The VALETZ Magazine nr. 1 (11) - marzec,
kwiecień 2000
[ ISO 8859-2 ]
( wersja ASCII ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

  Dom dzienny, dom nocny
        Sztuka pisania

Okładka książki
W grudniu 1998 roku na rynku książkowym pojawiła się czwarta powieść Olgi Tokarczuk zatytułowana "Dom dzienny, dom nocny". Książka natychmiast podbiła serca czytelników, zdobyła dużą popularność. Sylwiczna forma zachwyciła krytyków. Dlaczego? W "Domu dziennym, domu nocnym" Tokarczuk pisze mądrze nie przemawiając z pozycji mentora, bez doktrynerstwa poszukuje prawdy, zamieszcza elementy swojej biografii unikając egocentryzmu. Powieść jest obrazem poszukiwania ładu literackiego i ontologicznego. Utwór ten nie jest jednorodny, składa się z trzech poszatkowanych porządków narracyjnych: traktatu o świecie-śnie, opowieści autobiograficznej i licznych opowieści wtrąconych, które tworzą gęstą sieć fabularną.

Narratorka "Domu dziennego, domu nocnego" nie snuje swojej historii wedle chronologicznego, porządku przyczynowo-skutkowego, mimo iż wiele fragmentów tej książki nosi znamiona dziennika. Rozmaite, znajdujące się w książce opowiadania, relacje o wydarzeniach czy lekturze tworzą rodzaj mozaiki. Kolejne części występują w tekście bez ścisłej motywacji, ale łączą się siecią związków, na przykład na zasadzie powtarzalności: chwil, ruchów, gestów, słów. Powracają sny z internetu, przepisy na potrawy z grzybów. Wątki dłuższych opowieści (historie dawnych i obecnych mieszkańców Nowej Rudy) są porzucane, a później na nowo kontynuowane. Sąsiadujące fragmenty odpowiadają sobie ze względu na pokrewieństwo semantyczne kończących i rozpoczynających je słów. To sposób charakterystyczny dla poezji, a nie dla prozy. Lektura Tokarczuk dostarcza rozrywki polegającej na odnajdywaniu "podskórnych" wątków i narracji. Ostatecznie odnosi się wrażenie, że wszystkie opowiadania są kontaminacją innych opowiadań, że nie ma fragmentu, z którego nie kiełkowałby inny fragment.

Nawroty zdarzeń, wątków, obrazów są umotywowane charakterystyczną konstrukcją czasu i przestrzeni stworzoną w tekście. Przestrzeń świata przedstawionego ulega zmianom wynikającym z wyborów różnych punktów widzenia i przyjmowania różnych optyk mniej lub bardziej detalicznych - od opowiadania po opis. Największym złudzeniem jest krajobraz, bo stałość pejzażu nie istnieje - mówi narratorka. Z narracji wyeliminowany również został czynnik porządkującego przestrzeń linearnego czasu. Czytając "Dom dzienny, dom nocny" należy brać od uwagę nie tylko nakładanie się równoczesnych obrazów przestrzeni, ale i nakładanie się ich bez uwzględnienia chronologii, w jakiej następują. Tę zasadę odczytywania projektuje pierwszy sen: Śniło mi się, że jestem czystym patrzeniem, czystym wzrokiem i nie mam ciała ani istnienia. Tkwię wysoko nad doliną, w jakimś nieokreślonym punkcie, z którego widzę wszystko lub prawie wszystko. Poruszam się w tym patrzeniu, ale pozostaję w miejscu. To raczej widziany świat poddaje mi się, kiedy na niego patrzę, przysuwa się i odsuwa tak, że mogę zobaczyć wszystko naraz albo tylko najdrobniejsze szczegóły. (...) odkrywam tę dziwaczną prawdę. Że jestem patrzeniem, bez refleksji, bez żadnej oceny, bez uczuć. I zaraz odkrywam inną rzecz - że potrafię patrzeć także poprzez czas, że tak samo jak zmieniam punkt widzenia w przestrzeni, mogę go zmieniać także w czasie, jakbym była strzałką na ekranie komputera... Zmiana i jednoczesność, ruch i bezruch, wyjątkowość i wtórność - takie czasowo-przestrzenne paradoksy rządzą wewnętrznym ukształtowaniem "Domu dziennego, domu nocnego". Dołączyć tu należy przemieszaną w narracji prawdę i fikcję, prawdopodobieństwo i magię, wzrost i gnicie, życie i śmierć, słońce i księżyc, noc i dzień, Martę, która latem cierpi na bezsenność, a zimą zapada w sen zimowy.

Sam tytuł książki "Dom dzienny, dom nocny" ma znaczenie symboliczne. Słowu "dom" od zawsze przypisywano najszersze z możliwych konotacji. Na poziomie podstawowym jest on pomieszczeniem w sensie fizycznym. Jako takie mieści w sobie zwykle wiele tajemnic, ma swoje pełne sekretów i strachów zakamarki. Domy bywają różne: przyjazne i nawiedzone, ciepłe i przytulne, albo ponure i odpychające, wypełnione słońcem i mroczne, ciche i gwarne. Dom głównych bohaterów, narratorki i jej męża, ma dwa tarasy, które latem powiększają przestrzeń domu. Dom Marty, ich sąsiadki, pachnie wilgocią i pleśnią. Dom. Marka Marka, alkoholika samobójcy, to waląca się rudera. A dom Bobola, gospodarza z Pietna to porządna niemiecka budowla zdolna przyjąć każdego właściciela. Domy dopasowują się w jakiś sposób do swoich właścicieli, stają się "większym ciałem", rozciągnięciem granic "ja", krwią z naszej krwi, odbiciem duszy, marzeń i wyobraźni.

Domy stoją nieruchomo gdy ich mieszkańcy poruszają się w przestrzeni. Potem wracają do "większego ciała", do siebie. Jeśli nie wracają, zakłócona zostaje naturalna harmonia. W większym ciele mieszka mniejsze ciało. Człowiek żyje własnym życiem, ale przejmuje niektóre cechy własnego domu: Marta również pachnie wilgocią i pleśnią, Bobol umie urządzić się niewielkim kosztem. Jedno jest pewne: ludzie potrzebują i ciał, i domów. Dom nocny jest zupełnie inny od domu dziennego: przybiera groteskowe pozy i traci kontrolę nad rzeczywistością. Narracja "Domu dziennego, domu nocnego" przypomina próbę łączenia tego, co niemożliwe do połączenia. Realna historia ziem zachodnich zagospodarowanych po wojnie przez przodków dzisiejszych sąsiadów bohaterów, lokalna legenda w postaci hagiografii cudownej Kummernis i jej żywotopisarza Paschalisa, rzeczywiste i zmyślone losy osób obserwowanych z bezpiecznego oddalenia tarasu, fantazje na temat ich snów i skrywanych tajemnic, które w relacji opowiadającego stają się prawdopodobne, choćby przypominały baśń, cudze sny z internetu i gawędy Marty, opowieści wymyślane na prośbę wiecznie żądnego fabuł R., przepisy kulinarne na przyrządzanie grzybów.

Bardzo ciekawa wydaje się nieokreślona tożsamość bohaterów "Domu dziennego, domu nocnego" przechodzących swoiste metamorfozy. Kummernis na znak cudu wyrasta broda. Paschalis pragnie zmienić się w kobietę. Ergo Sum staje się człowiekiem-wilkiem. Marek Marek czuje, że ma w sobie ptaka, który przeszkadza mu się upijać. W końcu Marta, której pojawienie się wprowadza zwykle znaczące dla przebiegu narracji klucze, która rozumie rzeczywistość inaczej od potocznego pojmowania świata. Marta posiadła jakąś tajemnicę, jest wiedźmą, jej siła polega na tym, że znalazła rytm świata. Mieszka w czasie, nie goni go, jej zgoda z trwaniem nie ma w sobie nic niepojętego, hipnotycznego i nieludzkiego. Marta zna ograniczenia, na przykład to, jakim jest zasada równowagi ogarniająca świat, w którym nic nie istnieje osobno. Wiedzę zawdzięcza naturze, która pozwoliła jej na poznanie swoich tajemnic w zamian za nieprzedmiotowe traktowanie wszelkich bytów. Wiedźma to istota świadoma, że w naturze nic nie jest martwe, nieme, nieczułe. Wszystko dla niej żyje i dlatego nie udziela ona życia, ale odpowiada na życie wszędzie przez siebie napotykane. Marta jest "miejscem niedookreślonym" historii - nie wiadomo, jaka jest, skąd się wzięła ani jak umrze - nie posiada własnych snów i wspomnień. Nie potrafi czytać, za to zna wiele historii o innych ludziach. Podobnie "niedookreślonym miejscem" jest sama narratorka. Jej tożsamość składa się z obrazów, z historii zasłyszanych od Marty, odnalezionych w internetowych przestrzeniach, wyczytanych z książek. Z nich buduje swój dom - dom, który jest jej większym ciałem. Rośnie w słońc; śpi w ciszy nocy. Miewa sny. Buduje go zwiedzając sny innych ludzi; wchodzi do nich przez usta i oni także są zbudowani wewnątrz jak domy, według tradycyjnej symboliki - ze strychem oznaczającym rozum, świadomość, kuchnią, która odpowiada przemianom psychicznym, piwnicą, gdzie mieszkają popędy. Buduje go także z uchwyconych w ruchu fragmentów krajobrazu, z historii, które się wiążą z jej ziemią, nie zapominając, że dom to także symbol wszechświata, dach to niebiosa, ściany to ziemia, a okna - bóstwo. R. jest pewny, że coś tam z tego wyjdzie i że jesienią będziemy mieli na kliszy sensowną sekwencję nieb, która na pewno będzie coś znaczyła. można będzie złożyć wszystkie zdjęcia jak puzzle. Albo nałożyć jedno na drugie w komputerze. Albo za pomocą jakiegoś programu wypreparować z nich jedno niebo. I wtedy będziemy wiedzieli.

Pytanie, co mianowicie będziemy wiedzieli, nawet nie pada. Odpowiedź nigdy, zdaje się, nie będzie taka sama dla wszystkich. Świat można opisać tylko przy pomocy zlepków luźnych motywów, nigdy nie uchwycimy jednej, spójnej całości. Ciągłość, spójność i całość osiągalna w tym wymiarze rzeczywistości świata przedstawionego, może być jedynie kompozycją epizodyczną. I jest. Ale gdzieś między linijkami fabuł i sekwencjami rozważań pojawiają się nieoczekiwanie konkluzje natury metafizycznej. W mozaice, w której pozornie brak porządku, można odnaleźć w końcu logiczny wzór. Motyw internetu i gier komputerowych może okazać się bardzo pomocny. Z całej masy danych, daje się ostatecznie wyodrębnić porządek, z którym da się pracować. Trzeba jednak pamiętać, że radzenie sobie z życiem nie oznacza pełnej nad nim kontroli. To nie jest zresztą potrzebne, bowiem świat nie daje się wyjaśnić do końca, ale zawsze daje się opisać, właśnie w taki sposób, jaki proponuje narratorka "Domu dziennego, domu nocnego", mieszając różne poziomy nadawania, przeskakując z jednej sfery do drugiej, bo tylko tak daje się zarejestrować istnienie w miejscu, czasie i snach.

 
Magda Kawczyńska { korespondencję prosimy kierować na adres redakcji }
poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

28
powrót do początku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzeżone.