The VALETZ Magazine nr. 4 (IX) - październik,
listopad 1999
[ CP-1250 ]
( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

  Zwierciadełko, powiedz, nie widzę przecie
        debiut

Ilustracja: Michał Romanowski
Dorian nie był w stanie rano się ogolić. Nie to, że drżąca ręka prowadziła zgubne ostrze do niechybnej śmierci samobójczej. Nie to, że nawet potrójne ostrza rodem z Francji też kiedyś ulegają stępieniu. Nie to, że z kranu nie kapało nic mokrego a resztka zaschniętej pianki wyglądała nieśmiało spod pustego korka. Nic z tych rzeczy. Dorian jak zwykle obudził się rano, a w zasadzie usłyszał stację radiową z funkową muzyką włączająca się niczym budzik, posiedział przez chwilę na ciepłej części prześcieradła i poczłapał niezbyt rześko do toalety. Już oddając się czynności fizjologicznej i odczuwając lekka ulgę poczuł niepokój. Coś się zmieniło. Wyostrzył słuch a poziom adrenaliny lekko zaczął zwyżkować. Nie domknąwszy drzwi rzucił się do okna. Stoi, od kilku dni bez kołpaków ale chyba wszystkie szyby całe. Zawrócił i poszedł do kuchni. Lodówka głośno warczała ale poza tym wszystko wydawał się w porządku ( to znaczy ściśle ujmując w nieporządku ale takim jakim zostawił go wczoraj w nocy). Zajrzał do stołowego. Słonce już wstało. Wskazówki zegara pokazywały kilka po siódmej a sekundowa pieczołowicie zmierzała wokół osi. Nic nowego. Myśl o czymś innym, nadzwyczajnym, została zepchnięta przez czynności sprawdzające ale nie zniknęła całkowicie. Raczej przyczaiła się w zakamarkach ego a może nawet doszła do poziomu super. Nie ważne. Dorian wszedł do łazienki i odkręcił kran. Przez chwilę pochylony regulował temperaturę wody i sięgnął ręką po szczoteczkę. Nałożył pastę i wyprostował plecy. Zaczął szorować zęby ale w tym momencie ręka znieruchomiała. Stał przed lustrem w ciszy przerywanej biciem serca no i odgłosami właśnie spuszczanej wody od sąsiada z góry. Oczy wlepił w szkło i przypatrywał się szafce za plecami, na przeciwległej ścianie. Wisiała jak zwykle, krzywo powieszona. Bo przed kilku laty w czasie tak zwanego "urządzania się" pewnego wieczora już był zmęczony wbijaniem kolejnych kołków a ściany nie poddawały się łatwo. Więc spartolił tę ostatnią rzecz, a kulka z łożyska położona przez żonę na półce zdecydowanie i nieubłaganie stoczyła się dwukrotnie ku jednej ściance szafki. Pal licho. Niech wisi. Już nie więcej nie robię. I teraz widział ją wyraYnie. Aż za wyraYnie. Przekrzywiona o dobry centymetr od pionu. Po lewej stronie, odbite w lustrze, wisiały jeszcze dwa ręczniki. Po za tym ściana w kafelkach. I nic więcej. To co zwykle. Brakowało tylko jego.
Pasta rozwodniona przez ślinę zaczęła wypływać z pomiędzy zębów i dziąseł Doriana i ciągnięta siłą grawitacji podążała kilkoma strużkami w dół po brodzie. On wciąż stał vis-a-vis lustra nie widząc w nim siebie. Po chwili lewą ręką wyjął szczoteczkę z ust, obtarł brodę i powoli odwrócił się plecami. Ręcznik wisiały po prawej. Najpierw zaczął dotykać twarz, macając, jakby szukając poszczególnych jej części anatomicznych. Wszystko wydawało się na miejscu. Włosy co nieco przerzedzone i zwichrowane, lekko pucułowate policzki i długi ( za długi ale to rodzinne) nos, krągły podbródek. Wczorajszy, sztywny zarost. Nie, no wszystko gra - pomyślał zanim gwałtownie nie odwrócił głowy do lustra. Szafka, ręczniki, kafelki w niebieskawy wzorek. Poza tym kilka plam na szkle. Odszedł parę kroków do przodu z głową skręconą ku tyłowi. Obraz w lustrze poszerzył się o skraj pralki, plastikowy kubeł na brudy. Ale nie o jego sylwetkę. Dorian wybiegł do przedpokoju i rzucił się do tamtejszego lustra. ¦ciana odbita z przeciwka była trochę zabrudzona, a szczególnie miejsce obok włącznika światła. Nigdy nie lubił tych pseudochińskich wzorów tapety. Ale cóż, życie było pełne, może zbyt pełne kompromisów. Wszystko po staremu oprócz niego, a w zasadzie odbicia lustrzanego. Po prostu zniknęło, a poniekąd on zniknął. Dla siebie. Nie widział swojej twarzy, wyrazu oczu, ledwie zarys nosa ( jak dobrze że był długi - w tym wypadku). Wystawił język. Jest, widzę różowawe mięsisko. Spuścił oczu maksymalnie. A więc istnieję, ale bez wizerunku. Dorian ubrał się pospiesznie. Jak dobrze, że dla wygody nie rozwiązywał krawatów. Zbiegł po schodach i cokolwiek głośniej pozdrowił wspinającą się mozolnie sąsiadkę:
- Dzien dobry.
Spojrzała na niego trochę zdziwiona, odpowiadając skinieniem głowy. Dlaczego tak się gapiła - myślał biegnąc do samochodu - czyżby jednak coś było nie tak, coś znaczącego i widocznego?
Alarm, dwa krótkie dYwięki "pik, pik", centralny zamek, klamka i już siedzi w środku. Rzut oka na lusterko wsteczne przy nieznacznie wysuniętej szyi wystarcza. Tu też go nie ma. Jeszcze pochyla się do prawego bocznego. Nie, nie dajmy się zwariować. Z reguły w bocznych nie odbija się część twarzy kierowcy ale określone pole za samochodem. Dorian przekręca kluczyk w stacyjce i rusza.
Najpierw golenie a więc fryzjer. Może lekarz? Podjeżdżając do skrzyżowania wykręca numer tego pierwszego. Trochę wcześnie rano a tradycja golenia brzytwą już powoli zamiera. Teraz każdy ma całą półkę kosmetyków i codziennie rano spędza dużo czasu przed lustrem. Legendarny fryzjer co to rano golił ludzi interesu przed kolejnym dniem pracy zamienia się w popołudniowo-wieczorną usługę podcinania, barwienia i modelowania fryzur. Dorian nie był żadnym Di Caprio a mając swoje lata i dobrze zarysowany brzuch nosił się raczej zachowawczo. Takąż też miał fryzurę, niegdyś kruczą a teraz szpakowatą. (co za ptasie królestwo no ale w koncu opisujemy "pióra"). Nikt nie podnosi słuchawki więc Dorian kieruje się do centrum, do city. Tam muszą być już otwarte zakłady. Po prostu będzie jechał powoli i rozglądał się na boki. Strach rosnący gwałtownie w domu, gdy biegał od lustra do lustra by nawet próbować przejrzeć się w ekranie telewizora ustabilizował się na średnim poziomie i powoli acz konsekwentnie zaczął być wypierany przez pragmatyzm Doriana. To prawie niemożliwe ale fakt jest faktem. Obok pytania co się stało i dlaczego Dorian już zaczyna dociekać co dalej? Brak odbicia nie był tragedią. A może to chwilowe, jakaś "pomroczność jasna" czy coś w tym rodzaju. Jest, otwarty zakład. Dorian zjeżdża na chodnik i parkuje obok. Ludzie normalnie przechodzą, mijając go obojętnie i w pośpiechu, choć ma nieodparte wrażenie, że jest pod obserwacją. (anonimowość aglomeracji ma niekiedy swoje zalety, nieprawdaż?) Szybko, prawie chyłkiem do środka. Staromodny dzwonek odzywa się gdy otwiera drzwi.
- A, witam szanownego pana - dobiega głos szefa. - O, widzę, że szykuje się nam golenie - wylewność fryzjera trochę mu nie odpowiadała ale skierował się na zapraszający gest ku fotelowi. Jeszcze nie patrzył. Podniósł wzrok gdy tamten związywał sztywną, za mocno nakrochmaloną serwetę, która od razu podrażniła skórę Doriana. W lustrze był pusty fotel i obok tęgawy szef, który właśnie zabrał się do ostrzenia brzytwy. Nie ma mnie. Jednak mnie nie ma także w tym cholernym lustrze - serca znowu skoczyło do gardła. Dorian zaczyna panikować. Ale szef uśmiechając się zagadywał dalej ( prawdziwy fryzjer-plotkarz).
- Piękne włosy u pana. Jakie mocne i lśniące- przestał wywijać ostrzem na długim skórzanym pasku i dotknął ręką głowy Doriana. Ten poczuł jego dotyk. A więc był na tym fotelu, siedział realnie choć bez odbicia. Fryzjer patrząc w lustro podniósł kępkę włosów Doriana.
- Niech pan spojrzy - podziwiał dalej - jakie twarde i żadnego siwego. No, no, zazdroszczę panu.
Gdy namydlił zarost do Doriana dotarło jego ostatnie stwierdzenie. Jak to nie siwe? Przecież jeszcze wczoraj koledzy z pracy doradzali ponoć fantastyczną farbę, która jakoby miała trzymać się do roku czasu! Gdy szef skonczył Dorian podskoczył niczym na sprężynach i zapłaciwszy wybiegł z zakładu. Musiał natychmiast sprawdzić czy rzeczywiście włosy wróciły do naturalnej czerni, odziedziczonej po matce, której niegdyś zazdrościło mu pół dziewcząt w klasie. Początkowo chciał zadzwonić do znajomych ale przecież to nonsens. Przez telefon!? Wysiadł i stanął przed wystawą sklepu z odzieżą męską. Oczywiście w szybie odbijali się przechodnie, mknące ( od czasu do czasu) tramwaje, a nawet kłębiaste chmury na błękicie nieba. Ale nie on. W koncu otwierają. Dorian markując kłopoty z wyborem krawatu prowokuje jedną z kilkunastu stojących przy ladzie sprzedawczyn (stażystek pobliskiego gimnazjum handlowego?) do zainteresowania.
- Czy dobrze jest mi w tym kolorze - pyta podsuwając ostrą zielen.
- To zależy także od garnituru i koszuli. Ale przy pana sportowej sylwetce i ciemnych włosach radzę coś bardziej młodzieżowego - odpowiada dziewczyna. Dorian wysłuchuje jej do konca i nie dziękując za radę wychodzi pospiesznie. "Sportowa sylwetka" a przecież miał kilka kilogramów nadwagi. Jednak się coś zmieniło - strach prawie paraliżuje ruchy. Zostawia samochód i przemierzając już całkiem ruchliwą uliczkę natrafia na kawiarnię internetową. Zamawia stanowisko z monitorem, terminal numer 5C, i zaczyna nerwowo wystukiwać na klawiaturze ciąg haseł: and mirror and reflection and portrait and faceless and picture and disappear and younger and timeless. Po krótkim namyśle kasuje ostatnie słowo.Daje polecenie wyszukiwania. Serwer przyjmuje i zaczyna pracę.
Wracając póYnym popołudniem do domu Dorian stara się ochłonąć i pozbierać myśli. A więc według kilku pozycji Yródłowych a zwłaszcza tragicznej historii życia hrabiego Draculi musi zaakceptować swoją najnowszą przypadłość a wystrzegać się sytuacji, w której osoba profesjonalnie związana z kościołem zobaczy jego lustrzane odbicie w świetle pełni księżyca. Wtedy grozi mu unicestwienie. A inaczej może spokojnie żyć dłużej niż przeciętnie gdyż brak lustrzanego wizerunku powoduje spowolnienie procesu starzenia się. Tyle teoria z sieci. Prawie nie zasypiając w nocy Dorian opracował kodeks zasad, których należy mu od teraz natychmiastowo i bezwarunkowo przestrzegać aby uniknąć szeroko opisywanej w literaturze sytuacji śmiertelnego niebezpieczenstwa. Oto wyciąg z najważniejszych reguł:
Primo - nie spotykać się z nikim podczas pełni księżyca to znaczy w ściśle określonych dniach. A przede wszystkim unikać wtedy duchownych. Tutaj Dorian wynotował wszystkie daty na 5 lat wprzód. Na białym kartonie wypisał czerwonym mazakiem ALERT i pod spodem owe dni. Wbrew pozorom nie było ich dużo gdyż zjawisko zdarza się raz w miesiącu i trwa w zasadzie przez kilka dni ( i nocy). A więc to będzie swoisty areszt domowy dla niego. Powiesił tabliczkę nad łóżkiem. Secundo - gdyby zdarzyło mu się przebywać poza domowym karcerem w wyżej opisanym okresie musi unikać wszelakich miejsc kongregacji oraz otwartych pomieszczen z lustrami, na przykład sal balowych, szatni w teatrach itp.


*****


Był piętnasty maj i Dorian spieszył się do domu aby zdążyć przed okresem alertu. Narada służbowa nad morzem przeciągnęła się w póYnych godzin popołudniowych i zostało mu mało czasu. Musiał jechać samotnie prawie całą noc. Zaczął siąpić deszcz i widoczność bardzo spadła. Jechał szybko, może nawet za szybko ale przecież chodziło o jego życie. Gdzieś mniej więcej w połowie drogi, na jednym z zakrętów tuż przed jakąś wioską jego Orion 76 wypadł z trasy. Poślizg. Prawdopodobnie na błocie rozwiezionym przez miejscowe traktory. Przekoziołkował kilka razy ale poduszka i pasy zrobiły swoje. Gdy tylko pojazd znieruchomiał wygrzebał się ze środka. Było jasne, że dalej nie pojedzie. Deszcze się wzmagał a całe niebo było pogrążone w ciemnych chmurach. Wyszedł na drogę i złapał okazje do miasteczka. Tam w jedynym hotelu zawiadomił policję i pomoc drogową o wypadku. Zadzwonił także do wypożyczalni samochodów. Obiecali podstawić jakiś wóz na jutro rano. Wynajął więc pokój. Hotel wydawał się opustoszały. Było zresztą dosyć póYno i restauracja już nieczynna. A z oddali było słychać pomruki nadciągającej burzy. Dorian wychodzi na balkon po czym wraca i mocno zaciąga zasłony w oknach. Zamawia kolację do siebie. Po pewnym czasie słyszy pukanie i wchodzi pokojówka wnosząc tacę. Chce jeszcze sprawdzić czy w łazience są wszystkie ręczniki i przybory toaletowe. Dorian siedząc w fotelu macha ręką na zgodę. Byle szybko. Pokojówka znika w łazience ale po chwili dochodzi do niego jej wołanie:
- Proszę pana, proszę pana! Chciałabym pokazać panu działanie najnowszego systemu suszenia włosów jednocześnie z brylantowaniem ( pamiętacie szeroko reklamowany środek Dry & Gel~?) Dorian wzbrania się ale jej głos brzmi donośnie a on nie chce eskalacji żądan. Swoją drogą należy chyba pochwalać każdą inicjatywę obsługi. Inaczej zaczną cię ignorować kompletnie i w razie potrzeby zginiesz. Więc podnosi się i idzie. Lazienka jest cała w lustrze od podłogi do ściany. Oczywiście on nie widzi swego odbicia ale ona nie ma żadnego problemu. Staje przed lustrem obok niego i podnosząc suszarkę z rozpylaczem żelu, niczym stewardesa przed lotem z maseczką tlenowa zaczyna:
- Proszę, spojrzeć. O, tutaj jest przełącznik natężenia.
W tym momencie drzwi zaprojektowane i specjalnie tak wyważone zatrzaskują się samoczynnie. Dorian i pokojówka niemal jednocześnie łapią za klamkę. Zamek nie puszcza. Ona szybko odsuwa dłon ale on jeszcze szarpie. Na nic. Dorian z coraz większy niepokojem patrzy na dziewczynę. Ona odsuwa się powoli widząc jego nagle usztywnione ciało. Dorian rozgląda się zdesperowany i zauważa przycisk alarmu. Wciska dzwonek do recepcji mocnej niż pedał hamulca na czerwonym świetle przy prędkości szosowej. Pokojówka zrozumiawszy, że raczej nic jej nie grozi od jego męskiej strony odpręża się i z uśmiechem zagaduje:
- Proszę się nie martwić, zaraz nas wypuszczą.
Ale czy to ciśnienie czy ogłuszający niekiedy hałas piorunów sprawiał, że dzwonek z pokoju na parterze nie był słyszany przez ucho recepcjonistki. A chłopiec hotelowy dawno siedział w domu w piżamie i pałaszując chrupki oglądał ulubiony serial o wampirach. Dorian blady stał niezręcznie blisko lustra i czekał. Wytężał słuch w poszukiwaniu dYwięku otwieranych drzwi. Chwila przedłużała się nieznośnie i pokojówka w poczuciu obowiązku dbania o gości zaczęła intensywnie poszukiwać innych możliwości uwolnienia siebie i Doriana z tej cokolwiek niezręcznej i prawie dwuznacznej sytuacji. Rozglądając się po pomieszczeniu zatrzymała głowę na długich storach zwisających z jednej ze ścian do samej ziemi. Uśmiech rozpromienił po raz kolejny jej młodą i niewinną twarz.
- Mam! - prawie zaklasnęła w dłonie- Pan się nie martwi. Przecież to jest jedyny apartament w hotelu z widną łazienką - To mówiąc energicznym ruchem pociągnęła za linkę rozsuwając sprawnym ruchem ciężkie, lejące zasłony na obie strony ścianki. Przed obliczem Doriana pojawiło się wielkie, bogato zdobione okno, z mosiężnymi klamkami i podwójnymi szybami, Gdy już pokojówka otwierając jedną połowę przymierzała się do podniesienia wysoko nogi aby oprzeć stopę na parapecie, niebo rozjaśniła błyskawica. Dziewczyna odruchowo cofnęła się przestraszona i czyniąc pośpiesznie znak krzyża ( niczym niektórzy piłkarze wbiegający na boisko przed meczem) wyszeptała:
- Panie, miej w swojej opiece przeoryszę Matyldę, pozostałe siostry i mnie samą.
Strach zagościł na jej twarzy i w sercu. Na moment ich uczucia połączyły się w jedność. Chwila trwała ledwie sekund kilka a może i wieczność. Jednak zaraz potem dziewczyna opanowała się i zaczęła ponownie wspinać na parapet. Dorian w huku grzmotu nie mógł słyszeć jej modlitwy ale przyglądał się ruchom warg zaraz po tym jak się przeżegnała. Krew gwałtownie odpłynęła mu od głowy i poczuł dziwną słabość w nogach. Pokojówka już zamierzała wejść na parapet by wyskoczyć do ogrodu, gdy nagle targane silnym wiatrem chmury rozstąpiły się odsłaniając oślepiającą kulę księżyca. Wisiał nad ziemią w pełnej krasie. Na podwórzu zrobiło się nienaturalnie jasno. Dziewczyna stojąc już obiema stopami na szerokiej marmurowej płycie odwróciła głowę aby dodać sobie i Dorianowi otuchy. Ale on gdzieś zniknął. Rozglądnęła się jeszcze dookoła ale nie chcąc tracić czasu przykucnęła i skoczyła na mokrą trawę. Deszcz już nie padał i grzmot tuż po odsłonięciu okna w łazience w rzeczy samej zwiastował zakonczenie wiosennej burzy. Niebo zaczęło się wypogadzać na dobre i rozbłysnęło tym razem milionem gwiazd. Pokojówka wylądowawszy miękko na nogach, podparła się na dłoniach, wyprostowała i natychmiast pobiegła do głównego wejścia z drugiej strony. Jeszcze otrzepując ręce z błotnistej ziemi wpadła do recepcji i krzykiem dobudziła w koncu rzeczywiście zaspaną recepcjonistkę.
- Idź prędko pod siódemkę z drugim kluczem do łazienki! Tam zatrzasnął się facet. - I dodała z wyrzutem - Nie słyszałaś jak dzwoniłam!?
Nazajutrz, gdy jedna z zakonnic dorabiająca do skromnego funduszu miłosierdzia jako pomoc hotelowa zakonczyła nocną zmianę i właśnie pokonywała ostatnie stopnie schodów głównego wejścia kierując się żwirową ścieżką ku pobliskiemu klasztorowi przed front hotelu "Pod Różą" zajechał samochód z emblematami biura policji śledczej. Chodziło o sprawdzenie zgłoszenia o nagłym i tajemniczym zniknięciu samotnego gościa.

 
Dariusz Piórkowski { redakcja@valetz.pl }
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

30
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.