 |
 | ilustracja: Michal Romanowski |
- Dzien dobry. - pewien pan w srednim wieku przekroczyl prog sekretariatu.
- Witam serdecznie. - odpowiedziala usmiechnieta sekretarka - Dyrektor na pana czeka.
Mezczyzna niepewnie wszedl do gabinetu.
- O nareszcie. Dlugo czekalismy, az sie pan zdecyduje. - powital go postawny mezczyzna w czarnym garniturze.
- Ja do konca nie jestem przekonany. - wyjakal gosc.
- Alez nie nalezy sie spieszyc. Najpierw porozmawiamy. Chcialbym dowiedziec sie czegos wiecej o panu.
- Jestem zwyklym obywatelem tego miasta. - zaczal mezczyzna - Cale zycie pracowalem jako urzednik w biurze. Mam mieszkanie, psa, zone. Czasem grywam w karty z kolegami.
- Hazardzista ?
- Nie, dla zabawy. Zwykle idzie o male stawki. Chociaz raz udalo mi sie zgarnac calkiem duze pieniadze.
- Oszukal pan. - wpadl w slowo dyrektor.
- Troche. Mialem dodatkowa karte w kieszeni, ale inni tez oszukuja. - zmieszal sie gosc.
Pryncypal pokrecil glowa. - Prosze dalej.
- No i ostatnio zainwestowalem w nieruchomosci. - kontynuowal - Niestety ceny spadly.
- Dlugi ?
- Tak. Nawet sporo. - schylil glowe - Nie jestem w stanie ich splacic.
- To jeszcze nie jest wystarczajace wytlumaczenie. - odparl dyrektor.
- To nie wszystko. Dwa lata temu wyjechalem do sanatorium, sam. - ciagnal pan - Tam na jakiejs zabawie poznalem pewna dame. Bylismy pijani ...
- Rozumiem. - spowaznial przelozony.
- Ona teraz wrocila i chce sie ze mna widywac. Szantazuje mnie. - mowil - A ja mam rodzine. Nie moge tego tak zostawic. Reprezentuje powazna firme. Ona chce mnie zniszczyc.
- To smutne, nia tez sie zajmiemy, ale to panska chwile nieuwagi. - stwierdzil dyrektor.
Klient zaczal wiercic sie nerwowo.
- Jest jeszcze jedno. - powiedzial.
- Jeszcze ?
- Kilka lat temu pozyczylem z kasy zakladu troche pieniedzy. Sytuacja ulozyla sie tak, ze nie moglem ich dotad oddac. Dowiedzialem sie, ze zarzad planuje dokladna kontrole finansow przedsiebiorstwa.
- Moze sie wydac manko.
- Na pewno. - posmutnial gosc.
- Z tego, co pan mowi, wnioskuje, ze jest pan zdesperowany. Wydaje mi sie, ze nasza firma moze pomoc panu rozwiazac problemy.
- Chcialbym wyjscie najbardziej honorowe. - wtracil gosc.
- Nasze rozwiazania niejako z definicji sa honorowe. - odpowiedzial szef - Zastanowmy sie, jaki sposob wybierzemy.
- Chcialbym cos skutecznego i szybkiego - niepewnie powiedzial klient.
- My dzialamy zawsze skutecznie, rowniez z definicji. Z reszta zawsze mozna powtorzyc - bez dodatkowych oplat. - odparl przelozony - Lubi pan plywac czy moze latac, albo jezdzic samochodem?
- Nie wiem. Cale zycie nic nie znaczylem...
- Wiem, chcialby pan zablysnac. - przerwal dyrektor - Zostac bohaterem. Takim wariantem tez dysponujemy.
Pospiesznie zanotowal cos w notatniku.
- Styl mamy. Teraz wariant. Wybral juz pan z naszej bogatej oferty ? - znowu spytal.
- Trudno mi podjac decyzje. - Moze cos wybuchowego.
- Pirotechnika. - przeliterowal drugi mezczyzna - Widownia ?
- Widownia ?! - zdziwil sie.
- Czy chce pan, aby ktos to widzial osobiscie ? Przypadkowi ludzie, prasa, telewizja ? To oczywiscie wplynie na koszta.
- Tak, zdecydowanie.
- Jak duze straty chce pan wywolac ?
- Srednie.
- Dwa domy w centrum miasta ?
- Nooo... - wahal sie.
- Dobrze, jeden blok w godzinach szczytu. - znowu cos zapisal - Mam dla pana gotowa propozycje. Godzina 15.00, centrum miasta, wybuch gazu w piwnicy jednego z blokow mieszkalnych (na wprost rozglosni telewizji lokalnej) niszczy caly pion, przypadkowy przechodzien wynosi z plonacego domu dziecko, sam ginie. Ekipa telewizyjna filmuje wszystko z okna naprzeciwko. Z panskiego ubezpieczenia na zycie pokrywamy wszystkie koszty i panskie zobowiazania. Reszta idzie na utrzymanie rodziny. Pasuje ?
- Chyba tak.
- Jeszcze tylko dograjmy terminy. Moze byc za 3 dni ? W tym czasie zmontujemy ekipe pirotechniczna i filmowcow oraz, rzecz jasna, gwozdz programu, uratowane dziecko. - zakonczyl sprawe dyrektor.
- Dziekuje. - bez przekonania odrzekl mezczyzna.
- Czemu pan taki smutny ? - usmiechnal sie szef - Przeciez znalezlismy rozwiazanie na panskie problemy. Na pewno wszystko sie uda. Juz my sie tym zajmiemy.
- Do widzenia. - gosc opuscil gabinet.
Mezczyzna w fotelu zamyslil sie. Od kiedy otworzyli spolke z o. o. "Czysciec", uszczesliwili juz tylu ludzi, ktorych sytuacja wydawala sie na pozor beznadziejna. I jak dotad nie mieli zadnych reklamacji.
Ziemba, 1997 Wroclaw
Marcin Zmigrodzki
{ korespondencje prosimy kierowac na adres redakcji }
|
|
 |
|