|
ilustracja: Aleksander Jasiński |
Nie chciałam mieć tego zimnego okropnego marmuru
wielkości drzwi od łazienki za stół. Ale on nie słuchał, szyba już niemodna, -
mówił - trzeba być na czasie. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego zamówił ten marmur
dokładnie takich samych wymiarów jak ten ze szkła, dopiero jak go przywieźli,
zrozumiałam... i teraz spoglądam na ten kamień przez szybę!. Lakier się rysuje. -
powiedział.
Tak, cały ten pokój to jego muzeum, a on kustoszem.
Czuwa nad tymi eksponatami, najpiękniejszymi zdobyczami jego życia. A wszystko
powleczone w folię: pilot do telewizora jest pewnie jak nowy, ale tak naprawdę nie
wiadomo. Gdyby go tylko wyjął z tego cholernego plastyku, to by się może dało
zobaczyć... No i ten jego ukochany dywan. Perski dywan! Kupił to cudo od jakiegoś
Araba. Na pewno go cwany Arab w jajo zrobił, a on to cudo folią przykrywa, żeby się
nie wytarł. I jeszcze ta metka, ta cholerna metka, wyłożona estetycznie na wierzch,
żeby każdemu, co tu wchodzi rzucała się w oczy.
Przyczaiłam się kiedyś nocą jak już spał z
nożyczkami w ręku i... ciach, obcięłam tę cholerną metkę. O kurczę, jak się
cieszyłam! Miałam satysfakcję taką co najmniej, jak bym jemu coś obcinała. Musiałam
nieźle wtedy wyglądać z tym demonicznym, lekko głupawym uśmiechem, w środku nocy z
nożycami w ręku... Chyba mnie pojebało, co ja z tym idiotą robię?! Metkę przyszył z
powrotem i nie odzywał się ze trzy dni, no i dobrze, i tak nie pamiętam, by coś
mądrego powiedział w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
Nie muszę chyba wspominać, że sofy u nas skórzane,
oczywiście. Tak, ale pod dupą folia! Siedzi teraz i gapi się w ten zasrany telewizor.
Sport, jasne, a co innego?! Nie dlatego, że się na tym zna, ale przecież musi być
równie mądry, jak te popieprzone swensony z jego pracy, znalazł sobie baran temat do
rozmowy. I tylko stopę włożył pod folię i gładzi swym wielkim paluchem u nogi ten
swój ukochany perski dywan... pieprzony dywan! A te paluchy i w ogóle giry to ma
wielkie, ogromniaste. Żebym to ja wiedziała, że nie tyczy to się niestety reszty jego
organów, a zwłaszcza tego jednego, co go raz do roku oglądam, też nie wiem po co, bo i
tak się nie nauczył go używać.
Przypomina mi się teraz, jak zaraz po poznaniu
mieliśmy balangę w akademiku. Parę osób się zwaliło i musieliśmy w piątkę pod
kocami na podłodze spać. On leżał w moich nogach, bo przyszedł z jakąś wydrą,
która kuliła się obok niego. I wtedy też gładził tym swoim paluchem tylko nie dywan,
a moje najintymniejsze zakamarki, przyznaję, że miałam straszną na niego ochotę.
Tylko że tamta leżała obok. Wtedy to był boski wręcz paluszek, było mi tak dobrze,
orgazm zaskakiwał mnie raz za razem. Tak wtedy, przy czterech osobach chrapiących mi nad
uchem - no, no, zupełnie nieźle - pomyślałam. No, ale cóż, nie udała mu się ta
sztuczka już nigdy więcej ani paluchem, ani paluszkiem, ani tym najmniejszym. Tu muszę
się usprawiedliwić - taka byłam wygłodzona - nimfomanka z zabitej wioski! No i co z
tego?! Żeby on wiedział, o czym ja wtedy myślałam, jak mnie tak gładził. Hę, hę,
mój ukochany Jureczek, ten to miał się czym pochwalić! Do tej pory jest w moich
fantazmach. Oto, co mi teraz pozostało - bujna fantazja i... folia na meblach, psia ją
mać!
Tak mi głupiej za granicę się chciało. On wyjechał
i długie listy do mnie pisał. Że nie może zapomnieć, że marzy i tęskni. No cóż,
uległam, i tym romantycznym bzdurom, i radom moich "kochanych koleżanek": "Jedź,
zwiedzisz świat, Szwecja to piękny kraj.". A o rodzicach już nie wspomnę: "No
chyba głupia jesteś, przystojny, elegancki, a że bez ślubu się kochać nie chce, to i
dobrze o nim świadczy.". Tak, tak, jakby wtedy odkrył te swoje klejnoty, to chyba
nawet bym tę całą Szwecję olała. A rodzice piłowali mnie dalej: "Spójrz na
Basię, córeczko, widzisz jak jej się powiodło, jaka to energiczna, pełna życia
zrobiła się od tego wyjazdu, tam to musi być raj na ziemi, tylko coś ostatnio nie
przyjeżdża do Polski... no, a Jadzia też się nieźle ustawiła w tej Szwecji, i jaki
samochód ma, mercedes to chyba, nie?".
Żebym ja wtedy wiedziała, że nawet w Szwecji nie
zarobi się na merola, siedząc za ladą sklepu, tylko trzeba po nocach dorabiać. Jak
Jadzia. Bo Jadzia dorabiała oparta o latarnię... Jak ona płakała, oglądając ten film
"Pretty Woman" marzyła, że po nią kiedyś taki przyjedzie... Richard Gere. No
niestety, nie doczekała się. Taki jak on jeździ po Sunset Boulevar, a nie po
Industrigatan w Malmo. Już dwa lata będzie, jak na Aidsa zmarła. Szkoda mi jej, bo
fajna kumpela była, przynajmniej szczera, choć strasznie naiwna, ale z drugiej strony,
to co, ja nie jestem naiwna? Przychodzę na jej grób czasami i zawsze mi się lekko
śmiać chce z ironii życia. Jak kładę kwiatki i dotykam ręką marmuru... wydaje się
taki zimny bez tej szyby na wierzchu jak w domu na stole.
A Baśka?... No cóż, energiczna dziewczyna. Miała
energię i inwencję, podkradając taki towar, przemycając go... w kole zapasowym. No i
tak jeździła do tej Polski coraz bardziej energiczna i coraz bardziej bogata, aż
wreszcie się kolesie kapnęli... no i już nie jeździ nigdzie. Popływała trochę po
kanale, aż ją wyłowili rozłożoną na parę worków, foliowych zresztą.
Ten wciąż siedzi na sofie i gładzi paluchem ten
dywan. Pokój ten sam, jak co dzień. On, telewizor, kanapa i ta folia pieprzona -
wszystko jak zawsze aż do znudzenia. Siedzę oklapnięta i zdycham z nudów. Nuży mnie
ten obrazek, zamazuje się, usypia, jak źle wystartowany narkotyk. Odlatuję.
Budzi mnie krzyk. To on, wrzeszczy z łazienki. Nigdy
tak dotąd nie krzyczał, co się stało?! Jestem na wpół przytomna, śnięta, trzymają
te uspokajające tabletki. Czego on kurwa chce?! Dociera wreszcie do mnie, co krzyczy:
"Dzwoń po hydraulika!" Co? Hydraulika, po co mu hydraulik? Zresztą niech se sam
dzwoni i tak się tego zasranego języka nie potrafiłam nigdy nauczyć. "Kurwa, szybko
rura pękła!" - teraz już wrzeszczy w panice.
Dobra, ustąpiłam, wołam tego pieprzonego hydraulika.
Podnoszę słuchawkę, przyjemny głos gada do mnie, że jestem ustawiona w kolejce.
Ziewam z nudów, jestem wykończona. A dobrze ci tak, prostaczku, woda dojdzie do pokoju i
ci zaleje ten pieprzony dywanik, hę, hę. A stołu z marmuru, to żebyś się nawet
zesrał, nie podniesiesz, aha. Trzeba było uprawiać jakiś sport, tłuku jeden, a nie
tylko się gapić na sportowe wyczyny w telewizji.
Wpadł teraz do pokoju, lata w kółko jak wściekły
pies, nie wiedząc co ratować najpierw i drze się: "Dzwonisz?!" Ano dzwonię -
odpowiadam ze stoickim spokojem - czekam, w kolejkę mnie wstawili. Złapał się teraz za
stół, no nie, pęknę ze śmiechu, sama płyta ze dwieście kilo waży, hę, hę. Dupa
blada, ani drgnęła. ¦ciągnął tylko szybę, z szuflady porwał jeszcze tubę silikonu
i biegiem do łazienki. "Tylko, kurwa, nie otwieraj drzwi, żeby nie wiem co! Waruj przy
telefonie i jak ktoś przyjdzie, to niech ci pomoże meble wynieść!" - wrzasnął mi
jeszcze przez ramię.
Spojrzałam się na niego wzrokiem, który na pewno już
zna bardzo dobrze. Zawsze patrzę tak na niego, za każdym razem, gdy tylko coś do mnie
zagada - przygłup jeden! Dodzwaniam się wreszcie, mówią, że są w drodze. Więc
czekam. Z łazienki już żadne głosy nie dochodzą. Dziwne, może naprawił? A niech go,
najwyżej będzie się teraz przed facetami tłumaczył. Mam nie otwierać drzwi do
łazienki, OK, nie otwieram.
Znów przysnęłam. Budzi mnie ostry, ponaglający
dzwonek. Otwieram i proszę grzecznie panów hydraulików o pomoc w wyniesieniu mebli.
Według instrukcji, znaczy się. Teraz oni popatrzyli na mnie dokładnie tak samo, jak ja
na mego przygłupa przed chwilą. Jeden nawet pokazał coś palcem na czole, szwargocząc
po szwedzku. Wygląda więc, że raczej nie pomogą, pies ich drapał.
A pieprzę te meble! Prowadzę fachowców prosto pod
drzwi łazienki, niech zajmą się chociaż tą rurą. Otwierają. Ten pierwszy zajrzał,
odskoczył, zzieleniał na gębie i bełkocząc coś o jakimś akwarium, zwalił się
nagle na ziemię. Drugiego zamurowało - stoi jak mumia, nic się nie odzywa, ani drgnie.
Zerkam i ja. Mądry ten mój chłop, nie powiem. Przyłożył szybę do otworu drzwi,
uszczelniając ja silikonem. I pływa sobie teraz tam cichutko jak rybka. Taka rybka z
trochę dziwnym grymasem rybiego ryja - jakiś przerażony i smutny zarazem.
Ta płyta z marmuru leży sobie teraz na tej
rybce-palancie. A ja na niej kwiatki składam, jakby nie było, to mąż był przecie. Za
to szybę zabrali policjanci ze sobą. Do analizy - ostrzegli. Dzwonili później, żeby
oddać. Nie chciałam. Kupiłam sobie taki mały estetyczny stoliczek. Cały drewniany -
dla odmiany. Siedzę tu teraz sama i się zastanawiam - wrócić do Polski czy nie?
Dzwonił przed chwilą Jureczek z kondolencjami. Miło. Jeszcze się nie chajtnął, ale
już pracuje i nawet nieźle się ustawił. Spytałam się go tylko, co myśli na temat
folii, skór i temu podobnych. Strasznie go to rozbawiło, gębę rozdziawił. Chyba mnie
nie zrozumiał...
Malmo, 1998
Tomasz Osiński
{ redakcja@valetz.pl }