The VALETZ Magazine nr. 2 (12) - czerwiec,
lipiec, sierpien 2000
[ ASCII ]
( wersja ISO 8859-2 ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

  Koloryt szarych czasow
        "Madame" Antoniego Libery

Okladka ksiazkiRok temu z kawalkiem spotkalem na Nowym Swiecie kolege. Jak sie okazalo, obydwaj zmierzalismy do tego samego miejsca, "jaskini kultury", czyli Empiku przy rondzie "Degola". "Kultury", bo rzeczywiscie, w jednym miejscu wszystko, muzyka, prasa, a przede wszystkim ksiazki i albumy - za fakt, ze wszystko jest pod jednym adresem, Empik nie zyczy sobie duzo wyzszej marzy niz inne ksiegarnie. "Jaskini", bo wszedzie sa ochroniarze i bramki przeciwkradziezowe, z czego nalezy wnosic, iz haslo reklamowe "Pelna kultura" dotyczy miejsca, a nie odwiedzajacych go setek potencjalnych zlodziei. Coz, juz Empik nauczy ich kultury. Wyobrazam sobie taka scenke: wbiega kilku uzbrojonych i zamaskowanych zbirow, krzycza "Wszyscy na ziemie, to jest napad!" i zaczynaja wynosic do stojacej przy wejsciu starej furgonetki ksiazki, pisma, perfumy, kasety i kompakty. Jeden z nich podchodzi do kasjerow, rzuca im worek i kaze zaladowac do niego wylozone na osobnej polce magazyny i filmy dla doroslych. Rzut oka, "Tylko bez zadnych numerow!" rzucone do przerazonego kierownika sali, skok w czelusc furgonetki i odjazd z piskiem opon. Ciecie. Poniewaz z tym kolega widzimy sie rzadko, rozmowa musi zawrzec w sobie wszystko, co najwazniejsze. "O, to jest swietna ksiazka" rzucil, wskazujac ma "Madame" Antoniego Libery. Nie mialem pieniedzy, wiec pojechalismy do niego, zebym mogl ja od niego pozyczyc. Zaczalem czytac po poludniu, po czym odwolalem wszystkie zajecia, nastepnego dnia urwalem sie z wykladow i cwiczen na uczelni. Pochloniecie "Madame" zajelo mi ok. 40 godzin, minus 8 na sen. Ale wracalem do niej wielokrotnie, zreszta nadal wracam.

Nie jest to ksiazka specjalnie nowa, zostala przez zasluzony krakowski "Znak" wydana poltora roku temu. Tu zagadka na marginesie - jak poznac, ze ksiazka jest warta przeczytania, nie wiedzac o niej nic? Pewna wskazowka (poza nieocenionymi rekomendacjami przyjaciol i niektorych krytykow) bywa grafika okladki. Jej krzykliwosc jest dla mnie znakiem, ze wydawca, ktory ja przygotowal, i autor, ktory ja zatwierdzil, nie przeznaczyli tej ksiazki dla mnie. Z gory przepraszam milosnikow fantastyki. Co prawda literatura tego typu to dla mnie wciaz terra incognita, ale wiem, ze kryterium krzykliwosci okladki tam nie ma zastosowania.

Jesli szukam jakiejs ksiazki "po omacku" (cudzyslow, bo oczy sa tu bardzo wazne), wybieram cos spokojniejszego. Okladka "Madame" jest nadzwyczaj spokojna - portret kobiety w srednim wieku, w pierwszych wydaniach autorstwa Picassa, ostatnio kogos innego. Wymyslona przez "Znak" obwoluta "Madame" dala poczatek bardzo dobrej serii ambitnych ksiazek, wszystkie polecam.

Kilka slow o tym, jak "Madame" zostala oficjalnie przyjeta, bowiem zaciekawilo mnie to natychmiast po jej przeczytaniu, gdy instynktownie zaczalem szukac potwierdzenia, ze to ksiazka wielka. Otoz zawiodlem sie - bylo to przyjecie lekko cieple, az chcialoby sie powiedziec - letnie. Krytycy chwalili udana kompozycje, spore napiecie akcji, wieloznacznosc ksiazki. W recenzjach jednak pojawialo sie jakies "ale", choc nigdy dokladnie nie sprecyzowane. Krytycy jakby nie chcieli uwierzyc, ze powstala ksiazka wybitna, skupiali sie raczej na tym, ze jest to debiut (ktory niemal z definicji moze byc najwyzej udany lub obiecujacy, stad zapewne dlugi brak uznania dla Kafki, ktory wszak wiele nie napisal), ze jest to debiut pozny (bo autor nie najmlodszy), i ze Antoni Libera znany byl dotad tylko jako rezyser i tlumacz dziel Samuela Becketa. Wszystko bylo zbyt zaskakujace, "Madame" i jej autor wyskoczyli niczym diabelek z pudelka.

Na szczescie dla popularnosci ksiazki, zwlaszcza wsrod wyrobionych czytelnikow, debiut ten uzyskal swoiste turbodoladowanie w promocji - geneza wydania to zwyciestwo w konkursie ogloszonym przez wydawnictwo "Znak", co przyczynilo sie do rozglosu. Pozniej recenzje, spotkania z autorem, i chyba sporo szeptanej reklamy, dzieki ktorej ksiazka odniosla ogromny, jak na polskie warunki, sukces - duzy naklad i zainteresowanie prestizowych wydawcow zagranicznych, a podobno nawet zainteresowanie Hollywoodu. To ostatnie wzbudzilo moje obawy (sam Libera tez ma watpliwosci), bo po pierwsze ksiazka jest zdecydowanie niefilmowa, po drugie, nie bardzo sobie wyobrazam, jak Amerykanie (nic im nie ujmujac) mieliby zrozumiec i "poczuc" opisana w niej rzeczywistosc. Ale kto wie. W kazdym razie, jesli wszystkie plany zostana zrealizowane, zostanie przetlumaczona na 13 jezykow, co bedzie powojennym rekordem literatury polskiej.

Coz to za ksiazka? Streszczanie "Madame" to niedzwiedzia przysluga dla czytelnikow. Obecnych, bo kazdy mnie skrytykuje, ze pominalem cos waznego. I przyszlych, bo pozbawie ich przyjemnosci samodzielnego sledzenia losow bohaterow. To zreszta zawsze dramat recenzenta - jak ocenic nie podajac szczegolow, jak nie podac za duzo szczegolow, aby nie popsuc pozniejszej lektury? Wiec tylko kilka slow - tytulowa Madame to nieznana z imienia (znamy tylko jej drugie, znaczace, imie) i nazwiska dyrektorka warszawskiego liceum, w ktorym, z racji swoich zwiazanych z Francja doswiadczen zyciowych, ma eksperymentalnie wprowadzic francuski jako jezyk wykladowy. Kobieta wyksztalcona, inteligentna, charyzmatyczna. I piekna. Nawiasem mowiac, zaden ze wspomnianych okladkowych portretow nie oddaje moim zdaniem tego, co sobie wyobrazilem na temat jej wygladu. Idealne natomiast odwzorowanie jej urody znalazlem na okladce Corela, wersji bodaj osmej. Kobieta tam przedstawiona to wlasnie "La Belle Victoire" - Madame w calej swojej pomnikowej krasie.

Bohater ksiazki to maturzysta, jej uczen (takze anonimowy), ktory, poczatkowo pogardliwie nastawiony do cielecego zachwytu, jakim obdarzaja dyrektorke wszyscy jej podwladni i uczniowie, sam w koncu ulega jej wplywowi. Bedac skrajnym indywidualista, nie ogranicza sie jednak do marzen na jawie. Zaczyna prowadzic z nia tajemnicza, chwilami konsekwentna, a czasem calkiem spontaniczna, pelna finezyjnych chwytow gre - aluzje, dwuznaczne wymiany zdan (jedno i drugie na szlachetnym poziomie, az trudno uwierzyc, ze i aluzje i dwuznacznosci zwyklo sie utozsamiac z propozycjami seksualnymi) , pojedynki slowne, a takze sledztwo. Maturzysta chce bowiem jak najwiecej sie o Madame dowiedziec, aby wzmocnic swoja pozycje przed jakas ostateczna rozgrywka. Jaka? Tego nie nawet on sam. W akcje wplatane sa ikony literatury i sztuki, tworcy dawni i wspolczesni, a wiec Jean Racine, Samuel Becket, Claude Lelouch, Pablo Picasso, Joseph Conrad, Joanna Schopenhauer (matka Artura) i, majacy specjalna i niezbyt chlubna role do odegrania Zeromski (wymienilem tych najwazniejszych). Odniesien do literatury jest mnostwo, ksiazka jest wiec fenomenalna rozrywka dla tych, ktorzy lubia doszukiwac sie drugiego, trzeciego i... kolejnego planu, dna i tla kazdej niemal sceny. Co ciekawe, rozwazania natury literacko-artystycznej, choc bardzo rzetelne, bynajmniej nie przytlaczaja akcji ksiazki, wprost przeciwnie, zawsze ubarwiaja scenografie wydarzen.

Kazdy moze sie doszukiwac w tej ksiazce czegos innego. Oto krotka lista polecanych toposow: wolnosc w PRL, rzeczywistosc polowy lat 60-ych, dojrzewanie, szerokie spojrzenie na kulture, realizacja wlasnych marzen i potega slowa, jego moc sprawcza, bo to jest wlasnie credo bohatera. Wszystko to znajdziecie w tej ksiazce, podane smakowicie, soczyscie i dowcipnie.

Wspolnie z przyjaciolmi (ktorych namowilem do przeczytania "Madame") skupilismy sie akurat na czyms innym. Na tym mianowicie, czy bohater kochal dyrektorke i czy to wlasnie inspirowalo go do jego blyskotliwych wyczynow. Spytane przeze mnie panie twierdzily stanowczo, ze tak. Jednak ksiazka jest napisana bardzo meska (nie mylic z macho) maniera, stad zapewne opinie moich kolegow byly ciekawsze. Otoz twierdzili oni, ze expressis verbis powiedziane jest tam tylko jedno - bohater jest nia zafascynowany. Tu zwykle zaczynalismy wspominac nasze doswiadczenia z dziewczynami czy z kobietami, pochodzace z okresu, gdy mielismy nascie lat. Jesli doswiadczenie bylo zwiazane z rowiesniczka, zwykle opowiadajacy okreslal je jako milosc, glupia i naiwna milosc, choc rozczulal sie przy tym niesamowicie. Jesli komus zdarzylo sie wpasc w afekt do dziewczyny starszej lub wrecz dojrzalej kobiety - o, tu zaczynaly sie problemy z zakwalifikowaniem i ocena. Raczej unikane bylo slowo milosc, zastepowala je wlasnie fascynacja. Czyzby inteligentny nastolatek (a taki jest, chwilami az do przesady bohater ksiazki - istny wirtuoz retoryki, za takich tez, khm, khm, sami sie uwazamy) byl niezdolny do milosci? Jeszcze niezdolny, bo swiadomy roznych okolicznosci, w tym wlasnej - nie oszukujmy sie - niedojrzalosci? Ta ksiazka nie daje na to pytanie odpowiedzi, a tylko je stawia - nie wprost. Mlodzieniec poszukuje zatem jakiejs formy kontaktu z Madame, chce, aby fascynujaca i wzbudzajaca ekscytacje kobieta obdarzyla go czyms wyjatkowym, choc sam nie jest pewien swoich wzgledem niej oczekiwan. "Romans" konczy sie efektownie, choc trudno powiedziec, ze szczesliwie. Jesli mialbym komus zyczyc spektakularnych przezyc w milosci, zwlaszcza takiej, na ktorej odwzajemnienie w normalnych warunkach nie ma szans, to zagadkowa relacja, jaka polaczyla ucznia z jego Madame, jest pod tym wzgledem idealna.

No i jeszcze dobra wiadomosci dla poszukiwaczy nastroju w literaturze - atmosfera tej ksiazki jest zmienna, ale niezmiennie intensywna. Jako dowod podaje krotka liste rozkosznych wariactw, jakim uleglem po jej przeczytaniu:

  • obszedlem wszystkie miejsca w Warszawie, zwiazane z akcja. Bardzo wazna jest tu ulica Zakopianska na Saskiej Kepie, gdzie miala sie miescic ambasada francuska. Nie wiem, czy rzeczywiscie tam byla, dzis pod stosownym adresem, zamiast eleganckiej, przedwojennej willi, jest cukiernia, zreszta bardzo dobra.
  • pioro Mont Blanc, glowny rekwizyt ksiazki, model "Hommage a Mozart", ktore bohater otrzymuje w prezencie od Madame. Wybralem sie do firmowego sklepu Mont Blanc na Nowym Swiecie i spytalem o ten model. Sprzedawca otworzyl jedna z szuflad i wyjal je, a ja drzacymi rekoma je pochwycilem. Zaciekawiony pan spytal, (prawdopodobnie widzac, ze i tak go nie kupie - cena wlasciwa dla Mont Blanca), dlaczego interesuje mnie akurat ten model, malenki i wlasciwie... damski. Opowiedzialem mu o ksiazce. Usmiechal sie przez chwile, w koncu rzekl: "No, to w takim razie autor nie sprawdzil historii firmy Mont Blanc. Ten model jest produkowany dopiero od 3 lat". Bylem troche zawiedziony, ale tylko troche, bo kilka tygodni pozniej odwiedzilem sklep jeszcze raz i kupilem sobie wlasnego Mont Blanca. Tym razem solidna, kilkudziesiecioletnia tradycja, model bardzo klasyczny i jeden z najtanszych, choc, co to znaczy w przypadku tej firmy, niech kazdy sam sprawdzi.
  • Ray Charles - jego przeboj "Hit the road Jack" to tlo i przyczyna sprawcza jednej z najefektowniejszych scen ksiazki. Sluchalem go do znudzenia, wyobrazajac sobie wlasnie ta scene, a jednoczesnie wspominajac sobie wszystkie wazne sceny z mojego zycia, ktorym za tlo sluzyl jakis utwor muzyczny.
  • "Zwyciestwo" Josepha Conrada, ktorego ksiazek jakos nigdy nie moglem przemeczyc. Tu sie zawzialem i przeczytalem, bo bez tego nie sposob zrozumiec kilku passusow z "Madame". Nie zapoznalem sie natomiast jeszcze z pozostalymi waznymi dla zrozumienia tej ksiazki dzielami -"Fedra" Racine'a, "Koncowka" Becketa oraz totalnie przez bohatera zjechanymi "Popiolami" Zeromskiego (ktore w jego opisie urastaja do rangi czolowego gniota polskiej literatury) i filmem "Kobieta i Mezczyzna" Leloucha. Osobne wspomnienie nalezy sie "Gdanskim wspomnieniom mlodosci" Joanny Schopenhauer, ktorych wydanie, identyczne z wspomnianym przez bohatera ksiazki (Ossolineum 1959), znalazlem wsrod innych starych ksiazek, sprzedawanych nie, jak w jego przypadku, w antykwariacie "Logos-Kosmos", ale na ulicy.
  • Lata 60. Moje myslenie zyczeniowe objawilo sie w ten sposob, ze przestalem wierzyc w (opisywany np. przez Kisiela) marazm, panujacy w owym okresie. Jakze to, jaki marazm, skoro wlasnie wtedy moglo zdarzyc sie cos tak niezwyklego! To wtedy takze, w okolicach nachalnych obchodow setnej rocznicy urodzin Lenina, musial powstac ten uroczy dowcip Ze wspomnien szeregowego czlonka partii "Poniedzialek, otwieram gazete - Lenin. Wtorek, wlaczam telewizor - Lenin. Sroda, wlaczam radio - Lenin. Czwartek - boje sie otworzyc konserwe". Od tamtej pory pilnie czytam wszystko, co dotyczy epoki tow. Wieslawa, zwlaszcza fermentu studenckiego z marca 1968 r. Z prowadzonych przeze mnie badan wynika, ze w owym okresie toczylo sie juz intensywne zycie intelektualne, oczywiscie podziemne, jako ze partia komunistyczna wciaz starala sie utrzymac zamordyzm, a intelektualisci byli podstawowym celem takich dzialan.

Nie jest to moze zdrowe, ale czasem powtarzam za bohaterem ksiazki "Kiedys to byly czasy!". Szczegolnie, ze sporo sladow jest widoczne golym okiem po dzis dzien. Wystarczy sie przejsc bocznymi uliczkami starej Saskiej Kepy lub starego Mokotowa. Polecam te wycieczki wszystkim, ktorzy czasem chca odpoczac od dzisiejszej codziennosci.

 
Witold Werner { korespondencje prosimy kierowac na adres redakcji }
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

24
powrot do poczatku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzezone.