistosci "czarna smiercia" (co wydaje sie byc zbednym sadyzmem ze strony autora - czyzby az tak zle zyczyl stworzonemu przez siebie swiatu?!). Elfy, do ktorych trafia Ciri, okazuja sie zbrodniarzami wcale nie lepszymi od ludzi, czarodziejki knuja i falszuja historie, rezultaty pokoju zawartego przez Nordlingow z Nilfgaredm sa wielkim lajdactwem. I w tym wlasnie punkcie odniesienia do naszego swiata i do historii Europy Srodkowej po II wojnie swiatowej staja sie szczegolnie irytujace. W rezultacie traktatu pokojowego cesarz Nilfgardu ma wydac Nordlingom zbrodniarzy wojennych, czyli przywodcow elfow walczacych po stronie Nilfgardu. Dola ich przypomina los bylych obywateli ZSRR prowadzacych wojne u boku hitlerowcow. Przypomne, ze zaufali oni slowu Anglikow i Amerykanow, po czym zostali wydani w rece Stalina. Ale, ale, panie Sapkowski! Po pierwsze, przez cztery tomy kazesz nam czytac o okrucienstwie popelnianych na bezbronnej ludnosci przez owe komanda elfow, po czym ni z gruszki, ni z pietruszki nakazujesz wasc nam winnym owych okrucienstw wspolczuc z powodu swinstwa, jakie robi im byly sojusznik?! W naszym swiecie i ja rozumiem motywy, jakie kazaly ludziom z armii Wlasowa oraz podobnych oddzialow walczyc po stronie Rzeszy. Jednakze wziawszy pod uwage, co owi przeciwnicy Stalina wyprawiali na terenie Polski, wcale nie widze powodow, dla ktorych mimo owego zrozumienia mialbym im wspolczuc! Takze wysiedlenie osadnikow nilfgardzkich dziwnie przypomina wysiedlenie Niemcow z obecnych terenow Polski, Czech, Rumunii czy Wegier. U Sapkowskiego pewien stary podoficer wypowiada opinie, ze szkoda wypedzac z kraju dobrych rolnikow. Jako ze jest to wyrazna aluzja do wysiedlenia Niemcow, mam rozumiec, ze autor jest zdania, iz dzieki ich pozostawieniu mielibysmy dzis lepiej rozwiniete rolnictwo? Byc moze, ale za to mielibysmy rowniez mase innych problemow! Nie znaczy to, ze nie pojmuje intencji autora. Sa one zacne, jednak zbyt lacza swiat fantastyki ze swiatem rzeczywistym! Przed laty, w czasach swietnosci kina "moralnego niepokoju", pewien moj znajomy oswiadczyl, ze przedstawiane w tych filmach sceny widuje na co dzien u siebie w pracy, a nie po to chodzi do kina, by i tam - i to za wlasne pieniadze - takie sceny ogladac! I slusznie, ja tez nie po to place za powiesc fantasy, by miec w niej "samo zycie". Mamy tez w Pani Jeziora sympatyczna scene pogromu, jakiego w pewnym miescie dokonuja ludzie na osiadlych tam krasnoludach. O pogromach krasnoludow czytalismy juz wczesniej, ale... Wlasnie, owo kolejne "ale", ktore zmusza nas do zastanowienia. Bo przypomnijmy sobie, jakie sa u autora sagi o wiedzminie krasnoludy. Silne, zajadle, pamietliwe, sklonne do bitki i wypitki, sa gornikami i wojownikami - czesto jako znakomici najemnicy. Slowem osobnicy, z ktorymi niebezpiecznie zadzierac. A kto w Pani Jeziora dokonuje pogromu? Zwykla cywilbanda! I my mamy uwierzyc, ze owi dzielni, krzepcy zolnierze i gornicy maja byc bezbronnymi ofiarami rzezi! I znow autor posluzyl sie zbyt latwa analogia. Bo skoro swiat wiedzmina jest czyms w rodzaju sredniowiecza, to wiadomo, ze w sredniowieczu - i, niestety, pozniej - bywaly pogromy Zydow. A jesli tak, to i w swiecie stworzonym przez pana Sapkowskiego pogromy byc musza. Rzecz w tym, ze ofiary owych masakr nijak sie na ofiary nie nadaja!

Wezmy teraz pod soczewke final sagi. Zgodny on jest z tym, co polska krytyka branzowa najchetniej widzi - czyli zadnej nadziei, wszystko ponure, jeno wilcy glodni gdzies w tle wyja. Mowy nie ma o szczesliwym zakonczeniu - trup ma sie slac gesto, lajdactwo ma triumfowac, a zadowolony krytyk siedzi sobie i pisze, ze to takie prawdziwe. Ale taka prawde w fantastyce, to ja mam gdzies! Jezeli tak nie moze byc w prawdziwym zyciu, to niech choc tam triumfuje sprawiedliwosc. Natomiast w finale sagi o wiedzminie czytelnik otrzymuje bardzo konkretny wniosek. Jaki? Ano taki: "Wszystko to syf!" I tak mielismy szczescie, chodzily przeciez sluchy, ze autor zamierza usmiercic WSZYSTKICH bohaterow. A tak ubil tylko Regisa, Milve, Angouleme, Cahira, prawie wykonczyl - a w kazdym razie w znanym nam swiecie - Yennefer i Geralta, nie liczac sporej liczby innych postaci. Dobro nie zwyciezylo, ale za to pozostalo dosc lajdactwa, by i stu wiedzminow nie dalo sobie z nim rady. Czyzby to mial byc "realizm fantastyczny"?

Wypominam stale autorowi nadmierne nawiazywanie do wydarzen realnego swiata. Gwoli uczciwosci przyznac nalezy, ze takie nawiazania bywaja takze udane. Przypomnijmy sobie chocby owe fragmenty Chrztu ognia, kiedy to Geralt, Jaskier, Regis i Cahir dyskutuja kwestie, czy Milva ma prawo do przerwania ciazy. Wcale to interesujaca dyskusja, a i argumenty w niej padajace bywaja rozsadniejsze od tych, ktore czyta sie w prasie czy slyszy w Sejmie. Mozna wiec uznac, ze autor wprowadzajac do swojego dziela te odniesienia do rzeczywistego swiata mial dobry pomysl. Rzecz w tym, ze owa chec do komentowania w ksiazkach wydarzen z otaczajacej nas rzeczywistosci w pewnym momencie wymknela sie spod kontroli.

A wiecie, co jest najgorsze? To, ze ten typ jest naprawde swietnym pisarzem! Moge przeklinac i narzekac, ale zapewne za kilka tygodni siegne po jego ksiazki. Bede do nich powracal, ale czar minal. Autor poddawanej krytyce ksiazki napisal kiedys optymistyczne opowiadanie Cos sie konczy, cos zaczyna o slubie Yennefer i Geralta - myslelismy wowczas, ze taki bedzie final tej opowiesci. Niestety, autor nas zawiodl. Moze na nas pokrzykiwac, ze nie zrozumielismy glebi jego tworczosci, ze jestesmy na to za glupi, ze to jego swiat i moze z nim robic, co zechce, ale to nie tak. Zawarlismy z autorem pewna umowe - my uczynilismy z jego ksiazek bestsellery, w zamian za to oczekiwalismy czegos innego. Zawiodl pan nasze zaufanie, mistrzu! To byla uczciwa umowa - my jej dochowalismy, pan nie!

 
Mieczyslaw Pytel { redakcja@valetz.pl }
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

25
powrot do poczatku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzezone.