The VALETZ Magazine nr. 5 (X) - grudzień 1999,
styczeń 2000
[ CP-1250 ]
( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

  Mandala
        17. Objawienie

    Nasamprzód sięgnąłem po poziomy hierarchii struktury komórki, po samo jej dno: powłok elektronowych i atomów, kationów, anionów i rodników, w przemieszczenia i rozmieszczenia elektronów w powłokach elektronowych. Analizowałem zazębiające się koliste, eliptyczne i ósemkowe kształty orbitali elektronowych, wiązane łańcuchami pól magnetycznych generowanych elektronowymi prądami. Analizowałem informacje zakodowane w formach pól elektromagnetycznych wiązań cząstek, w rezonansach tworzonych drganiami ich składników. Nie chemiczna, nie tylko elektryczna, ale przede wszystkim magnetyczna architektura orbitali i powłok elektronowych, rozłożona w całej objętości ich mikroprzestrzeni, w zmieniających się nieustannie ich formach, zapamiętywała informację w postaci dynamicznych zmian konfiguracji prądów i ich strumieni, Tu magazynowała się informacja, energia, tu następowała ich transformacja i przekaz. Działo się to niby losowo, ale w tych przypadkowych sekwencjach zdarzały się regularności. Należy zatem modelować metodami chaosu... Zbadałem korelacje posługując się pierwszą jaka mi przyszła do głowy metodą - kodem o charakterystyce białego szumu... Regularności powtarzały się, więc nosiły cechy samopodobieństwa. Nałożyłem zatem analizę fraktalną, przebadałem portrety fazowe tych układów dynamicznych i znalazłem fluktuacje fraktalne. Są! Wielowymiarowe stany stacjonarne, cykle graniczne, stany periodyczne i niby periodyczne... I atraktory, dynamicznie niestabilne. Powtarzały się bez korelacji długozasięgowych, czyli zawierały informację maksymalnie skumulowaną!
    Wszedłem w stopień wyżej, w poziom drobin - wody, cząsteczek węgla, sole, organiczne i nieorganiczne reszty kwasowe... Poddawałem je symulowanym działaniom wszelakich pól, dodałem energetykę - przemiany kwantów energii, fotony, fonony... Rozszerzyłem skalą samopodobieństwa procesy z poprzedniego poziomu. Procesy niższego poziomu zaczęły nagle kaskadowo rozdwajać się, potrajać, i w tych wyższych, pochodnych im przestrzeniach fazowych, zjawiska się powtarzały! Wszedłem więc w monomery, czyli pojedyncze nukleotydy, w aminokwasy, w cząsteczki odpowiedzialne za energetykę przemian komórkowych, w enzymy, witaminy, hormony, barwniki... Narastanie struktur bifurkowało ku klasom skomplikowanych stanów dynamicznych, ku wyżej rzędowym konfiguracjom molekuł, a te z kolei podążyły bliżej nieokreślonymi gradientami dokądś, jakby znały cel swego ruchu. Już zamierzałem nakazać permuterom poddać analizie elektromagnetycznej, informacyjnej i fraktalnej kolejny poziom ustrukturowania biomaterii - poziom polimerów komórkowych, poziom kodu genetycznego, makrocząsteczek DNA, RNA, białek - bowiem ruch monomerów sterowany jest bodajże przez geny, gdy...
    Monomery zaczęły spontanicznie samoporządkować się. Sparowywały się wiązaniami wodorowymi komplementarne sobie, jak negatyw z pozytywem, zasady azotowe, a łącząc się z rybozą czy dezoksyrybozą - cukrami i z kwasem fosforowym zawiązały nukleotydy... i tu się rozdwoiły na polimery z uracylem i polimery z tyminą, wolnymi końcami uporządkowawszy się liniowo w polimery kwasów nukleinowych: RNA i DNA. Autokatalitycznie układały się określone, powtarzające się sekwencje nukleotydów, generując długie, podwójne, helikoidalne łańcuchy, a w sekwencjach tych krył się ten sam biały szum, który zainicjowałem w informacyjnej strukturze wiązań elektromagnetycznych. Spod tego mrowienia molekuł wyłaniały się... przeróżne kody porządkowe, kody genetyczne, fluktuujące, częściowo nadmiarowe, poprzedzielane z określonym prawdopodobieństwem korelacjami w postaci intronów i ekscytonów, uodporniających kody na przekłamania a cząsteczki na mutacje, a wszystkiemu w najniższej warstwie informacyjnej odpowiadały słabiutkie lecz spójne promieniowania elektromagnetyczne...
    Nie musiałem już specjalnie wymuszać działania programu, on działał dalej sam. Interweniowałem wówczas, gdy poziom komplikacji wymykał się możliwościom obliczeniowym i nieobliczeniowym maszyn. Rozpoznawałem znany mechanizm transkrypcji i powielania się kwasów nukleinowych, mechanizm kodowania białek trójkami z czterech zasad sekwencji dwudziestu aminokwasów, narastanie z tej pierwszorzędowej struktury wyższej - pofałdowań, i konformacji trzeciorzędowej, przestrzennej... Samorzutnie kreowały się i mnożyły lawinowo, niemal inflacyjnie, wyspy stabilności i atraktory w postaci kompleksów nadcząsteczkowych, i ustrukturowiały się i wyodrębniały funkcjonalnie. Cytoplazma, biotektony, plastydy, organelle, mikrotubule, energetyka mitochondriów, synteza białek w rybosomach, kod w chromosomach, te ostatnie w jądrze komórkowym, błona ze skomplikowanym mechanizmem depolaryzacji potencjałów... Cała dziedziczność zwinięta w genach jądra, porównywalna z zsekwencjonowaną mapą genotypu i... kolekcją genów świata. Nasuwały mi się obrazy narastania czasoprzestrzeni w strukturze fraktonowych konformacji, obrazy tworzenia rozmaitości z jej stanami stabilnymi, kwasistabilnymi i atraktorami, odpowiadającymi elementarnym składnikom materii... A kiedy doszło do lawiny samoograniczenia funkcji kodu genetycznego wiodących ku specjalizowania rozwoju samych komórek, do autoreprodukcji kwasów nukleinowych w jądrze komórkowym, do podziału komórki - kolejnych bifurkacji na którychś tam poziomach samoorganizacji, nie posiadałem się ze zdumienia.
    A elektromagnetycznie? Wciąż powtarzało się to samo - samoorganizacja i uporządkowanie było komplementarne do dynamicznego obrazu pól elektromagnetycznych, do ich rezonansów i wyższych i niższych drgań harmonicznych, które z chwilą ustrukturowania się komórki w całość rozbłysło elektromagnetyczną, pulsującą rytmicznie aurą... ¬ywe, dynamiczne, na poły krystaliczne, regularne struktury oddziaływały na siebie zmieniając przy tym własną formę i co najdziwniejsze, elektromagnetycznie odznaczały się samopodobieństwem na wszystkich skalach organizacji: każda część przypominała całość. Zdawało się, że mam do czynienia z holistycznym obrazem, z hologramem zapisanym w molekularno-fraktalnym podłożu komórki, z żywym światem zrodzonym w semantydzie informacji...
    Zanim przeszedłem do następnego etapu swej wizji, przez pewien czas skupiłem uwagę na toczących się równolegle innych wątkach programu. Informacja zawarta w jądrze komórkowym od najprostszych do najwyżej zorganizowanych genomów to miliony do miliardów nukleotydów, uwzględniwszy kumulatywność informacji. Sekwencja nukleotydów z ich czterema zasadami to jakby algorytmiczny, skończony automat krokowy ze sprzężeniem zwrotnym o wszystkich możliwych naraz regułach działania. Trójki nukleotydów - symetria unitarna z czymś wewnętrznym w rodzaju koloru z chromodynamiki kwantowej... Zasady gromadzenia informacji w DNA to, oczywiste, język na symbolach i gramatyka, a później inne "-tyki" dotyczące informacji, a sam DNA - swoista pamięć, semantyd, baza danych i zarazem procedury transkrypcji na białka, czyli bank danych. Przepływ informacji tak jak i strzałka czasu - jednokierunkowy. Szum w strukturze DNA przypominał z kolei aperiodyczność kwasikryształów... Kolejność - DNA, RNA, białka z enzymami na pierwszą myśl podsuwały dordainowe stany fraktonowe, próżnię i materię z oddziaływaniami, wskutek których powstawały wyższorzędowe konformacje materii od cząstek elementarnych po wielkoskalową strukturę, a katalityczne funkcje enzymów - ekranowanie syntezy białek na podobieństwo ekranowania przez próżnię oddziaływań dalekozasięgowych do oddziaływań lokalnych czy ekranowania nadprzewodnictwa, co różnicowało synergetycznie struktury komórki. Wyżej rzędowe struktury białek przywodziły na myśl i same konformacje fraktonowych stanów... I, oczywiście, wrażliwość na warunki początkowe, prowadząca do kaskad bifurkacji aż po krytyczne, aczkolwiek stabilne stany chaosu, z charakterystycznymi stałymi podwajania okresu w katastrofalnych momentach procesu cytogenezy. Czy jest i widoczny dobór w sekwencjach DNA? Jest, rzeczywiście, to błędy w transkrypcji DNA i w kodowaniu białek podczas przypadkowego błądzenia po przestrzeni informacyjnej... Prawdziwe to czy złudne analogie? Nie mogłem, niestety, pozwolić sobie na ich zgłębianie, musiałem podążać do celu.
    Zawahałem się, czy nie należy modelować embriogenezy, lecz nie. Nie musiałem, wystarczyło ograniczyć się do samej płytki nerwowej. Cofnąwszy nieco fazy wyłuskałem z krańca chaosu fragment zawierający komórkę z góry przeznaczoną kodem na neuron. Powiększyłem go, uruchomiłem iterację programu ewolucyjnego... Komórki specyficznymi niskomolekularnymi białkami poróżnicowały się w mezodermę i ektodermę. Mitoza preneuronalnych komórek w kolejnych atraktorach ukształtowała niebawem różnokształtne warstwy ektodermy podszyte tkanką pośrednią. Wybrałem wersję najprostszą, bliską rzeczywistej płaskiej ektodermie, która w kolejnych etapach wygięła się, zamknęła w rurkę, wyciągnęła, rozszerzyła jednym końcem wyciągnąwszy liczne wypustki: dwie, trzy, cztery... wiele. Podwójną zostawiłem na później; trzy to w sam raz. Zajrzałem na chwilę w wątek obliczeniowy i elektromagnetyczny programu, by zbadać tajemniczą siłę sprawczą przyszłego neuronowej indukcji. Był to i język kodu genetyczny, i białka i neuromediatory w komórkach obu obszarów komórkowych, i kolosalna ilość nagromadzonej informacji, i ukierunkowane, spójne lśnienie mezodermy napierające na brzask preneuronalnych komórek, a w sferze chaosu - wielowymiarowy, fluktuujący dziwny atraktor w przestrzeni selekcyjnej, jakby pole morfogenetyczne, o strukturze przypominającej... przyszłe mózgowie. Drzewo możliwych dróg rozwoju, warianty zależne od wzajemnych powiązań nasuwały też zjawiska toczące się na wielowymiarowych sieciach. Więc dalej...
    Nastąpiła neuralna inflacja, ledwie nadążałem za jej śledzeniem, bowiem wszystko ruszyło naraz. Jednocześnie ruszyły ewolucje trzech wypustek generujące trzy główne części mózgowia, ruszyła ekspresja stu tysięcy genów specjalizujących komórki, ruszyła selektywna mitoza, synteza neurotrofin, aferentów, migracja komórek, narastać poczęło rusztowanie z komórek glejowych, po nich falami ruszyły rosnące neuryty. Wystarczyło, że wyruszył jeden, a już za nim, jakby ulegały zasadzie działania automatu komórkowego, ruszała cała chmara, ameboidalnie przesuwając się wraz z jądrami w kierunku miejsc docelowych, rosły stożki wzrostu wypustek dendrytów rozdwajając się na określonych, jakby kwantowych poziomach, wypuszczając włókna terminalowe, neurofibryle, aksony, które wydłużając się, wypełniając rurkowatymi mikrotubulami przewężały się obrastając mielinową osłonką. Neurony drzewiaste, jajowate, wrzecionowate, ziarniste, rdzeniowe, gwiaździste, małe i duże siatkowe, neurony rdzenia, wzrokowe, ruchowe, szare, czarne, galaretowate... Adhezja agreguje komórki w ganglie, tworząc w kolejnych aktach bifurkacji fazowe przekroje zalążków domen mózgowych, które rosnąc, kształtują egzotycznie brzmiące anatomiczne części mózgu. Na oczach powstawało staromózgowie z jego rdzeniem kręgowym i przedłużonym, pniem, tyłomózgowiem z pączkującym zeń móżdżkiem; śródmózgowie; międzymózgowie z jego talamusem i hipotalamusem, polem węchowym, mindaliną, przegrodą, obręczą limbiczną, hipokampem w korze starej z odwróconymi komórkami piramidowymi; podwzgórze, wzgórze, gruczoły hormonalne, nerwy wzrokowe, pierwotna wzrokowa kora, kora dawna, kora nowa... Neurony różnicowały się i jakby zawczasu wiedziały dokąd, migrowały do miejsc docelowych, wypuszczając po drodze jakby z rozmysłem macki dendrytów, a dotarłszy do celu, pozostawały, tracąc możliwości syntezy DNA.
    Z kory nowej wprost wyeksplodowało pozostałe siedem części mózgowia, doznawszy uprzednio bodaj największej bifurkacji, bo podziału na półkule, wiązane narosłymi pękami aksonów spoideł. Oglądałem, jak niektóre neuryty, prześlizgnąwszy się między sobą, w szaleńczym pędzie mnożą się, niczym pleśń obrastają wcześniej powstałe struktury, i rozparłszy się w miejscach przeznaczenia, zostawiwszy za sobą podkorową masę białą niezwykle długich wyrostków, różnicują się i kształtują - budują neurony zróżnicowanej kory, pięć lub sześć warstw, warstwa po warstwie: różnokształtno-wrzecionowatą, długoaksonalną piramidalną, gwiaździstą, znów piramidalną o krótkich aksonach, ziarnistą, i ostatnią, drobinową, w której tracą jądro, tracą zdolność mitozy i ustają w stanie krytycznym, daleko od równowagi, z bezsilnie wyciągniętymi na skraj kory odrostkami; warstwy poprzeplatane ciałkami komórkowymi, wypustkami dendrycznymi, aksonami, mnóstwem włókien, prążków, spoideł, połączeń odchodzących i przychodzących, połączeń bliskich wewnątrzkorowych i asocjacyjnych, polimodalnych, łączących odległe obszary kory; warstwy gęste, rzadsze, kolateralne piętrowo, ściągane zarazem w prostopadłe do warstw kolumny, poprzedzielane włóknami promienistymi i pęczkami dendrytów... Obrastają w wypustki, w synapsy, fraktalnie narasta i fałduje się kora, pogłębia bruzda między półkulami, kształtują płaty czołowe, ruchowe, czuciowe, słuchowe, skroniowe, płat ciemieniowy, bruzdy boczne, płat potyliczny, wzrokowy... I kora zamiera strukturalnie na granicy chaosu.
    Nie koniec jednak na tym. Wewnątrz, na zakończeniach dendrytów, włókien, drzewkach końcowych aksonów, kolcach, nadal mrowi od się powstających pęcherzyków zawierających mediatory synaptyczne, od tworzących się synaps i swoistych łączy logicznych - synaptycznych szczelin, przekaźników neuronowych, od podatności na jony, wzbudzeń błon neuronowych, elektromagnetycznego i białego szumu... Mózg, po zakończeniu migracji neuronów i samoustrukturowaniu się, finalizuje formowanie połączeń neuronowych - zawiązuje neuronową sieć, stabilizuje ją wagami synaptycznych połączeń za pomocą rodzajów i określonych dawek mediatorów, tworzeniem specyficznych białek i podążaniem do polaryzowania własności neuronów wchodzących w skład poszczególnych struktur. Stabilizuje się w chwiejnej równowadze, krzepnie strukturalnie i w miarę tworzenia połączeń asocjacyjnych, lokalnych i globalnych, wiążących odległe obszary mózgu, przerzedza, pozwala na genetyczną optymalizację, na wybiórczą, zaprogramowaną apoptozę, degenerację i śmierć wielu, wielu nadmiarowych komórek, aksonów, dendrytów, włókien, nawet synaps i przekaźników, jakby ta olbrzymia nadmiarowość strukturalna zredukować miała korę do pożądanego stanu, zapewniającego przekaz informacji morfogenetycznej, eliminować błędy i utrwalać tę jedną jedyną sieć, której odtworzenie, oprócz samego rusztowania, na którym sieć została rozpięta, nigdy nie będzie możliwe i kora zostanie na zawsze skazana co najwyżej na funkcjonalną plastyczność samej siebie, lecz nigdy na odtworzenie swego budulca.
    I tak wygenerowałem w encefalogenezie potencjalną tabula rasa, jeszcze w stanie embrionalnym, która dalej nie tyle rozwijać się mogła, ile mogła się uczyć i to jedynie pod wpływem zewnętrznych, a i własnych pobudzeń. Sprawdziłem jeszcze, czy aby ta apoptoza nie zapobiegała uczeniu się sieci korowej rzeczy nadmiarowych. Chyba tak... Musiałem zatem uwzględnić kanały zmysłowe i motorykę wirtualnego mózgowia, którego należy poddać uczeniu się, by doprowadzić do kumulacji doświadczeń i do powstania świadomości; wirtualny podmiot będzie przynajmniej "naturalny" gdy uwikłam go w kontakt ze światem zewnętrznym...
    Przyspieszyłem, nie szedłem już liniowo. Permutery, aczkolwiek wolniej, mogą pracować równolegle, nieliniowo. Nuże! Rozdzieliłem pracę na trzy wątki, każdy do jednego encefektora - czynnościowy, uczenia sieci, obliczeń na sieciach stanów, i symultanicznie pociągnąłem naraz. Skompilowałem wyniki...
    Dałem losowe wejścia na zmysłach, nadałem motorykę... Spontanicznie spolaryzowały się błony, ruszyły bioprądy, zawrzały wagami synaptyczne pęcherzyki. Wzmacnianie i przeskoki impulsów między przewężeniami w aksonach, przewodzenie w neurofibrylach, oscylacje binarnych stanów cząsteczek tubuliny, interferencja prądów i strumieni mediatorów w szczelinach synaptycznych, pulsy i fale analogowo-ciągłej czynności elektrycznej neuronów i dyskretnej czynności przełączników synaptycznych, synchronizacja oddziaływań elektromagnetycznych przez komórki neurogleju, przez lipofusynę, melaninę, hem w hemoglobinie, przez płyn ustrojowy zmieniający przenikalność diamagnetyczną ośrodka, skręcający płaszczyzny polaryzacji fal, cała dynamika... Objawiły się mechanizmy regulacji energetycznych przemian, mechanizmy elektrostazy, pętle sprzężeń zwrotnych na wszystkich naraz skalach, sprzężeń iterujących przekaźnictwo, samoorganizujących już deterministycznie w zamknięte warstwy przeróżnych rodzajów sieci neuronowych o jednokierunkowych, wielokierunkowych i cyklicznych przepływach, które agregowały, łączyły w moduły, wyodrębniały w obszary hierarchicznej, wieloczęściowej, rozproszonej, a przez to wysoce nieliniowej, równoległej i wielowymiarowej, ukonstytuowanej ewolucją architektury. Stabilizowane szlaki skojarzeniowe, obwody pamięciowe utrwalające rozproszone, holograficzne engramy pamięci utrzymywane więzami przyciągania dziwnych atraktorów, integrowane liniami, torami i kanałami informacyjnymi, wpadające w niezliczone pętle sprzężeń mieszających stany wejścia i wyjścia, wydzielane stopniowo w lokalne grupy stanów, domeny podsieci, odpowiadające funkcjonalnym częściom mózgowia, każda pracująca właściwym sobie rytmem. Fale theta hipokampa, fale delta, beta, alfa, znów theta... Domeny sieci kory fazują przejściowo w rytmie batuty theta, kora mózgowia rezonuje w wyższe poziomy integracji i wpada w swoisty, cykliczny rytm pracy, przebijający się poprzez tło szumów informacyjnych własnych neuronowych sieci...
    Sieci... co na nich? Na stanach wzbudzeń, impulsów, wag, bliskich stochastycznym łańcuchom, komórkowym automatom i sieciom spinowym, zawiązywały się reguły, wszystkie naraz, tworząc wraz ze stanami zaszumiony język formalny sieci neuronowej, z symbolami, z gramatyką, który krokowo generując zdania tworzył perkolujące po sieci samoorganizujące stany kolonii neuronowych wzbudzeń, ubocznie generując ponad kolonią... entropię informacyjną. Ten dynamiczny chaos, grzęznąc w atraktorach swych przestrzeni fazowych, pozostawiał swoisty język błądzący po poszczególnych neurosieciach części funkcjonalnych mózgowia. Odnosiłem wrażenie, że to jest klucz do zrozumienia działania różnych części mózgowia, które samoucząc się iteracyjnie przeróżnymi metodami, propagacją wsteczną, gradientami sprzężonymi, samoorganizacją, wieńczą swe uczenie się w zdeterminowane już postrzeżenia, odruchy, emocje... Znowu zauważalne powtarzalne sekwencje, znowu oznaki białego szumu rozciągnięte na wiele, wiele wymiarów, znów burzliwe zmiany mózgowego fraktalo-hologramu, zmierzające do zwieńczenia funkcjonalną asymetrią korowych półkul... Tracić poczynałem z oczu drogi przekazywania informacji, umykały uwadze sprzężenia. Musiałem to jakoś uprościć. Zaimplementowałem zatem do wszystkich skal długości, do stopni swobody, wymiarów organizacji tkanki neurosieci, metodę renormalizacji i upraszczałem sieć, upraszczałem... Samopodobieństwo fragmentów mózgowia do niego całego i do powierzchni kory stawało się wprost zdumiewające.
    Migotało, iskrzyło i pulsowało i w oczach, i w umyśle, promieniowało pulsującą, migotliwą aurą! Oglądałem, jak fale uderzeniowe stanów nerwowej sieci rozprzestrzeniają się po różnych ośrodkach mózgowia, jak skanują cały mózg, jak on mieni się barwami wzbudzeń bitowych, spinowych, jak synchronicznie rozbłyskują i gasną jego rozproszone obszary, sterowane z obszaru kory przedczołowej, jak w końcu cały on rozbłyskuje, przypominając gwiazdę otoczoną protuberancjami plazmy, emituje strumienie elektromagnetyczne i śle je wzdłuż linii magnetycznych słabiutkich pól, jak się przyobleka w połyskliwą koronę... Trzaski, jakie wydawały syntezatory dźwięku przypominały burze w jonosferze czy mikrofalowy szum wszechświata.
    ¦ledziłem dalej kroki programu. Czy spontanicznie powstanie świadomość? Nierównowagowy układ współczęści mózgu zbliżał się do stanu równowagi na granicy chaosu i porządku, każda część pracowała właściwym sobie rytmem, system wpadał w swoisty, cykliczny rytm pracy, oscylując między falami delta, theta, alfa, beta, lambda, zespołem kappa, które mieszając się dawały jakby odmienne stany... Błyskawicznie przebiegały i ewoluowały w siebie równania teorii systemów, układów nierównowagowych, teorii chaosu, katastrof, topologii wielowymiarowej, homotopii, synergetyki, przemian fazowych, przestrzeni probabilistycznych ... Równania przewodnictwa przechodzące przez zmienne urojone w równanie funkcji falowej, bezlik stochastycznych równań różniczkowych, mechaniki statystycznej, zdaje się że i nawet coś, co przypominało równania entropowe materii-energii... Długo czekałem na wynik, permutery niespiesznie imitowały tak zwielowymiarowany aspekt funkcjonowania mózgu. Po długich godzinach dostałem dalekie, matematyczne przybliżenie świadomości: wieloczłonowe ciągi poprzesuwanych w fazie, kolosalnie złożonych, posprzęganych i samogenerujących się autokatalitycznie układów równań różniczkowych, nieliniowych, bardzo wysokich rzędów, i to w dwóch kolumnach, oddzielnie dla prawej, oddzielnie dla lewej półkuli. Było w nich badajże wszystko, co odkryto w matematyce, i to musiało mi wystarczyć, tym musiałem się zadowolić. Co teraz? Poupraszczać, rozwiązać. Cóż, powykrajać podprzestrzenie fazowe, poobniżać rzędy równań, popodstawiać nowe zmienne, poblokować współczynniki, zastosować przekształcenia fourierowskie, poprzestawiać fazy, wektory, rezonanse, zsuperponować funkcje półkul, jeszcze raz transformaty Fouriera... Są równania! Poszukajmy zatem ich odpowiedników w matematyce i znajdźmy ich rozwiązania... Są! Rozmaitości... Tak, ale... Z samocyklicznie indukowanym złożeniem równań N-solitonowych z kwantowymi równaniami falowymi i równaniami pola materii-energii...
    Ich rozwiązania... Dotknąłem umysłem świadomości... W encefektorach eksplozja, jakby co najmniej wybuchło Słońce, co tam, Wszechświat! Zszokowane ja omalże zespoliło się z poznawanym, czułem, że zionę ducha, zabrakło mi tchu i ostatnim wysiłkiem rozsprzęgłem encefektory. Jeszcze oszołomiony doznaniem fenomenu świadomości, adaptacji sieci na granicy chaosu, natychmiast sięgnąłem po fizyczną interpretację... "Stabilny, samoorganizujący się geonopodobny obiekt ze zlokalizowaną wielowymiarowo koncentracją energii, składający się z samopodobnych mu podobiektów o skalach malejącym ad infinitum... Atraktor sieci o nieoznaczonej, stochastycznej skali granicznej, o silnych fluktuacjach falowo-mechanicznych, z cechami fraktalnymi, deformowalny pod działaniem białego szumu..." Czyli świadomość to coś w rodzaju wielowymiarowej fali solitonowej czy geonu, kosmologicznej osobliwości, o mocy dwudziestu watów?! Ileś tam solitonów przebiegających po drogach nerwowych, zderzających się i przenikających z sobą, bez zmiany kształtu, fal które często nakładają się na siebie i rozchodzą w przestrzeni mózgu? Ciąg "trwałych rozwiązań" zmierzający do submolekularnych granic budulca, o przeciętnej energii rzędu dziesięć do trzynastej potęgi elektronowolta! Toż to energia równoważna energii gausonów! W spoidle wielkim solitony podlegają przemianie fazowej... Mamy zatem szczególnie pojmowalne nadprzewodnictwo, polegające na ekranowaniu świadomości w granicach mózgu... A gdyby tak soliton-świadomość pozbawić ekranowania, nadać jej dalekozasięgowe działanie, wyrzucić poza obręb, poza przestrzeń mózgu, i pozwolić jej interferować z innymi świadomościami, a nawet oddziaływać z gausonami... Czyżby nie mylił się Dordain twierdząc, że myślą można zmieniać prawa świata?
    Zaraz, zaraz... Osobliwość? Gdzie te obliczenia na sieciach o 2 w N-tej potędze stanach? Weźmy aspekt ilościowy, znajdźmy owe N. Mózg ma 10 do potęgi 11 neuronów, każdy neuron ma mniej więcej l0 do piątej potęgi synaps, dochodzą drogi nerwowe... koło stu obszarów i rejonów mózgowia, tyle samo mediatorów synaptycznych i typów wzbudzeń elektrycznych, impulsów... neuronowe białka, transmitery, modulatory... z enkefalinami i endorfinami... struktury neuronowe... stany sieci... 10 do czwartej! "Wymiar mózgu" wyniósł 10 do 20 potęgi?!... Nogi ugięły się pode mną. Zbieg okoliczności, przypadek czy idealna zgodność z czynnikiem skalowania, z owym transcendentalnym wykładnikiem krytycznym ewolucyjnej samoorganizacji Wszechświata? Cefalizacja wpisana w istnienie Wszechświata, następstwo ewolucji próżni... Wszechświat zmierzający do panświadomości? Metafizyka! Wszechświat-mózg? Chodziłem tam i z powrotem podekscytowany do granic wytrzymałości, i dopóty nie mogłem znaleźć sobie miejsca, póki nagle nie uprzytomniłem sobie, że teraz muszę powtórzyć to wszystko dla inaczej świadomości, a czasu już niewiele...
    Zasiadłem raz jeszcze do encefektorów, do ektodermy z dwiema wypustkami do inaczego mózgowia ... Stopniowo, krok po kroku, powtórzyłem procedury, z innymi warunkami początkowymi. Ekspresja genów, neuryty wcielające się w toku migracji w nieznane mi z nazwy rodzaje inaczych neuroidów, agregacja i mieszanie konglomeratów neuroidalnych sieci, wyłanianie się dwóch równorzędnych części mózgowia, archaicznego i nowego, ommatidia i nerwy wzrokowe mikrofalowe, sieci motoryczne, dotykowe, sieci czucia termicznego, elektrycznego... Również i tu, z szybkością inflacji, eksplodowały wyraźniej zróżnicowane spoidła śródmózgowe, na oczach stawało się wyjątkowo usieciowione nowokorze, zawiązywały warstwy sieciowe... piąta, szósta, siódma, następne... Ależ te sieci uczyć się będą musiały nadmiarowych rzeczy... Oba mózgi kształtują się, fałdują... powierzchniowo, wewnętrznie, i jeszcze sieci zawiązują wyższego rzędu konformacje stanów... Także powstają pęcherzyki neuromediatorów, postają synaptyczne kontakty, lecz z innym chemizmem cząsteczek, z innymi białkami, odmiennym metabolizmem. Skaluję dane, skaluję obrazy - jeden i drugi mózg samopodobny, do siebie, do drugiego; fraktalny konglomerat przenikających się tkanek, redundantny sieciowo, bez genetycznej apoptozy, zdolny do odtwarzania... nie, stabilizuje się na granicy porządku i chaosu, na warstwie dziesiątej czy jedenastej...
    Teraz środowisko Misty. Nałożyć nieoznaczoność postrzeżeń, rozmytą informację, dyskretne dane, kwantowe impulsy pulsara bliskie głębokiemu snu, zakłócenia orientacji polarnych cząsteczek, prawdopodobieństwo postrzeżeń... Niech się uczy. Znów mijają godziny, znów upraszczam równania, rozkładam, wyliczam rezonansowe częstotliwości... Szeregi czasowe i szum, szum, szum! Czyżbym zrobił w założeniach jakiś błąd? Sprawdzam... no tak, przez nieuwagę i pośpiech zadałem ziemski kod genetyczny, muszę powtórzyć obliczenia. Już miałem przerwać, gdy nagle odczułem inaczą świadomość, zalśniło jej słońce, tym razem niezupełnie klasyczne, rozmyto-kwantowe! Wyliczyłem wymiar... Też dziesięć w dwudziestej potędze. Identyczny wynik dla różnych warunków początkowych, jakbym je subtelnie dostroił...
    Całą drogę wiodącą do obu modeli świadomości, skondensowaną jak sama próżnia, zakodowałem i wpisałem w pamięci permuterów, a zdublowany zapis wraz z kodem wręczyłem do przechowania Okimurze. Kod, zgodnie z obietnicą, zostawiłem Wiktorowi. Wyczerpany dziesiątkami godzin pracy zbierałem siły. Relaks nie wystarczał. Musiałem się zdrzemnąć. Gdy się ocknąłem, przeraziłem. Rzut oka na zegar wyjaśniał wszystko. Miast pracować - spałem. Chciałem cofnąć nagranie pustych godzin, lecz system ostrzegł mnie przed utratą danych. Zapamiętałem je, a jakże, i już chciałem kontynuować monolog z maszyną, gdy ciekawość wzięła górę. Popłynął głos. Wsłuchałem się... Mój! Przytrafiło się coś, czego nie przypuszczałem i nie przewidywałem. Wpadłem w jakiś automatyzm, trans, letarg, lunatyzm, diabli wiedzą w co, i nie dość tego, zdolny byłem w tym nieświadomym stanie do działania i logicznego myślenia. Zaniepokoiłem się. Co... Puściłem odtwarzanie od początku, dostroiłem barwę, ton, szybkość...

ciąg dalszy na następnej stronie
 
Grzegorz Rogaczewski { korespondencję prosimy kierować na adres redakcji }
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

29
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.