The VALETZ Magazine nr. 2 - wrzesien 98 (ASCII) ( wersja CP-1250 ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona  powrot do indeksu  nastepna strona


Opowiadania
Kasia Zieminska (redakcja@valetz.pl)

Eskapada kapala zoltym piaskiem. I czasem tylko mozna bylo uchwycic cos ogolnie sensownego albo bliskiego na tyle, ze wydawac sie moglo zrozumiale. A bylo tylko znane, kiedys mysla zahaczone.
I tak w sumie tylko pingwiny na scianie zmeczonym wzrokiem sledzily, co sie w pokoju dzialo. Dzialo sie malo. Zolw zdychal, a ja chcialam reanimowac dziewczynke. Ona chyba juz zdechla dawno, a tymczasem zolw nadal zdychal, a palma zdechla niedawno. A dziewczynke co docucilam, to zaraz jej peta w zeby i piwo. I zoltawe piski wydobywaly sie z czegos, co bylo jeszcze i mna, i dziewczynka - zoltawe piski na widok gitary. Mama czasem szemrala w sianie w lazience i to jej szemranie mnie uspokajalo. Tata osuwal sie balastowo w duzym pokoju. Wtedy bylo mi ciezko.
Eskapada trwa nadal. Moze tylko kolory sa bardziej sine. Chociaz nie wiem, bo przeciez to tylko pingwiny wzrokiem sledzily, a ja jakos kiedys je uslyszalam.

Nie uciekal nigdy ode mnie dalej niz pare metrow. Kilka krokow pozostawial na uformowanie sie zbiega po chwili wracal z kijem w zebach. Albo po prostu przynosil dwa konce to zalezalo od humoru. Trudno bylo go gonic, bo zamykal sie w skorupe, gdy nie mial sily. Lub tez przewyzszal mnie tandeta do tego stopnia, ze juz tego nie czulam. Stawalismy czasem w miejscu, zziajani, patrzac sobie w oczy, odbijajac pileczki uczuc. Ja zawsze balam sie cos rzucic, potrzasalam wiec tylko pudelkiem, z durnym pytaniem w oczach. To taka moja siatkowka. Byl pieknym graczem. Krztusilam sie pilka dla niego, gdy lagodnie toczyl mi swoja. I braklo mi rak, by cos zlapac. Rozczarowywal te chwile smutno troche, i znowu uciekal.
A ja chyba lzami moczylam siatkowke. Glosno przelykalam sline, jak koza Matylda. I wtedy ja uciekalam. Na operacje siatkowki, polamac niesmialosc.

Boze, mowil, przeciez tu sa sami idioci. A gdzie jest kosmonauta?
Byl kosmonauta, jasne, ze byl. Ciemno tylko, ze nie widzial. Kosmonauta schowal sie w sadzawce. Bulbonil gwiazdziscie, bulbonil nawet, gdy wyszedl. Kiedys za daleko polecial i jego czas byl w rozterce. Poza tym mial klopot z gwiazdami. Pasal sie w gwiazdozbiorach miasta.
Karmil tym nawet male dziewczynki. Idioci zamykali mu te laki, czasem nie zdazyli. Lecialy wtedy dziewczynki za daleko, za daleko. Najgorzej, ze te, ktorym to by sie przydalo, nie slyszaly w bulbonieniu muzyki. Takie nie mogly uleciec. Inne mialy swoje sadzawki, po co sie gdzies topic, po co.
Zatopil sie gdzies kosmonauta. Za duzo sie dzialo, chociaz nic sie nie dzialo, jak mowil. I przezyl koniec swiata. Moze zbyt bardzo kochal te prostytutke. W ksiedze Izajasza sie spotkali, kto z kim, chyba nie wiem. A moze w jego obrazach byl ten Chrystus, ktorego szukal? Chyba to przeoczylam.

15

powrot do poczatku

The VALETZ Magazine
[ http://www.valetz.pl ] lub
[ http://venus.wis.pk.edu.pl/magazine ]
kontakt: redakcja@valetz.pl oraz redakcja@valetz.pl

 

(c) Wszelkie prawa zastrzezone.

Odpowiedzialnosc za tresci tekstow i prac graficznych spoczywa na barkach ich autorow, a poglady wyrazane przez nich nie zawsze zgadzaja sie z pogladami redakcji.