The VALETZ Magazine nr. 4 (IV) - listopad 1998
[ CP-1250 ]
( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

VALETZ KONTAKT INFORMACJE
 
Pamiętam
    (TYGIEL)
Krzyś Hrynkiewicz (redakcja@valetz.pl)

Pamiętam, jak redaktor Majkel pokazał mi wydanie „Literatury na ¦wiecie” poświęcone Perecowi, a w nim dwa cykle „Pamiętam”. Zaproponował, żebyśmy w ramach ‘Tygla’ również użyli tej formy do opisania naszych wspomnień z okresu GLA. Jako, że po drugim numerze naszego tygla literackiego, pragnąłem zdecydowanie poszerzyć jego tematykę, uznałem, że jest to doskonały pomysł na ostateczne rozliczenie się z tamtym okresem. Po co przez najbliższe 100 numerów, czyli, lekko licząc, 50 lat, drążyć tamte wydarzenia, stopniowo zapominając, jak to było naprawdę, skoro w tej formie można wszystko wyłożyć na raz?

Pamiętam, że kiedy spisaliśmy pierwsze pięćdziesiąt, byliśmy strasznie podnieceni, jak wiele momentów-zdjęć drzemie uśpionych w naszych podświadomościach. Któryś z nas wpadł na pomysł, żeby poprosić jeszcze paru najbliższych znajomych, żeby i oni coś napisali. Dziś widzę, że pomysł ten okazał się tylko o oczko lepszy od naszej wielkiej akcji literackiej z pierwszego Tygla - na nasz apel odpowiedziała jedna osoba: Ola Monola Cacha. Za to, we wspaniałym stylu, więc i tak jesteśmy zadowoleni.

Pamiętam pewną teorię funkcjonowania pamięci. Zakłada ona, że tak naprawdę nie pamiętamy konkretnego wydarzenia, tylko obrazy które wytworzyły się w naszej wyobraźni, kiedy staraliśmy się przypomnieć to wydarzenie poprzednim razem. Jeśli więc rano zjem bułkę z serem żółtym i wspomnę to wydarzenie wieczorem, to następnego ranka będę pamiętał nie moment zjadania bułki, a jedynie wieczorne wspomnienie tego zdarzenia. Jeśli rzeczywiście tak jest, fałsz, który przy każdym przywołaniu obrazu do pamięci, nieuchronnie pożera drobne szczegóły, w pewnym momencie zaczyna dominować nad prawdą i okazuje się, że wszystko, co pamiętamy nigdy się właściwie nie zdarzyło. Być może więc, poniższe wspomnienia są kłamstwem.

Pamiętam, jak Kuba Wierzbicki zawistował w atutowego króla pika i przegraliśmy robra.

Pamiętam żabot, który uszył sobie Korzeń na połowinki. a wypełniwszy go kaskadowo wymiocinami padł. Innym razem u Marty Kownackiej, leżał nieprzytomny w poprzek wanny, a byliśmy przy nim - ja, Michał i Qba i rozmawiając o życiu zmienialiśmy się przy polewaniu Korzenia prysznicem.

Pamiętam, że Łysy już na obozie zapoznawczym w Krzesznej był dorosły i owłosiony na całym ciele.

Pamiętam, że Michał Sabliński na pierwszym zebraniu zaprosił wszystkich na zabawę do jego podstawówki. Warunkiem było przyniesienie dwóch mandarynek. Myślałem o nim wówczas, że może jest niezłym gościem. Na zabawę nie poszliśmy.

Pamiętam, że na Ogarnej ulepiłem z drucika Kwakwarakwę i wszyscy mówili, że jest fajna.

Pamiętam, jak Kuba Wierzbicki opowiedział mi szeptem na lekcji w sali ze słupem jak poszedł z kwiatami va bank do pięknej nieznajomej Ani Marszałek i jak otworzył mu drzwi jej tata kapitan i powiedział, że Ani nie ma w domu.

Pamiętam słońce pod szkołą. Kiedyś pani Tryba okryta żałobą wyszła do nas wylegających się na progu, a ja się zapytałem, czy jej nie za gorąco w czarnym ubraniu.

Pamiętam turniej brydżowy wygrany niestety przez Patryka Kasprzaka, którego ojciec jest brydżystą. Widziałem wówczas w oknie naprzeciwko grubą kobietę w gaciach wykonującą niezgrabnie proste ćwiczenia gimnastyczne pod okiem nagiego mężczyzny.

Pamiętam Szumerę z pierwszego zebrania w szkole, bo wydała mi się ładna i miała wyjątkowo świecące czoło.

Pamiętam, że Stoczterdziecha spalił szkolną sieć komputerową.

Pamiętam, jak na WF-ie trzeba było zaserwować w koło narysowane na parkiecie po drugiej stronie siatki. Trafiłem za pierwszym razem i do dziś jestem z tego dumny.

Pamiętam, że na spotkaniu w Borodzieju bałem się włączyć do dyskusji, a Ola nie wiem czemu wydała mi się potężną kobietą.

Pamiętam, że z Kubą Wierzbickim mieliśmy swój szyfr na baby: Obiekt1, Obiekt2, Obiekt3…

Pamiętam, że Rafałowi wybili zęba przed szkołą.

Pamiętam Grzegorza - zbawiciela Żuków, który umarł w latrynie od lizolu i trzeciego dnia zmartwychwstał. Utopiłem go w kieliszku wódki w „Niedźwiadku” bo miał niesprawne nóżki i mógł chodzić tylko w kółko.

Pamiętam, jak Marta wzięła mnie kiedyś na spacer w Borku i tłumaczyła mi, że ma afekt. Parę dni później poszedłem odebrać ją z pociągu, którym wracała z Warszawy i zaskoczyłem ją z Korzeniem. Ale byłem głupi…

Pamiętam, że rzuciłem z pociągu jajkiem w budkę dróżnika na Oruni.

Pamiętam jesień, Warszawę, Johna Lurie, wiewiórki w parku Łazienkowskim, mierzenie pomniku Chopina, korytarz w nędznym schronisku, film z pijakami pod topolą, Bidrunkę i całe tamto Jazz Jamboree, na które nie miałem wcale jechać.

Pamiętam, że Ania Graczyk rzucała we mnie śliwkami na obozie zapoznawczym w Przywidzu.

Pamiętam, że Wojciech czknął mówiąc „Żydzi, Rumuni…”

Pamiętam wystawianie ocen z muzyki na podstawie frekwencji. Ja sprawdzałem przy pani Dołynny liczne daty swojej nieobecności mówiąc głośno np „6 kwiecień…? Wydaje mi się, że mam usprawiedliwienie”, a tymczasem Marchewa uzupełniał tymi datami produkowane taśmowo przez Korzenia usprawiedliwienia i podawał mi je za plecami.

Pamiętam 1111 i obrazy Garstewy w kolorze buraczkowym.

Pamiętam Kółko Biologiczne i taniec z parasolami do „Zakazanego Owocu”

Pamiętam psa Canowieckiej i Dropsika.

Pamiętam, jak rozwiązywaliśmy Rafałowi zadania z matmy i nagrywaliśmy je na magnetofon, po czym ktoś wniósł je na salę egzaminu i Rafał zdał semestr na 3+.

Pamiętam nocny zjazd z Pilska na dupozjazdach, straszenie ratraków i to co zrobiliśmy Słowakom.

Pamiętam Janosika Mieszającego Widłami Kaszę W Lewitującym Kociołku i Mięsożerne Kurczaki Nad Brzegiem Morza.

Pamiętam, że Wierzbicki próbował skoczyć pod pędzący pług śnieżny.

Pamiętam, że w tydzień po głośnej aferze, kiedy to aresztowano jakiegoś aktora za przewożenie samolotem chyba noża sprężynowego, Znany, wracając ze Stanów do Polski próbował przewieść w bagażu podręcznym komplet noży laserowych dla mamy.

Pamiętam pierwszą rozmowę z Anią Kościelną, tę przy plakacie z Żaka, tę która wyrwała mnie z beznamiętnego letargu, która w rezultacie doprowadziła nas do wspaniałej czarodziejskiej imprezy gdzieś we Wrzeszczu. Pamiętam, że następnego dnia rano odprowadzając Anię do domu zjadłem bułkę z twarożkiem waniliowym. Pamiętam, że przychodziłem do niej, ale zawsze pozostawała pomiędzy nami jakaś niemożliwa do pokonania bariera. Pamiętam, że miała buty sznurowane do kolan i niewiarygodną rudą czuprynę, którą pewnego dnia zgoliła. Zapomniałem już, kiedy mi powiedziała, że powinniśmy dać sobie spokój. Do dziś nie jestem pewny czy kiedykolwiek czułem do niej coś więcej niż wielką sympatię i oczarowanie.

Pamiętam nightswimming w Gołubiu.

Pamiętam Specjal nad Motławą, Szafir i Elektrownię, Was i Maturę 1994.

Pamiętam, jak spieszyliśmy się zieloną Ładą na PKS w Gdańsku i Mirek Wierzbicki najechał na krawężnik.

Pamiętam jazdę pełnym wozem Wierzbickego pod prąd koło Heweliusza.

Pamiętam, jak Wojciech z Reżim śpiewali w Krakowie „O it’s no ney never…”

Pamiętam jak Rześki ratował Wojtaszka w tramwaju.

Pamiętam robra przegranego w parze z Wierzbickim 52-oma punktami. Trzy razy z rzędu ratował nas szlem z rekontrą i trzy razy byliśmy o włos…

Pamiętam Grupę Muflon: Reżi, Lorenc, Marchewa, Mały i ja - ci co najszybciej zdobyli Slavkoski.

Pamiętam nieudaną próbę kradzieży lodów Bounty w Delikutasach na Monciaku. Za karę wraz z Małym sprzątaliśmy następnego dnia okoliczne trawniki.

Pamiętam, że na Ognisku skuł się Rafał i Garstewa.

Pamiętam Docenta i ¦rubełka, który potrafił otworzyć przełyk.

Pamiętam, że obrzygałem sobie poduszkę w Żdiarze.

Pamiętam, jak Wojtaszek spadł z żaglówki na Krzyżu i wynurzył się z papierosem w zębach.

Pamiętam, jak przywaliłem głową Czajkowskiej w metalowe drzwi.

Pamiętam trzymanie nogą odsuwanych drzwi do małego ciemnego pokoju w mieszkaniu Robercika.

Pamiętam, żę nigdy nie jarał mnie wielki cyc Magdy Romik.

Pamiętam, że potknąłem się o pełną skrzynkę wódki, ale tego, że chwilę potem przyszedł Wierzbicki - już nie.

Pamiętam brzęk łyżeczki w herbacie i Marchewę mówiącego „OK, kupuję te pola naftowe.”

Pamiętam posła z Zelbweiro.

Pamiętam tamtą imprezę u Korzenia - ja, Mały i siedzący w wannie Korzon.

Pamiętam, że myślałem, że zostaniemy wszyscy Diamentami, będziemy mieli kupę kasy i będziemy robili same zajebiste rzeczy w życiu, inaczej niż inni.

Pamiętam, jak w Zawoji Garstewa przebrał gacie w obecności Sylwii i przez tydzień zastanawiał się, czy widziała jego benka.

Pamiętam, że w Zawoji przynieśliśmy z obiadu choremu Marchewie kotleta i wsadziliśmy mu pod poduszkę, a on nam za to podziękował.

Pamiętam samokontrolę i Marszałka, który opowiadał, że woli wiedzieć kiedy, niż w nocy.

Pamiętam różowego Saddama.

Pamiętam, jak w Krzesznej kłóciłem sie z Rafałem i Jackiem, czy lepszy jest Spectrum, czy Atari.

Pamiętam, że w Tatrzańskiej Leśnej Mały i Marchewa suszyli zamokłe pieniądze obklejając nimi ściany i okno i że część tej kasy wywiało na zewnątrz, czyli na śmietniki, które mieli pod oknem.

Pamiętam, że langosze były dobre, szczególnie te z czosnkiem.

Pamiętam, że zawsze miałem kompleksy, że jestem chudy, za to teraz martwi mnie brzuszek, który się ostatnio pojawił…

Pamiętam, że na pierwszym spotkaniu naszego rocznika, Kasia Kifner wydała mi się ładna.

Pamiętam, że zasmuciłem się na Studniówce, bo na slajdach, które miały pokazać ducha naszego rocznika - jego najważniejsze, najbarwniejsze postacie nie pojawiłem się ani razu. Właściwie, to wciąż mi smutno - Dorota Rychel była, a ja nie. Dlaczego Asiu? Przecież wtedy jeszcze nie wiedziałaś, że dam ci kosza.

Pamiętam, że kiedy na obozie żeglarskim leżałem na plaży w objęciach Magdy Kusojć, strasznie śmierdziało muszlami i zgniłymi wodorostami.

Pamiętam pierwsze przedstawienie szkolnego teatrzyku pt. „Męczeństwo Piotra Oheja”. Byłem dźwiękowcem albo oświetleniowcem, a na pewno szczekałem zza sceny.

Pamiętam wino Mendoza, które można było kupić w pewnej hurtowni w Sopocie. Pamiętam, że na imprezie u Czapli, ktoś zbił mi jedną butelkę. Dziś wiem, że była to Marta.

Pamiętam, że powiedziałem kiedyś „Pamuła to kurwa” i ona to usłyszała, bo właśnie wchodziła do sali. Nic dziwnego, że miałem same tróje z polskiego, no nie?

Pamiętam dwa wina wypite z Martą - Sofię na ławeczce na Zaspie i jakiś słodki wieloowocowy syf w Gronowie, po którym nigdy już ani ja, ani ona, nie próbowaliśmy nawet badać bukietu słodkich win.

Pamiętam, że moim pierwszym kolegą w liceum był Leonard Azarewicz.

Pamiętam, o dziwo, że w Gronowie nie udało mi się otworzyć drzwi na zewnątrz i narzygałem na nie.

Pamiętam różowe snołbordy, które zakupiliśmy z Łysym na obóz do Zawoji. Tak panie Rafale. To ja byłem pionierem tego sportu wśród nas. To nic, że nie miały krawędzi, a Łysy do dziś wstydzi się tego zakupu. To nie ma znaczenia.

Pamiętam, że sekretnym hasłem sygnalizującym próbę Chóru Męskiego było potarcie prawym palcem o nos.

Pamiętam jak w starej sali od biologii pokazywałem hasło „kwadrofoniczne delirium tremens” nie wiedząc, co to znaczy i zmieściłem się w regulaminowych 10 minutach.

Pamiętam, że Horodecki uwielbiał trzymać mnie za kitek. Fu!

Pamiętam Krzyżaka, który wyglądał jak niewiarygodnie chudy inżynier z lat siedemdziesiątych.

Pamiętam przystanek „Bydgoszcz Główna” na którym w drodze w góry deklamowaliśmy „Lokomotywę”, a ja wystawiłem nogi przez okno, a potem napisałem wiersz o Marchewie.

Pamiętam wspaniały klimat podróży pociągiem w góry - przyjaciele, piwko, śpiew, jaja, dziewczyny i poczucie wolności spowodowane perspektywą nieskończenie długiego, bo dwutygodniowego, wspólnego oddalenia od codzienności. W sumie też fajnej…

Pamiętam, że kiedyś, wracając już z gór, kupiliśmy od dziada w Warszawie piwko i nie mogliśmy go dopić.

Pamiętam, że ostatecznie rozstałem się z Szumerą na przejściu dla pieszych pod Operą. Podjąłem decyzję i udało mi się ją utrzymać. No, z jednym wyjątkiem, ale to nieistotne.

Pamiętam dwa grzyby na Wdzydzach - jeden na PX -ie z Magdą i drugi z Korzeniem na Laserku Sabiny. Ten drugi omal nie skończył się dla Korzenia utopieniem się.

Pamiętam, że wieści o dramatycznym sylwestrze u Sabiny dotarły do mnie wcześniej niż poznałem samą Sabinę.

Pamiętam, że na imprezie w Hadesie - lata sześćdziesiąte\siedemdziesiąte najlepszą fryzurę miała Agnieszka Wróblewska.

Pamiętam pewien moment przed Sylwestrem w I klasie. Stałem w starej części szkoły, przy schodach koło głównych drzwi i rozmawiałem chyba z Wierzbim. Nagle na schodach pojawiła się Szumera, z którą nigdy wcześniej nie zamieniłem ani słowa. Do dziś nie wiem co mnie naszło, ale musiało to być coś mocnego, bo przełamawszy swoją, straconą już na wieki niewinną nieśmiałość, podszedłem do niej i zapytałem, czy może nie poszłaby ze mną na Sylwestra. Nie poszła. Zaś dwa lata później…hłe, hłe

Pamiętam, że ktoś zajebał węgorza, którego złowił Hryc na obozie zapoznawczym.

Pamiętam schody u Canowieckiej, na których poznałem się bliżej z Martą.

Pamiętam jedno Darżlubie, na którym przygarnęliśmy z Marchewą do naszej drużyny Justynę Kaplitę. Było pełno śniegu, a ona miała na nogach takie ortalionowe, dziecięce wręcz butki, czyli tzw. relaxy. Ale było fajnie! Mapa była źle skserowna, więc skrót, który w pewnym momencie obraliśmy kazał nam przeciąć cztery zawalone drzewami wąwozy, w efekcie czego po prostu się zgubiliśmy. Pamiętam, że siedliśmy na śniegu i popijając ciepłą herbatkę jodłowaliśmy radośnie.

Pamiętam, że Michał przygotował na biologię logogryf na temat tasiemca, której hasłem okazał się ‘sophuk’. Pamiętam doskonale wyraz jego twarzy, kiedy pchany ciekawością badacza dopytywałem się, co to jest ‘sophuk’ - zupełnie nie rozumiał mojego pytania.

Pamiętam, że po balu maturalnym obudziłem się na plaży w Sopocie obok Marty.

Pamiętam, że w Krakowie Wojtaszek ze swoim wujkiem przestawiali zwrotnice tramwajom.

Pamiętam, że trochę rozczarowały mnie wyniki organizowanej przeze mnie w szkole ankiety na człowieka, który dla ciebie jest kimś. Było bardzo mało ludzi, dla których byłem kimś…

Pamiętam, że Pałucha zgubił wspaniały zegarek Jasia, podczas meczu na AWF-ie. Dowiedziałem się ostatnio, że nigdy nie spłacił Jasia do końca.

Pamiętam, że Fiszer był szkolną maskotką.

Pamiętam, że w Boroszewie w łazience kopał pod prysznicem prąd. I że kopnął Olę.

Pamiętam, że młodszy brat Kasi Kifner robił wrażenie niezłego żura.

Pamiętam, że w dniu, kiedy obciąłem włosy przyszła do mnie Kuta i powiedziała oburzona coś w stylu ‘jesteś pierdolnięty, wiesz?’

Pamiętam, że impreza urodzinowa Leonarda Azarewicza w klubie osiedlowym na Chełmie była zajebista.

Pamiętam wyprawę grzybową do Dziemian, która odbyła się w na przełomie któregoś października i listopada. Jako, że działo się to w drugiej połowie jesieni, grzybów prawie nie znależliśmy. Za to, zgubiliśmy Korzenia.

Pamiętam, że Marchewa miał skłonności lunatyczne. Raz w Skorzewie przysnął na kanapce, a o czwartej nad rannem otworzył nagle oczy tak szeroko, żeśmy się przestraszyli, że coś mu jest i zaczął przygotowywać się do wyjścia na pociąg. Pewnie by i poszedł, gdybyśmy go nie powstrzymali. Innym razem, w Gronowie zerwał się nagle ze spokojnego snu i wygłosił jakiś bełkotliwy monolog, po czym poszedł spać. Kiedyindziej zaatakował siekierą Jasia w namiocie, i gdyby nie Madziar, nie wiadomo co by się stało.

Pamiętam czarnego bociana.

Pamiętam historię o Putku Lorencu, który aby nie pójść do wojska kazał sobie złamać rękę cegłą.

Pamiętam, że starałem się nie myśleć, dlaczego u Magdy w domu zawsze jest tylu znajomych, a mnie prawie nikt nie odwiedza. Kiedyś jednak mama spytała mnie o to. Odpowiedziałem, chcąc w to wierzyć, że to pewnie dlatego, że Magda mieszka bliżej kolejki i Monciaka. Do dziś się ze mnie śmieją z Hanią.

Pamiętam, że poszedłem z Lorencem na Teatr Ekspresji Wojciecha Misiuro. Niby chodziło o sztukę, ale tak naprawdę poszliśmy popatrzeć na gołe panienki.

Pamiętam, że byłem strasznie ciekawy kim byli P.F. Janaszka i pozostali, którzy pisali tajemnicze dzienniki.

Pamiętam że zastanawialiśmy się, czy Dżemioł z Sylwią ‘to’ robią.

Pamiętam, jak na obozie zapoznawczym, bawiliśmy się w plemniki: ja, Łysy, Znany, Korzeń i Leonard Azarewicz. Rano okazało się, że śpiąca w namiocie obok dyrekcja wszystko słyszała.

Pamiętam tę cholerną imprezę u Rybaka, kiedy Korzeń zadzwonił, że się pociął. Pojechaliśmy go ratować. Ekipa ratunkowa składała się z Jerzego Rybaka, Wierzbiego, mnie i mojego taty. Na miejscu okazało się, że rany Korzenia są mocno powierzchowne i nic się złego nie stało. Wierzbi zajął się rozmową z niedoszłym samobójcą, starcy robili zlew na wszystko, a ja zastanawiałem się co powinienem robić.

Pamiętam, że na połowinkach u Sabiny Weronika wpadła do betonowej studni i rozwaliła sobie głowę.

Pamiętam, że przed pogrzebem księdza Leszka piłem wódkę gdzieś w Gdańsku.

Pamiętam, że podobała mi się Weronika i myślałem, że fajnie by było, gdyby była moją dziewczyną, jednak uważałem to za absolutnie niemożliwe i nigdy, nawet trochę, się w niej nie podkochiwałem. Raz wszakże zdążyła się sytuacja, kiedy pomyślałem pełen nadziei ‘a może jednak? Zdarzyło się to w Borku. Wróciliśmy właśnie z upojnej imprezy w barze „Pod Łosiem” i kładliśmy się spać, kiedy okazało się, że będę leżał koło Weroniki. I wtedy właśnie, kiedy już zgaszono światło, wyciągnąłem w jej kierunku moje szczupłe ramię i poprosiłem, żeby położyła na nim głowę. I położyła, bo miałem poduszkę, a ona nie. Moje szczęście nie trwało długo - następnego dnia przyjechał Łysy i wszystko popsuł.

Pamiętam, jak Weronika krzyczła „Satelita!” biegnąc na ślepo szosą w Lemanach, a potem ćwiczyła Tai-chi.

Pamiętam, że na inwentaryzacji gminy Stężyca, Policja kartuska wylegitymowała o czwartej rano śpiących w samych gaciach w Speedy Lopezie Okunia, Klopsa, i Bartuscha.

Pamiętam, że po pijaku zaatakowaliśmy z Korzeniem przystanek autobusowy i latarnie w Borku.

Pamiętam, że Piotr Gołębiowski napisał na pierwsze zajęcia z angielskiego wypracowanie o kozicy. Nie wiem, czy to właśnie jakość tego wypracowania wpłynęła na to, że Piotr Gołębiowski został zastąpiony natychmiast w naszej klasie Michałem Sablińskim. Doskonale pamiętam, że od czasu wymądrzania się na pierwszym zebraniu naszego rocznika, nie lubiłem Michała i byłem bliski oficjalnego oprotestowania tej zamiany. A wówczas, kto wie, co robiłby mój współredaktor dzisiaj. Może sprzedawałby balony w Krakowie…

Pamiętam, że rozszyfrowałem kiedyś o co chodzi we wszechświecie i kto to jest Bóg. Wiązałem z tą prawdą wielkie nadzieje, dziś niestety zupełnie nie pamiętam na czym to wszystko polegało. Łudzę się jeszcze, że może Kowalec, którego zdążyłem kiedyś oświecić na długiej przerwie, wciąż pamięta.

Pamiętam specyficzne pokręctwo w głosie Wierzbickiego, kiedy zaczynał nam coś opowiadać o swoich związkach z dziewczynami.

Pamiętam, że na grze terenowej symulującej Wojnę o Pierścień, siły ciemności reprezentowali: Magda Drąg na rowerze, Stasiu Sikorski oraz Uruk-hai w składzie Pielaszkiewicz, Dykes, Romer, którzy jednakowoż całą Wojnę spędzili na piciu piwka w jakiejś knajpie.

Pamiętam górskie przeróbki znanych szlagierów turystycznych: „Ciężkie jest życie zboczonego Madziara”, „Z brzękiem haków zjechałem ze szlaku”, „A tam bez mchu ostry kamień” (słynny Torsion Song), „Potrawersujmy sobie nieco”

Pamiętam, że na wyjeździe w Tatry Słowackie wszyscy kolesie mieli nowiutkie Adidas Torsion, czyli torszyny. Ja i Augustyniak nie mieliśmy i z pewną zawiścią ułożyliśmy pastiżową „Torsion Song” na melodię „Chodzą ulicami ludzie”.

Pamiętam, kto olał występ naszego chóru męskiego.

Pamiętam kruszon i Exotic Drink.

Pamiętam, że w Skorzewie podczas kręcenia filmu o Indianach, zaproponowałem oblanie oskalpowanego Rafała zepsutym keczupem oraz wymyśliłem scenę, w której Michał wykonuje szereg czynności opóźniających, a i tak trafia uciekającego na drugim planie Małego.

Pamiętam, że brydżyści zjedli wszystkie pierniczki, które przygotowałem.

Pamiętam wyprawę A-teamu, zarzygane spodnie BA, skakanie po dachu jego furgonetki i głupią aferę jaką ponoć rozpętał ojciec BA, kiedy odkrył wgniecenia na dachu.

Pamiętam, że raz dostaliśmy w świątecznym prezencie od kś. Jankowskiego broszurki z Matką Boską ściskającą człowieka z przestrzeloną głową.

Pamiętam dobrze zdjęcie BA, z którego do dziś jest dumny pt. „Schody do nieba”

Pamiętam saunę u Patrycji Grych, w której poznałem Asię Bajon i to, że tego wieczora, ale później i w innym miejscu opowiedziałem Asi bajkę o Mrówce Krokodylówce i chyba tym ją uwiodłem.

Pamiętam, że w Gronowie padając już na pysk, poprosiłem Magdę, żeby obudziła mnie o pierwszej. I zrobiła to, ale byłem tak nieprzytomny, że musiała mnie wraz z Lorencem polewać wodą ze studni, żebym powrócił do świata żywych. A był to marzec.

Pamiętam, że podczas szkolnych wigilii robiłem wszystko, żeby tylko nie musieć składać supersztywnych życzeń nauczycielom.

Pamiętam ułożne przez Bugaja w Gronowie utwory składające się na cykl „Magic Guitar”: On the lake, Psychodelic i Errors.

Pamiętam czasy, kiedy na WF -ie biegaliśmy po lasach oliwskich.

Pamiętam imprezę u Czapli, na której poznałem Szumerę. Było to trzy miesiące po feralnym obozie żeglarskim, podczas którego rzuciła mnie Marta. Pojechaliśmy najpierw dużą grupą do Osowy do Kowalca, na wieczór gitarowy, który nie wypalił. Skąd tam się wzięła nieznana nikomu Szumera, dla nas obiekt numer 3? Nie mam pojęcia. Zagadałem do niej kiedy wracaliśmy i namówiłem, żeby poszła z nami na imprezę. Potem długo, długo nic nie pamiętam, a potem leżymy objęci przy kominku u Czapli, a pijana Marta zaczyna żałować swojej pochopnej decyzji sprzed trzech miesięcy. Przez następne dwa dni czułem się supermężczyzną, mogąc praktycznie wybierać pomiędzy obiema pannami. Wybrałem Szumerę, bo pragnąłem czegoś nowego.

Pamiętam, że kiedy odwiedzałem Szumerę strasznie stresowało mnie chodzenie siku. W małym kibelku bowiem, dźwięk sikania roznosił się takim echem, że było go słychać w całym domu. Dlatego wolałem wstrzymać się i załatwić po wyjściu za winklem.

Pamiętam, że Kowalec wymykał się na imprezy kaskadersko skacząc z piętra, a potem, wracając, wspinał się po rynnie i to tak, żeby nie uruchomić licznych alarmów produkowanych zresztą przez Tugal, firmę jego ojca. Podobno raz jego mama omal nie odkryła ubłoconych butów Qby stojących na balkonie jego pokoju.

Pamiętam, że kiedyś uciekła mi ostatnia kolejka na Zaspie i zastanawiając się, co zrobić przypomniałem sobie że Reżi mówił kiedyś, że chciałby, żeby go ktoś odwiedził w środku nocy. Super - konkludowałem - pójdę do Reżiego i pożyczę od niego rower. W ostatnim momencie jednak dowiedziałem się, że jest jeszcze jedna kolejka. Mój chytry plan przełożyłem na nieokreśloną przyszłość.

Pamiętam, że długo nie wiedziałem, czy Czapla to Czapla, czy Czapa i dla pewności zwracałem się do niego niewyraźnie używając obu form wymiennie.

Pamiętam, że P.K.F Rawelin został zniszczony zupełnym brakiem zapału zarówno Rady Siedmiu, jak i dwóch szeregowych członków. Stan ten pojawił się, kiedy przez parę tygodni nie mogliśmy ukończyć układania statutu, kodeksu i innych dokumentów tak aby wyglądały wiarygodnie i zawierały rozwiązania wszystkich możliwych spraw. Tak naprawdę, to P.K.F Rawelin nauczył mnie, że prawo jest śmiertelnie nudne, co nasz Ar pojął dopiero dwa lata później.

Pamiętam granie w ping-ponga bieganego, jeszcze w starym budynku, w Kolejarzu.

Pamiętam, że byłem maniakiem Twin Peaks i że pomimo tego, że oglądałem wszystkie odcinki - czasem po kilka razy, cieszyła mnie świadomość, że zawsze mogę je zdobyć na kasetach video, jako że nagrywał je dziadek Kowalca.

Pamiętam „Slowly, slowly, inch by inch…”

Pamiętam, że kiedy szedłem zobaczyć wyniki matury z polskiego, natknąłem się na Pamułę mówiącą Garstewie, że się trochę zawiodła na jego pracy i że postawi mu tylko 4. Na mój widok powiedziała zaś coś w stylu: „Natomiast ty Krzysiek zupełnie mnie zaskoczyłeś i postawiłam ci piątkę.” Ucieszyłem się potwornie i do dziś uważam to za największy życiowy sukces. Sto lat Gabriel Garcia! Nie mam nic przeciwko temu, że lubisz Fidela!

Pamiętam taki sierpień, że jedyną perspektywą była dla mnie piesza pielgrzymka do Częstochowy pod wodzą Reżysera. Nie odpowiadało mi towarzystwo TP, a pomysł noszenia plecaków i namiotów w taką pogodę uważałem za poroniony, więc nie pojechałem.

Pamiętam, że pertraktowałem kiedyś długo z Magdą na temat składu pewnego wyjazdu do Borka. Ostatnio znalazłem następujące zdanie komentujące tę rozmowę: „ …zagroziłem jej, że jeżeli ona weźmie Olę, to ja wezmę Michała Sablińskiego. Chyba osiągnąłem kompromis.”

Pamiętam, że w wieku 16 lat myśleliśmy z Korzeniem, że fajnie byłoby gdyby każdy z nas miał syna.

Pamiętam, że pierwszy wiedziałem, że Natalia rzuci Wierzbiego. Kuby wtedy nie było w Trójmieście, a ja żałowałem biedaka, że takie złe wieści czekają go po powrocie.

Pamiętam, że wracając z Łosia, mówiliśmy z Korzeniem o Oli per Klimpa-Rura-Drzewo.

Pamiętam, że wychodząc do nagany na apelu karnym po aferze w Przywidzu czuliśmy się, jak bohaterowie. Rafał widząc, że centrum uwagi nie skupia się w nim, dołączył do nas chociaż wcale nie pił.

Pamiętam, że trafiła nam się superfucha, kiedy poszliśmy na salę w CKUME wybierać do szkolnej biblioteki książki z tysięcy, które przysłano z zagranicy w ramach jakiejś pomocy. Znalazłem wtedy historię ucieczki oficerów alianckich z obozu na zamku w Colditz, która pozwoliła mi i Łysemu ukończyć wreszcie jej komputerową wersję.

Pamiętam, że kiedy po pierwszym Sylwestrze dotarliśmy wreszcie o czwartej rano do Wierzbiego, wypiłem jeszcze jednego małego szampana.

Pamiętam, że na daszku przy oknie Wierzbiego były setki petów.

Pamiętam 17 urodziny Wierzbiego, kiedy się urżnąłem i drzemałem na jego łóżku, a Marta się mną opiekowała i że wtedy urżnął się też Mały,a Łysy cucił go pod prysznicem.

Pamiętam CQ, CQ DX…

Pamiętam, że Michał znał dużo szant, świetnie udawał Wołoszańskiego oraz, że nie chodził do kina, bo uważał to za stratę pieniędzy.

Pamiętam, że Owieczka i Iwona nie darzyły nas szczególną sympatią podczas inwentaryzacji gminy Stężyca.

Pamiętam dwie mordownie, w których żywiliśmy się po dwa tygodnie: w Zawoji i w Gołubiu.

Pamiętam, że Canowiecka odmroziła sobie palec, a Wierzbi skręcił nogę w kostce (zresztą sam się do tego przyczyniłem).

Pamiętam, że Wierzbi opowiadał nam, jak wspaniale czesał włosy Ani Sokołowskiej.

Pamiętam, że podczas wyprawy w jaskinie, w jednej z nich nagle skończył się tlen i musieliśmy uciekać. Z tej samej wyprawy pamiętam też doskonały smak rydza, upieczonego przez Lorenca na gorącej płytce pieca. Szkoda, że ktoś gwizdną patelnię pieczarek, którą zostawiliśmy na tym samym piecu aby przestygła.

Pamiętam „Szast-prast i po wszystkim”.

Pamiętam, że w Żarnowcu oprócz tego, że zwiedziliśmy elektrownię szczytowo-pompową, poszliśmy na bardzo długą wyprawę nad morze. Pamiętam, że śpiewaliśmy „septkilometra pied sabłare, sabłare”, a na bagnach gromadziły się żurawie. Następnym obrazkiem jest widok twarzy Horoda, kiedy celuję doń z prawdziwego Kałasza. Dalej - stoję na plaży, a z góry wydmy zbiegają kolejne grupki zmęczonych wyprawowiczów tylko po to by wpaść po kolana w niewidoczną przy zapadającym zmroku kałużę pełną wody, która znajduje się w połowie drogi między wydmą, a morzem. Wreszcie powrót i bieg przez ostatnie 2 kilometry, podczas którego Michał Sabliński zaimponował mi znajomością dialogów z „Nie tylko dla orłów”.

Pamiętam, że na tymże wyjeździe poszliśmy z Lorencem na imprezę do starszych koleżanek, które, ku mojemu przerażeniu paliły papierosy i piły winiacze. Aby zdobyć ich sympatię zaprowadziliśmy je do pokoju, w którym spał Sabliński i robiliśmy z niego niezłe jaja, opowiadając na przykład, że tak naprawdę kołnierzyk jego piżamki, który wystawał spod kołdry jest jedynym ubraniem, które ma na sobie. Sabliński się na nas wkurzył i kiedy wyszliśmy, zamknął drzwi na klucz, w efekcie czego Lorenc, jego współlokator spał tej nocy u mnie na fotelu.

Pamiętam, że Diana Lenart wylała na mnie garnek wody i musiałem spędzić resztę sylwestra w spodniach Oli.

Pamiętam opowieść Małego o tym, jak pani Burzyńska wróciła wcześniej do domu, a on musiał pobić rekord prędkości ubierania się i że na koniec brzęknął klamrą od paska.

Pamiętam, że w Kamieniu Fiszer wsadził Wojtaszkowi w dupę szlaucha i odkręcił wodę.

Pamiętam, że podczas ogniska po maturze Korzeń ocknął się niewiadomo gdzie i myśląc, że wszedł na teren wojskowy wpadł w panikę uświadomiwszy sobie, że wszędzie naokoło są miny. Wziął więc patyk i trzymając go przed sobą ostrożnie ruszył w losowym kierunku, mając nadzieję, że patykiem wysadzi ewentualne miny ratując sobie życie. Po pewnym czasie nadział się na drut kolczasty, a następnie spadł z urwiska i już był z nami z powrotem.

Pamiętam, że pijany Korzeń zasnął na torach w Gronowie i zatrzymał ekspres z Warszawy.

Pamiętam posła Rejenta.

Pamiętam, że wszystkie ilustracje w szkolnych podręcznikach przedstawiające ludzi lub zwierzęta przerabialiśmy na podobizny Wojciecha.

Pamiętam dżinsowy mundurek i strój wojskowy Wojciecha.

Pamiętam, że na lekcji chemii założyłem sobie nogę na szyję.

Pamiętam, że w pewnym okresie interesowaliśmy się giełdą, każdy miał konto w Penetratorze i codziennie o 13.00 odpalaliśmy radyjko, żeby dowiedzieć się, czy już jesteśmy milionerami.

Pamiętam, że zatkałem sobie ucho chlebem ponieważ, chciałem się skoncentrować na przepisywaniu tekstów piosenek do śpiewnika, a towarzystwo przy stoliku obok hałaśliwie fałszowało znane standardy. Kiedy postanowiłem pozbyć się chytrych filtrów, okazało się to niemożliwe. Nie pomogły ani przeróżne przyrządy, ani płyny, które wlewałem do środka. Co więcej, pod wpływem tychże płynów, chlebowa kulka napęczniała i zaczęła boleśnie uwierać. Trzy dni później, w Zakopanem udałem się na zabieg do stomatologa. Facet miał krzywą twarz i tylko 30 sekund do rozpoczęcia następnego zabiegu. Posadził mnie więc na fotelu i błyskawicznie wetkną mi do ucha ostry, cieniutki hak. Marchewa, który czekał na mnie za dźwiękoszczelnymi drzwiami usłyszał przerażający wrzask. Kiedy odzyskałem zmysły ujrzałem na podłodze koło mnie, toczące się małe chlebowe kuleczki. To koniec koszmaru - pomyślałem, wsadzając na pamiątkę kuleczki do kieszeni.

Pamiętam zdjęcie, na którym Kowalec wystaje a dupy.

Pamiętam ostrą jazdę Kuty i jej włoskiego Karakana, o imieniu Doug na materacu obok mnie podczas nocy sylwestrowej w Borku. Byłem tak zadziwiony i zażenowany tym co słyszałem, że kazałem gestem zamilknąć wszystkim pozostałym sylwestrowiczom kotłującym się w naszym wielkim barłogu i posłuchać. Kuta szeptała do Karakana „Oh yes baby, yes! Do it! Yes…Oh, it’s so big!”, a on co pewien czas pytał „Is it bigger than Peter’s?”. Najwyraźniej Piotr Gołębiowski był hojniej obdarzony przez naturę, bowiem Kuta udzielała Dougowi wymijających odpowiedzi na to frapujące go pytanie.

 

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

32
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine
[ http://www.valetz.pl ] lub
[ http://venus.wis.pk.edu.pl/magazine ]
kontakt: redakcja@valetz.pl oraz redakcja@valetz.pl

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Powielanie i kopiowanie na dowolny nośnik w części lub całości zabronione.
Odpowiedzialność za treści tekstów i prac graficznych spoczywa na barkach ich autorów, a poglądy wyrażane przez nich nie zawsze zgadzają się z poglądami redakcji.
Materiały prezentowane na łamach The VALETZ Magazine są własnością ich autorów. Redakcja nie zwraca nadesłanych materiałów i zastrzega sobie też prawo do skracania tekstów.