Dwadzieścia lat temu autorzy "Thorgala" otrzymali za ten
komiks prestiżową nagrodę, zaś dziesięć lat temu seria ta zawitała na dobre do
Polski, dzięki nieistniejącemu już niestety, wydawnictwu "Orbita".
Bez wątpienia jest to dobry moment, by po raz kolejny przyjrzeć się
temu niesamowitemu komiksowi i zastanowić się, które jego cechy spowodowały tak
niewiarygodny sukces. Bo bez wątpienia możemy tu mówić o sukcesie, gdyż, choć seria
przestała być wydawana w Polsce już w połowie lat 90-tych, to do dziś zostaje
umieszczana na szczytach wszelkich list przebojów, o czym ostatnio miałem okazję się
przekonać, podliczając głosy do Listy Przebojów, jaka znajduje się w Serwisie
Komiksowym. "Thorgal" i jego autorzy nie tylko zajmują w niej pierwsze miejsca - przewaga
punktowa, jaką zdobyli do tej pory, jest niesamowita. Czy słusznie?
Myślę, a raczej mam nadzieję, że nikomu z Was nie trzeba
tłumaczyć, o czym opowiada seria "Thorgal". Natomiast chyba nie wszyscy pamiętają
historię jej pojawienia się w Polsce. Otóż, komiks ten pojawił się u nas wcale nie w
1989 roku, lecz dużo wcześniej, na łamach legendarnego już magazynu komiksowego
"Relax". Krążą nawet wiadomości, że "Thorgal" został stworzony specjalnie na
potrzeby tego magazynu, nie wiem niestety, jak bardzo wiarygodne są te pogłoski. W
każdym razie przedstawiono wtedy pierwszy album serii pt. "Zdradzona Czarodziejka". Na
kolejne albumy musieliśmy czekać aż do lat 80-tych, kiedy to firma KAW przedstawiła
"Zdradzoną Czarodziejkę" w postaci albumu, wydając również kolejny album pt. "Wyspa
wśród lodów". Potem na długo zapadła cisza, aż wreszcie w roku 1989 dzięki
staraniom firmy "Orbita" mieliśmy możność poznać także pozostałe albumy. Z
niewiadomych przyczyn firma ta rozpoczęła wydawanie serii od albumu siódmego pt.
"Gwiezdne Dziecko". W ciągu następnych lat przedstawiono nam kolejne albumy, które
ukazywały się nieregularnie i szybko znikały z półek księgarni. Jestem pewien, że
wielu z Was początek lat 90-tych wspomina jako okres szalonych "polowań" na Thorgale.
Równocześnie firma KAW węsząc zysk wydała trzeci w kolejności album "Thorgal" pod
tytułem "Nad jeziorem bez dna", który ma się nijak do tłumaczenia oryginalnego
tytułu. Wkrótce potem Orbita wydała także albumy 4-6 i postanowiła wznowić także
trzy pierwsze.
To był początek końca... Zaczęły się nieustające wznowienia,
które w końcu zaczęły chyba przynosić straty. Tymczasem prawa do wydawania kolejnych
tytułów uzyskała nowa firma - Korona. Firma ta zaproponowała nam lepszy wygląd
"Thorgali", oferując wydanie serii na lepszym papierze i w twardych okładkach, co
niestety pociągnęło za sobą wyższą cenę. Album pt. "Strażniczka Kluczy" sprzedał
się niewiarygodnie szybko i niestety nie zaspokoił potrzeb rynku. Do dziś jest to jeden
z naprawdę nielicznych i prawdziwych Białych Kruków na rynku komiksowym. Aby teraz
nabyć ten komiks, trzeba być przygotowanym na wydatek od 80 do 150 złotych!!!
Potem Korona postanowiła wznowić w ekskluzywnej wersji także
pozostałe albumy... i to był koniec Korony...
Na krótko obudziła się jeszcze w nas nadzieja w związku z wydaniem
przez Egmont albumów 18 i 19. Niestety - od tamtej pory nadal czekamy na nowe albumy...
Cóż jednak spowodowało tak niewiarygodną popularność i wysokie
oceny tego komiksu - Odpowiedź może być tylko jedna - połączenie niebanalnej treści
z rewelacyjnym rysunkiem. Poszczególne albumy serii mają zupełnie inny klimat, czemu
towarzyszy ciągła ewolucja warstwy graficznej. Głównego bohatera poznajemy w
opowieści typu fantasy, żeby już pod koniec drugiego albumu przekonać się, że nie
przeszkadza to w prowadzeniu wątków fantastyczno-naukowych, czego dokonano przez
wprowadzenie kosmicznych potomków Thorgala. Później seria cały czas oscyluje pomiędzy
światem fantasy, pełnym bóstw, magii i dziwnych stworów a super-realistycznym światem
techniki istot z kosmosu. To chyba właśnie dzięki temu nietypowemu przemieszaniu
gatunków seria ta odnosi takie sukcesy. Jednak autorzy nie poprzestali tylko na tym.
Poszczególne albumy nawiązują także do różnych gatunków literatury. Doszli bowiem
do wniosku, że skoro stworzyli tak ciekawy świat, to mogą teraz trochę go
"poeksploatować" i zaczęli sięgać do innych gatunków, jak horror czy komiks akcji. Bo
jak inaczej nazwać album "Alinoe", jak tylko horrorem. Zaś komiks "Wilczyca" ma tak
wartką akcję, że nie powstydziłby się jej najlepszy film. Mimo tego eksperymentowania
na gatunkach, autorom udało się dokonać rzeczy prawie niemożliwej - ani na chwilę nie
opuścili oni wykreowanego wcześniej świata Thorgala. Inni twórcy, aby móc zabawić
się z gatunkami muszą wysyłać swoich bohaterów w dalekie podróże, by móc
przedstawić nowy świat, który pasuje do gatunku, w którym ma być opowiedziana dana
historia. Tymczasem Rosiński i Van Hamme zmieniają formułę opowieści, ani na chwilę
nie "uszkadzając" świata, który wcześniej stworzyli. Dzięki temu czytelnik nie traci
kontaktu z bohaterem i pogłębia to jego więź z całą serią.
Kolejnym atutem "Thorgala" jest "trójwymiarowość" postaci
przedstawianych w serii. Nawet postacie drugoplanowe mają bardzo dokładnie opracowany
profil psychologiczny. Autorzy nie unikają również rozbudowy wątków pobocznych, czego
dowody dali wprowadzając do serii takie postacie jak Tjall, czy też Saniah. Bogactwo
wewnętrzne postaci i obfitość różnych wątków swobodnie wystarczyłaby na kilka
dobrych powieści czy filmów. A jednak trudno sobie wyobrazić "Thorgala" w innej wersji
niż komiks. I to jest kolejną niesamowitą zaletą tej serii. Jest to jeden z
nielicznych dowodów na to, że komiks może swobodnie egzystować jako odrębna forma
sztuki, która nie jest tylko adaptacją czy próbą powielania czy kopiowania
pozostałych sztuk, ale wnosi coś od siebie. Tworzy własne formy przekazu i umiejętnie
nimi operuje. Czytelnicy "Thorgala" mogą śmiało spojrzeć w oczy na przykład kinomanom
i powiedzieć im "Żaden film nie będzie mógł przedstawić bogactwa tego komiksu". Jest
to chyba największy przykład, że komiks jako forma sztuki nie musi być wcale uboższa
niż film czy książka. Myślę, że czytelnicy komiksów za to właśnie wielbią
"Thorgala" i jego autorów - oprócz rewelacyjnej rozrywki, dali nam oni także
niepodważalny dowód na istnienie czegoś, co nie da się zaklasyfikować inaczej jak
ODRĘBNA FORMA SZTUKI...
Na koniec pozostaje chyba tylko wyrazić nadzieję, że kiedyś jeszcze
zobaczymy "Thorgala" w wersji polskiej i nie będziemy musieli czytać kolejnych albumów
z tłumaczeniem na kolanach... Czego sobie i Wam wszystkim życzę ;-)). Zaś firmie
która podejmie się wydawania "Thorgala" trzeba życzyć kolosalnych zysków, co też
czynię...
|
Autor jest współtwórcą Serwisu Komiksowego http://www.komiksy.2n.pl.
|
|
Marcin Lorek
{ redakcja@valetz.pl }