The VALETZ Magazine nr. 5 (X) - grudzień 1999,
styczeń 2000
[ ISO 8859-2 ]
( wersja ASCII ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu

  Scenarzyści

Polując na komiksy powinno się wiedzieć, czego się szuka. Jednak nie każdego stać na latanie po ciemku i kupowanie wszystkiego co wpadnie w jego łapki (swoją drogą to ciekawe, jak wszyscy potrafią trąbić tylko o podwyżkach paliwa nie zwracając zupełnej uwagi na ceny, jakie muszą zapłacić nasi komiksomaniacy za zagraniczne produkcje). Czym więc mamy się kierować przy zakupie? Wydawnictwem? Postacią? Czy (nie daj Boże) okładką? Pierwszą rzeczą, którą powinniśmy sprawdzić jest nazwisko scenarzysty. Oczywiście sprawa ta tyczy się komiksu tylko ambitnego, w którym scenarzysta pisze więcej niż tylko "Dostanę Cię!!!!", "Uważaj bo zaraz skopiemy Ci tyłek" albo "Och nie! Powrócił mój największy wróg!". Tak więc w niniejszym tekście postaram się pokrótce przedstawić najciekawszych i najbardziej wartych uwagi pisarzy komiksowych.

Peter Milligan
Peter Milligan
Listę rozpocznę od Petera Milligana. Kto dość dobrze mnie zna, orientuje się pewnie, że właśnie Milligana uznaję za największego scenarzystę wszechczasów (truję o tym wszystkim do znudzenia). Pomimo faktu, iż Peter zaprzestał (mam nadzieję że tylko chwilowo) tworzenia komiksów, zdołał on zostawić po sobie na tym poletku, mnóstwo pereł. Enigma, Face, Human Target, Minx, Shade, Girl, Shade The Changing Man... To tylko niewielki skrawek jego całego dorobku. Co czyni go takim specjalnym? Oryginalność, oryginalność, jeszcze raz oryginalność i autentyczność. Światy, które nam przedstawia, to otaczająca nas rzeczywistość, którą dokładnie wymieszał, rozerwał, przyprawił narkotycznymi elementami i z powrotem posklejał (rzecz jasna, nie starając się trzymać jakichkolwiek reguł). Porównaniem, które dość dobrze pasuje do prac Milligana jest "Alicja po drugiej stronie lustra". Oczywiście z duuużym dodatkiem prochów. W całe te szaleństwo wplecione zostały dosyć ciekawe rozważania (czy odważę się użyć tego słowa? A co mi szkodzi...) filozoficzne! Myśli i pytania głównych bohaterów są naszymi myślami i pytaniami, do których boimy się przyznać. Każda z postaci jest u niego niezwykle ludzka. Źadnej sztuczności. Its for real... Oprócz poruszania dosyć głębokich (i drażliwych) tematów, Milligan doskonale sobie radzi z budowaniem interesujących i wciągających fabuł. Tak więc dla ludzi, którzy nie potrafią dostrzec drugiego, głębszego dna jego opowieści, zostaje zawsze dno pierwsze. Jego utwory polecam szczególnie miłośnikom Dicka i odjechanej wersji Vonneguta.

Grant Morrison
Grant Morrison
Niejako partnerem duchowym Milligana, jest Grant Morrison. Człowiek, którego prace również są wysoce psychodeliczne i nie gubią przy tym ambitniejszej treści. Doskonałym tego przykładem mogą być Invisibles, Sebastian O, czy też jego ciąg historii w tytule Doom Patrol. Wydaje mi się jednak, że jego rozważanie są daleko bardziej idące. Tak jak Milligan skoncentrował się na ludzkiej psychice, na naszym "ja", tak Morrisona interesuje bardziej to coś poza nami. Teoria rzeczywistości, Bóg, koncepcja czasu i inne tego typu rzeczy. Nie wpada jednak w pułapkę "bardzo mądrych rzeczy dla bardzo mądrych ludzi". Swoje pomysły i myśli przedstawia w sposób dość prosty, przejrzysty i... rozrywkowy. Trzeba jednak rozgraniczyć komiksy czysto rozrywkowe od tytułów ambitniejszych. Milligan ma swoją Elektrę i Tank Girl, Morrison natomiast JLA. Tytuły te nie są gorsze, tylko dlatego, że nie posiadają tak złożonego scenariusza jak inne pozycje tych autorów. Są one po prostu skierowane dla innego typu czytelnika. Komuś kto jest dosyć otwarty na różne gatunki komiksu, te typowo przygodowe i nie głupie historyjki, powinny sprawić dużo przyjemności.

Warren Ellis
Warren Ellis
Przy okazji typowo przygodowych historyjek, należy wspomnieć o Warrenie Ellisie, który dzięki takim tytułom jak Authority czy Planetary, wyniósł opowieści o super-bohaterach szczebel wyżej (co potwierdził Grant Morrison oraz uznawany na świecie za najlepszego scenarzystę sam Alan Moore, o którym jeszcze wspomnę). Ellis to ostatnio najczęściej padające nazwisko w środowisku komiksowym. Pisze wszystko i wszędzie i przy okazji naprawdę dobrze mu to wychodzi. Jego historie cechuje duża dawka cynizmu, ironii i pesymizmu, jego postacie są naprawdę dojrzałe, a atmosfera poszczególnych tytułów jest wprost obłędna. Oprócz facetów w pelerynach, potrafi pisać opowiadania przepełnione gonzo dziennikarskim klimatem (wyjaśnienia terminu "gonzo journalism" poszukaj przy użyciu najbliższej wyszukiwarki) tak jak ma to miejsce w Transmetropolitanie, oraz horrory, od których włos naprawdę jeży się na karku (jego Hellblazer i nadchodzący Strange Kiss). Bardzo dobrze orientuje się w sytuacji komiksu, który zamierza wyciągnąć z szuflady oznaczonej "tylko dla dzieci", dzięki swoim nowatorskim pomysłom (a jakie to pomysły, możesz przekonać się czytając liczne artykuły Warrena, które znaleźć można np. na jego oficjalnej stronie www.warrenellis.com). Dzięki internetowi stara się utrzymać więź łączącą go z czytelnikami. Czytajcie go, później na pewno będzie uznawany za klasyka.

Alan Moore
Alan Moore
Czas napisać co nieco człowieku zwanym Alanem Moore. Kto siedzi w zagranicznym komiksie, na pewno już doskonale zna tego pana. Uznawany za ojca dzisiejszego komiksu jest obecnie najbardziej rozchwytywanym scenarzystą. Co druga jego pozycja uznawana jest za podstawową lekturę każdego, kto interesuje się komiksem (lub chce zacząć się interesować). Watchmen, V For Vendetta czy Killing Joke to już klasyka. Niedawno pan Moore wziął sobie za cel przywrócenia komiksowi tej energii, która czyniła z niego coś wyjątkowego. Coś, dla czego dzieciaki dostając swoje kieszonkowe, pędziły bez opamiętania do kiosku po kolejny zeszyt swojego ulubionego tytułu. I tak powstało ABC, czyli Amercas Best Comics, bandera, która firmuje jak na razie wyłącznie tytuły Moore'a, które naprawdę kopią tyłki. Każdy z nich posiada rewelacyjną okładkę, świetne rysunki, piękne kolory no i oczywiście cudowny scenariusz autorstwa Alana. Każdy z nich jest inną wariacją na temat super-bohaterów. I są to wariacje naprawdę oryginalne. Trudno opisać to co się dzieje w tych komiksach. Mamy do czynienia z miastem, w którym wszyscy mają super-moce (Top Ten), mamy dobrze zrobione opowieści z udziałem epickich bohaterów (Promethea), historie z cyklu "jak wyglądałby dzisiaj super-bohater, gdyby nie wymyślono Supermana i Batmana" (Tom Strong) i jeszcze kilka innych. W tym wypadku slogany reklamowe spełniły się w 100 procentach. Moore (obok Ellisa i Morrisona) udowodnił iż komiks rozrywkowy może być zaskakująco dobry. Ciekawostką jest fakt iż podobnie jak Morrison, Moore uważa pisanie komiksów za bardzo potężną magię. Wydarzenia i postacie, które tworzą w swoich tytułach, wdzierają się w ich życie. Grant Morrison jest święcie przekonany, że wraz z nowym millennium stanie się on Kingiem Mobem, bohaterem Invisibles. Jakkolwiek będziecie to traktować, muszę przyznać im częściowo rację. Ich tytuły naprawdę potrafią zmieniać rzeczywistość. Ale to już materiał na inny tekst. Ten natomiast już kończę... Wiem że nie wyczerpałem tego tematu. Ha! Nawet go porządnie nie rozpocząłem. Zostali jeszcze przecież Neil Gaiman, Garth Ennis, Paul Jenkins, James Roninson, J.M. DeMatteis i wielu, wielu innych znakomitych twórców. Ale jest już ciemno, a mnie bolą palce... tak więc do przeczytania. Jeszcze tu wrócę!

 
Joe Abrakadabra { redakcja@valetz.pl }
poprzednia strona 
			powrót do indeksu

53
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.