The VALETZ Magazine nr. 1 (11) - marzec,
kwiecien 2000
[ ASCII ]
( wersja ISO 8859-2 ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

  Ruch Generala
        1/4
ilustracja: Michal Romanowski
ilustracja: Michal Romanowski

    Pociag zatrzymal sie i General zeskoczyl na ziemie. Przez kleby buchajacej od lokomotywy pary dojrzal krepa postac krasnoludzkiego maszynisty, ktory juz krzatal sie dookola czterokrotnie oden wyzszych kol, z sobie tylko znanych powodow walac z furia w brudny metal mlotem o bardzo dlugim trzonku.     General zamachal laska, powstrzymujac swego adiutanta od podbiegniecia do torow, i podszedl do krasnoluda.
    - Chyba wszystko w porzadku?
    Tamten spojrzal, sapnal, odlozyl mlot. W czarnej od sadzy twarzy blyskaly zoltawe bialka. Dziko splatana broda krasnoluda posiadala aktualnie barwe smoly i zapewne daloby sie z niej wyczesac z pol szufli wegla. Maszynista siegnal gdzies pod ow bujny krzak zarostu, wyjal papierosa i zapalki, zapalil, zaciagnal sie.
    - Wszystko w porzadku, Generale - rzekl, uspokoiwszy juz nerwy.
    General zerknal na zegarek, ktory wyciagnal z lewej kieszeni kurty.
    - Kwarta do drugiej. O poltorej klepsydry szybciej niz zapowiadaliscie. Niezle.
    Krasnolud parsknal dymem; rozzarzony czerwono papieros, wetkniety gdzies w srodek tej ciemnej gestwy, gdzie znajdowaly sie usta maszynisty, na moment zajarzyl sie jeszcze mocniej.
    - Nie o to chodzi. Pomocnika mam do dupy. General bedzie spokojny, "Demon" ciagnie jak cholera, moglby nawet szybciej.
    - Wolalbym raczej wiecej wagonow.
    - Tez da rade.
    - No. To swietnie. Ciesze sie. - Poklepal krasnoluda po ramieniu swa lewa dlonia (zalsnily kamienie, blysnal metal), na co krasnolud wyszczerzyl w usmiechu krzywe zeby; ale General patrzyl juz gdzie indziej, na adiutanta mianowicie, ktory mimo wszystko zblizal sie do nich.
Jacek Dukaj (rocznik 1974) to jeden z najbardziej oryginalnych i plodnych autorow mlodego pokolenia fantastyki, choc ja osobiscie traktuje jego proze nieco inaczej, nie kojarzac jej bezposrednio z tym gatunkiem. Debiutowal, majac 14 lat, opowiadaniem "Zlota Galera", tekstem , ktory wywol poruszenie w srodowisku milosnikow fantastyki i zyskal sobie jego wysokie uznanie. Do tej pory publikowal w "Nowej fantastyce", "Feniksie", kilku antologiach, ma na koncie rowniez ksiazke "Xavras Wyzryn" (SuperNOWA, 1997). Proza Jacka Dukaja to wyszukana dbalosc o jezyk i styl, nieprzecietne pomysly i ich realizacje oraz uderzajace bogactwo szczegolow, bedace w stanie zaspokoic nawet najbardziej wymagajacych czytelnikow. Autor interesujacych tekstow publicystycznych i recenzji ksiazkowych.
Prezentowany tekst pochodzi z majacego ukazac sie w najblizszym czasie (przelom marca i kwietnia) nakladem wydawnictwa SuperNOWA zbiorku opowiadan Jacka Dukaja. Znajda sie tam rowniez starsze "Ziemia Chrystusa", "IACTE", "Irrehaare" oraz kilka nowosci: "Muchobojca", "Katedra", "Medjugorje"i "In partibus infidelium". Tytul ostatniego posluzy jednoczesnie jako tytul calosci - "W kraju niewiernych".
"Ruch Generala" to bez watpienia rzecz nietypowa, nawet jesli wezmiemy pod uwage postac autora. Jacek Dukaj usmiechajac sie okresla opowiadanie jako "pastisz fantasy", dla mnie jest on rowniez poniekad kontynuacja mysli zawartych w publikowanej jakis czas temu "Filozofii fantasy", gdzie autor skrupulatnie wyliczyl wszystkie wady dotychczasowych realizacji konwencji fantasy, do ktorej samej, jak przyznaje, nie ma szczegolnych uprzedzen. Wiecej informacji o autorze, jego teksty literackie i publicystyczne mozna znalezc na Stronicach Dukaja.

Artur Dlugosz
    General pozegnal sie z maszynista i wszedl pod okap weglowej szopy. Kolyszaca sie pod jej dachem lampa naftowa ciskala po okolicy blade cienie.
    Major Zakraca wyprezyl sie i regulaminowo zasalutowal: obcasy razem, cholewy na wysoki polysk, lewa dlon na rekojesci szabli, prawe ramie wyrzucone energicznie w przod i w gore.
    - Dajze spokoj, Zakraca, nie jestesmy na defiladzie.
    - Tak jest, generale.
    Po czym przeszedl w rownie regulaminowe "spocznij".
    General po prostu nie mogl sobie dac rady z Zakraca; nawet nie probowal zmieniac nawykow oficera, przypuszczalnie zostana mu one juz do smierci. Jako nastoletni kadet Akademii Wojny, Zakraca wybral sie wraz ze swa druzyna na wycieczke w Gory Zmierzchu - mieli wolny miesiac, chcieli sprawdzic prawdziwosc legend, wydawalo im sie to odpowiednia rozrywka dla przyszlych dowodcow armii. Z calej druzyny przezyl jeden Zakraca: wizytujacy akurat osiadlego w okolicy znajomego nekromante Zelazny General uratowal chlopca doslownie wyrywajac go ze szponow smoka. General, ktory i tak byl bohaterem dla kazdego z urwickich kadetow, w oczach mlodego Zakracy awansowal wowczas na co najmniej polboga. Zakraca dorosl, trzasnela mu trzydziestka - lecz w jego prywatnej teogonii wciaz nic sie nie zmienialo.
    - No wiec?
    - Jest zle. Iluzjonisci Pelzacza otworzyli nad miastem Zabie Pole. Ludzie ogladaja. Ptak leje ksiazecych ile wlezie.
    - Warzhad mial wydac dekret.
    - Nie wydal.
    - Jasny piorun. Co mowi?
    - Jego Krolewska Wysokosc nie zamierza uciekac sie do stosowania cenzury - wyrecytowal z kamienna twarza Zakraca. - Powinien pan jednak, generale, zabierac ze soba lusterka, bylby pan na biezaco, polte'y nigdy do konca pewne.
    - Niech zgadne, kto mu podpowiedzial, co zamierzac: Birzinni, prawda?
    - Premier nie opuscil Zamku od dwoch dni - odparl Zakraca.
    General usmiechnal sie ponuro.
    - Masz konie?
    - Za skladem.
    - Wiec do Zamku.



    Jadac, wyliczal spodziewany czas dotarcia poszczegolnych oddzialow na pozycje. Teoretycznie dane konieczne dla przeprowadzenia podobnych kalkulacji pozostawaly zmiennymi nieaproksymowalnymi: na przyklad taki Nex Plucinski, jako glownodowodzacy Armii Poludnie, gdyby tylko zechcial, bylby w stanie opoznic cala operacje o trzy-cztery dni. Kolej zelazna sama z siebie niczego nie przesadzala, caly osiagniety dzieki niej zysk czasowy mogl zostac latwo zmarnotrawiony przez jedna niefortunna rozmowe na Zamku.
    Przemkneli przez Lasek Wieczorny i wypadli na Krolewskie Blonie. Otworzyla sie przed nimi panorama Czurmy, stolicy Zjednoczonego Imperium, od starozytnosci siedziby krolow na Havrze. Luna od swiatel miasta gasila gwiazdy, ktore i tak w wiekszosci przeslanialo Zabie Pole. Dwumilionowa metropolia ciagnela sie dziesiatkami wezow wzdluz zatoki o ksztalcie lzy. W czystych wodach oceanu przegladala sie krwawa kleska wojsk Ksiestwa Spokoju. General spogladal na naniebna iluzje, usilujac, mimo niewygodnego skrotu perspektywicznego, zorientowac sie w bardziej szczegolowym przebiegu bitwy. Wziete to bylo z punktu widzenia lecacego ponad Zabim Polem orla badz sokola (a najpewniej sepa). Co jakis czas wpadaly jednak w transmisje dluzsze i krotsze wstawki ze zblizen, gdy trwal jakis wyjatkowo zaciety pojedynek, wyjatkowo krwawa rzezba badz wyjatkowo efektowne magiczne starcie.
    Kiedy wlaczyla sie reklama Skladow Kowalskiego, General spytal Zakrace:
    - Kto jeszcze to sponsoruje?
    - Jawnie: stali klienci Pelzacza. Sumak, Folszynski, bracia Que, Kompania Poludniowa, Holding STC. Nie wiem natomiast, kto wszedl z powodow politycznych; jesli w ogole wszedl ktokolwiek, bo moze nie bylo potrzeby.
    - Ilu ludzi Pelzacza to trzyma?
    - Ohoho, chyba wszyscy. Tam juz sie tluka ladnych pare klepsydr, a leci to non stop.
    - Napuscili nawet dzinny.
    - Mhm?
    - Tylko sie przypatrz: zaden rydwan nie wchodzi im w wizje. Musieli polozyc blokade. Znowu pol miasta bedzie sie procesowac. Pelzacz na pewno dostal od kogos po cichu w lape, w zaden sposob nie zwrociloby mu sie podobne przedstawienie z samych reklam.
    - No... nie wiem. Pan zobaczy na tarasy, balkony, dachy, generale. Pan zobaczy na ulice. Malo kto spi. To nie jest bitwa o byle wioche, tam Ptak rozdeptuje Ksiestwo. Frekwencja, ze pozazdroscic. Pelzacz na pewno doi ich wszystkich ile wlezie. Na dodatek sukinsyny maja szczescie, bo oba ksiezyce akurat sa pod horyzontem i jakosc obrazu udala im sie jak z lustra.
    Wpadli na przedmiescie. Tu juz musieli zadzierac glowy, by nie stracic z widoku toczacej sie na nocnym niebosklonie bitwy. Przez Zabie Pole przewalalo sie pieklo: smoki plonely w locie, otwieraly sie w ziemi wulkany, tryskala lawa, ludzmi rzucalo na setki lokci w gore, rozdzierana przestrzen zwijala ich w obwarzanki i strucle, potem odwijala w druga strone, i na nice, metamorficzne potwory scieraly sie ponad glowami piechoty, snopy swiatla z ustawionych na wzgorzach dookola Pola latarni tartyjskich krzyzowaly sie, laczyly, wyginaly i rozszczepialy, indywidualne pojedynki urwitow przeradzaly sie w szalone pokazy magicznych fajerwerkow, urwici w ulamkach knotow wyladowywali w walce moc, umiejetnosci i doswiadczenie zebrane w ciagu calego swego zycia, rosli pod chmury i kurczyli sie nizej zdziebel trawy, rzygali ogniem, woda, gazem, nicoscia, ciskali na wrogow huragany smiertelnych przedmiotow, lawiny niszczacych energii, i rownoczesnie bronili sie przed analogicznymi ich atakami.
    Biedota ze slumsow, lezac bezposrednio na ziemi badz na rozciagnietych na niej kocach, komentowala glosno przebieg pojedynkow, nagradzala zwyciezcow i przegranych gwizdami, oklaskami, przeklenstwami.
    Wyjechali na Gorna Willowa, General pokazal: w prawo. Zatrzymali konie przy szesciopietrowym "Zajezdzie Gonzalesa". Stajenny zabral wierzchowce, przeszli na zaplecze. Starzec prowadzacy interes wynajmu rydwanow stuknal cybuchem fajki w nocny cennik. General skinal na Zakrace; major zaplacil.
    Okazalo sie, ze zajazd dysponuje tylko jednym wolnym rydwanem, pozostale jeszcze nie wrocily albo nie nadawaly sie do uzytku.
    - Zamek - rzekl General dzinnowi rydwanu, ledwo usiedli i zapieli pasy.
    - A konkretnie? - spytal dzinn ustami umieszczonej na przedpiersiu plaskorzezby, juz unoszac pojazd w powietrze.
    - Gorny taras na Wiezy Hassana.
    - Ten taras jest zamkniety dla...
    - Wiemy.
    - Jak szanowni panowie sobie zycza.
    Wyprysneli ponad niska zabudowe przedmiescia. Zamek majaczyl na horyzoncie czarna piescia wbita gleboko w gwiazdosklon. Wyniesiony w gore na stromej kolumnie skaly na blisko pol weza, spieczony z jednej bryly kamienia-niekamienia przed niespelna czterystu laty, trwal ponad Czurma w niezmiennej i niezmienialnej formie, sluzac kolejnym krolom Zjednoczonego Imperium jako dom, twierdza, palac oraz centrum administracyjne. General doskonale pamietal ten dzien, gdy Szarchwal uaktywnil wreszcie latami konstruowane zaklecie, wyszarpujac z wnetrza planety gigantyczny blok goracej lawy i formujac go posrod ulewy i grzmotu piorunow, w przeslaniajacych wszystko klebach goracej pary - w wysniony pradawnym koszmarem Zamek.
    Spikowali na Wieze Hassana, wielki paluch czarnej budowli wskazujacy aktualnie srodek Zabiego Pola. Poziome slupy swiatla, bijace z wiezy na wszystkie strony przez mniejsze i wieksze okna oraz inne otwory, czynily z niej filar jakiejs na pol materialnej drabiny jasnosci. Rydwan wlecial w jeden z najwyzszych jej szczebli, wyhamowal i osiadl miekko na wysunietej w przepasc szczece tarasu.
    - Jestesmy - rzekl dzinn. - Mam czekac, czy moge juz wrocic?
    - Nie czekaj - rzekl Zakraca siegajac do kieszeni. - Ile?
    - Dwa osiemdziesiat.
    Zanim major zaplacil, General byl juz przy wejsciu do hali postojowej. Zerknal po raz ostatni w niebo. Chroniona sferycznym ugieciem przestrzeni piechota Ptaka Zdobywcy odcinala wlasnie wojskom Ksiestwa Spokoju ostatnia droge odwrotu.



    - Glownodowodzacy Armii Zero, general urwitow Zjednoczonego Imperium, dozywotni czlonek Rady Korony, dozywotni senator Zjednoczonego Imperium, honorowy czlonek Rady Elekcyjnej, krolewski doradca, dwukrotny regent, Straznik Rodu, Pierwszy Urwita, rektor Akademii Sztuk Wojny, kawaler orderow Czarnego Smoka i Honoru, siedmiokrotny Kassitz Mieczy, fordeman Zamku, hrabia Kardle i Bladyga, Rajmund Kaesil Maria Zarny z Warzhadow!
    General wszedl i popatrzyl na odzwiernego. Odzwierny zamrugal. General nie opuszczal wzroku. Odzwierny usilowal sie usmiechnac, ale dolna warga zaczela mu drzec. General stal i patrzyl.
    - Dajze spokoj, jeszcze padnie nam biedaczyna na serce - mruknal pierwszy minister Birzinni, wertujac zalegajace stol papiery.
    - Ciebie tez tak zapowiadal?
    - Ja nie jestem Zelaznym Generalem, nie mam osmiuset lat, moje tytuly nieco mniej liczne.
    - Nieco.
    - Widziales? - spytal zaglebiony w przysunietym do otwartego okna fotelu krol, wskazujac broda niebo nad Czurma.
    - Widzialem, Wasza Wysokosc - przytaknal General, podchodzac don. Bogumil Warzhad palil papierosa, strzepujac popiol do ustawionej na kolanie popielniczki w ksztalcie muszli. Na parapecie przy jego lewym lokciu stalo jedno z luster dystansowych, odbijajac obraz Sali Rady palacu Ksiecia Spokoju w Nowej Plisie; rubin glosu lustra byl wycisniety. Na owej Sali panowal chaos nie mniejszy, niz na Zabim Polu.
    - Skurwysyn Ptak ma szczescie jak jakis pieprzony Gurlan. - Warzhad rozgniotl papierosa, zaraz wyjal z papierosnicy i zapalil nastepnego. - Jebanemu Szczuce trzasnela faza i Ptak uderzyl dokladnie wtedy, pol klepsydry urwici cholernego ksieciunia szli bez wsparcia, polowa zdechla z niedotlenienia. Ni chuja nie pojmuje, czemu ten dupoglowy Szczuka sie nie cofnal. Co, do kurwy nedzy, zloto maja zakopane pod tym zasranym Zabim Polem, czy jak?
    Dla nikogo nie bylo tajemnica, iz jezyk, jakim posluguje sie na codzien mlody krol, dosc daleko odbiega od standardow obowiazujacych w arystokratycznych sferach, wszelako obserwowane w nim od jakiegos czasu natezenie niecenzuralnych wyrazow wskazywalo na lichy - i wciaz pogarszajacy sie - stan nerwow wladcy.
    - Tlumaczylem Waszej Wysokosci - odezwal sie znad trojwymiarowej projekcji pola walki odwrocony do monarchy plecami Nex Plucinski. - Nie zdazyliby na czas otworzyc kanalow w nowym miejscu.
    - Ale urwici Ptaka tez by nie zdazyli! - wrzasnal Warzhad. - Wiec co za roznica?
    - Ptak ma cwiercmilionowa armie - rzekl cicho krolowi Zelazny General. - Jemu o nic innego nie chodzi, jak wlasnie o wykluczenie z walki urwitow. Wdepcze ksiazecych w ziemie sama masa rzuconego do ataku wojska.
    - Dlaczego my i Ferdynand nie mamy cwiercmilionowych armii?
    - Bo to nieoplacalne - westchnal Birzinni, pieczetujac jakis dokument.
    - Pierdolonemu Ptakowi, zeby go szlag, najwyrazniej sie oplaca.
    - Ptakowi tez sie nie oplaca. Dlatego musi podbijac.
    - Nie bylbym tego taki pewien - mruknal General.
    - Wiec sami, kurwa, nie wiecie, i jeszcze mnie mydlicie oczy! A oglosmy, cholera, powszechny pobor do wojska, niech sie sukinsyn zdziwi! On ma cwierc miliona? Ja bede mial pieprzony milion! A co! W koncu to Imperium, nie jakies polnocne zadupie! Gustaw, ile bylo w ostatnim spisie?
    - Sto dwanascie milionow czterysta siedem tysiecy dwiescie piecdziesiat siedem pelnoletnich obywateli, Wasza Wysokosc - odparl natychmiast Gustaw Lamberaux, Sekretarz Rady, ktoremu w glowie siedzialo piec demonow.
    - A ile ma ten caly Ptak, mac jego plugawa?
    - Tego on sam zapewne nie wie. Ludnosc zamieszkujaca podbite przezen ziemie ocenia sie na dwiescie pietnascie do dwustu osiemdziesieciu milionow.
    - Az tyle?! - zdumial sie Warzhad. - Skad sie wzielo tyle tego robactwa?
    - Na Polnocy panuje bieda, Wasza Wysokosc. Mnoza sie w bardzo szybkim tempie - zakomunikowal Lamberaux, sugerujac oczywiste logiczne powiazanie tych dwoch faktow.
    - To jest naturalne cisnienie demograficzne - rzekl General przysiadajac na parapecie przed krolem, laske kladac przez biodro, lewa dlon na jej galce. - Predzej czy pozniej taki Ptak musial sie przydarzyc. Niesie go fala przyrostu naturalnego, jest niczym blyskawica wyladowujaca energie burzy. To jeszcze twoj pradziadek wydal dekret zamykajacy granice Imperium przed imigrantami. Bogacz jest bogaczem jedynie dopoty, dopoki ma przy sobie dla zobrazowania kontrastu nedzarza. To dlatego tak absurdalna wydaje sie ofensywa Ptaka, gdy sie patrzy na mape: jego ziemie przy ziemiach Imperium i sojusznikow wygladaja jak, nie przymierzajac, pchla przy smoku. Ale to jest zly punkt widzenia.
    - A jaki jest dobry, he?
    - Dobry jest taki: niecale siedemset lat temu cale dzisiejsze Imperium to byla Czurma, zatoka, Wyspa Latarni, co poszla na dno podczas Dwunastoletniej, i okoliczne siola. Oraz baron Anastazy Warzhad, ktory mial odwage podniesc rebelie w srodku Wielkiego Pomoru. A caryca Yx spojrzala na mape, zobaczyla pchle przy smoku, i odwlekla wyslanie wojska.
    - A coz to za analogie poronione? - zirytowal sie Birzinni, skonczywszy jakas krotka rozmowe przez swoje lusterko. - Ze co? - ze my jestesmy taki kolos na glinianych nogach? A Ptak z ta jego barbarzynska zbieranina to przyszle Imperium?
    - O tym mozemy sie przekonac tylko w jeden sposob - rzekl spokojnie General. - Czekajac. Ale czy naprawde chcesz mu pozwolic zbudowac to swoje imperium?
    - Ty po prostu masz skrzywiona perspektywe. - Birzinni zamachal w strone Generala zdezaktywowanym lusterkiem. - To przez te wszystkie twoje czary: zyjesz i zyjesz i zyjesz, jeszcze jeden wiek, jeszcze jeden, historia calych panstw zamknieta pomiedzy mlodoscia a staroscia; chocbys chcial, nie zmienisz tej skali.
    - Dla krolow - powiedzial General patrzac Warzhadowi prosto w blekitne oczy - jest to najwlasciwsza ze skal, najwlasciwsza z perspektyw. Musimy uderzyc teraz, gdy Ptak zwiazany jest w Ksiestwie. Bez podchodow, bez macania, cala potega. Wejsc na niego przez Przelecz Gorna i Dolna, wejsc z zachodu Mokradlami, i desantem morskim w K'da, Ozie i obu Furtwakach; i powietrznym, rozkladajac mu system zaopatrzenia. Teraz, zaraz.
    Warzhad odrzucil papierosa, zaczal obgryzac paznokcie.
    - Mam go zaatakowac? Tak ni z tego, ni z owego, bez powodu?
    - Powod masz. Najlepszy z mozliwych.
    - Jaki?
    - Dzisiaj Ptak jest do pokonania.
    - Wojny chcesz?! - krzyknal Birzinni, wznoszac rece ponad glowe i budzac tym swoim krzykiem drzemiacego przy kominku ministra skarbu, Sasze Querza. - Wojny?! Agresji na Lige?! Oszalales, Zarny?!
    Od bardzo dawna nikt juz do niego nie zwracal sie inaczej jak "Generale", ewentualnie "panie hrabio", nawet kolejne metresy, i teraz Zelazny General wbil swoj lodowato zimny wzrok we wzburzonego premiera.
    Birzinni cofnal sie o krok.
    - Ja nie jestem odzwiernym! Daruj sobie te sztuczki! Mam demona, nie zuroczysz mnie!
    - A zebyscie ocipiali, cisza mi tu!! - rozdarl sie krol Bogumil Warzhad, i istotnie cisza zapadla natychmiast.
    - Ty, General - krol wskazal go palcem. - Ja sobie przypominam: ty juz od jakiegos czasu probujesz mnie podjudzic przeciwko Ptakowi. Jeszcze chyba w Oxfeld usilowales wymusic na mnie zgode na pociagniecie tej krasnoludzkiej zelaznej drogi pod Przelecze. Od dawna to planujesz. Ja mowie! - potrzasnal palcem. - Nie przerywac, kurwa, kiedy krol mowi! Nie wiem, co ty sobie wyobrazasz! Od wieku nie miales zadnej porzadnej wojny, wiec marzy ci sie jakas krwawa rozroba, co? Nie zamierzam przejsc do historii jako ten, ktory rozpetal glupia, niepotrzebna, bezsensowna i niczym nie sprowokowana wojne! Slyszysz mnie?
    - On te kolej i tak wybudowal - rzekl Birzinni.
    - Co?
    - Te droge zelazna krasnoludow.
    - Za moje wlasne pieniadze - mruknal General. - Ani grosza z panstwowej kiesy nie wzialem.
    - Boze drogi, co tu sie dzieje? - zachnal sie Warzhad. - Czy to jest jakis spisek szalonych militarystow?
    - Ja nie wiem, czy to sie stanie jutro, czy za rok, czy za lat dwadziescia - powiedzial General wstajac z parapetu. - Ale wiem, mam te pewnosc, ze w koncu Ptak uderzy i na nas. A wtedy - wtedy to bedzie jego decyzja, jego wybor, i chwila dogodna dla niego. Bronmy sie, poki jeszcze mozemy, poki jeszcze sytuacja jest korzystniejsza dla nas.
    - Chciales powiedziec: dla ciebie - warknal Birzinni.
    General wsparl sie twardo na lasce, zacisnal szczeki.
    - Oskarzasz mnie o zdrade?
    Premier w kontrolowany sposob okazal zmieszanie.
    - O nic cie nie oskarzam, jakze bym smial...
    Siwowlosy minister skarbu ocknal sie na dobre.
    - Czy wyscie wszyscy rozum potracili? - zaskrzeczal. - Birzinni, ty chyba na leb ze schodow zleciales! Zelaznego Generala o zdrade posadzasz? Zelaznego Generala...?? Toz on mial wiecej szans na przejecie korony Imperium, niz ta korona ma gwiazd! Jeszcze o twoich pradziadkach sie nie snilo, kiedy on wieszal za nieposluszenstwo i spiskowanie przeciwko krolowi! Dwa razy byl regentem; czy choc o dzien opoznil przekazanie pelni wladzy? Dwa razy jemu samemu proponowano tron, ale odmawial! Z glow usieczonych przezen zdrajcow ulozylbym stos wyzszy od Wiezy Hassana! Tys sie tyle razy przy goleniu nie zacial, ile jego probowali zabic, wlasnie za wiernosc koronie! Dwie rodziny stracil w buntach i rebeliach! Blisko tysiac lat stoi na strazy rodu Warzhadow! W ogole nie byloby juz dzis tego rodu, gdyby nie wyratowani przez niego osobiscie twoi przodkowie, Bogumil. Ty sie ciesz, ze masz przy sobie takiego czlowieka, bo zaden inny wladca na Ziemi nie moze sie poszczycic tak wiernym poddanym; ktorego wiernosci moze byc tak pewnym. Juz predzej w siebie bym zwatpil, niz w niego! - Co powiedziawszy, Querz ponownie zasnal.
    Aby uciec spod ich kosych spojrzen, jakie skierowali na niego zirytowani tak nieprzyzwoicie szczera przemowa ministra skarbu, General wycofal sie w ciemny kat sali i usiadl w ustawionym tam pod rzezba gryfa fotelu wylozonym czarna skora. Laske przelozyl przez uda, rece opuscil symetrycznie na oparcia, choc, rzecz jasna, o zadnej symetrycznosci nie moglo tu byc mowy, bo wzrok patrzacych zawsze uskakiwal ku lewej dloni Generala. To byla ta slynna Zelazna Reka, Magiczna Dlon.
    Od osmiu wiekow nieustannie doskonalacy sie w swych urwickich sztukach - zanim jeszcze w ogole powstala definicja urwity, zanim zostal generalem, zanim uruchomil tajemne mechanizmy swej dlugowiecznosci - juz wtedy, na samym poczatku, slynal byl z owej inkrustowanej klejnotami i metalem konczyny. Legenda glosila, iz oddajac sie ciemnym kunsztom (a podowczas byly to kunszty uznawane za bardzo, bardzo ciemne) wdal sie Zarny w konszachty z Niewidzialnymi tak poteznymi, ze nie mogl juz nad nimi zapanowac, i gdy podczas kolejnego z nimi spotkania doszlo do klotni, istoty zaatakowaly go. Wielkim wysilkiem woli pokonal je i cudem przezyl; wszelako utraciwszy w walce wladze nad lewa reka, nie mogl juz jej odzyskac. Zorientowawszy sie rychlo w nieskutecznosci wszelkich znanych form kuracji, aby nie pozostac inwalida do konca zycia (ktore mialo sie przeciez okazac tak dlugie), zdecydowal sie mimo wszystko uciec do magii: implantowal sobie zatem w odpowiednich miejscach reki, dloni, palcow rubiny psychokinetyczne. Odtad nie miesnie i nie nerwy poruszaly i zawiadywaly martwa konczyna, a dzialo sie to bez jakiegokolwiek ich posrednictwa, sama moca mysli Zarnego. Tym sposobem de facto przeksztalcil on czesc swojego ciala w magiczny artefakt. Sarkajacy na polsrodki i rzadko zatrzymujacy sie w pol drogi, i tym razem nie cofnal sie Zarny ze sciezki, jaka sie przed nim po owej operacji otworzyla. Nastapily kolejne implantacje, kolejne magiczne machinacje, transformujace ramie i dlon w potezny i coraz potezniejszy, skomplikowany i wciaz sie komplikujacy, wielozadaniowy semiorganiczny mageokonstrukt. Ten proces bowiem wciaz sie jeszcze nie zakonczyl; minely tymczasem wieki i wieki, a on trwal. Wychylajaca teraz z cienia rekawa kurty dlon Generala wygladala niczym tetniacy jakims zimnym, nieorganicznym zyciem splot metalu, szkla, drewna, kamieni szlachetnych, twardszych od nich nici - oraz, jednak, ciala. Wedlug legendy jedno skinienie palca Generala rownalo z ziemia niezdobyte twierdze; wedlug legendy zacisniecie owej piesci zatrzymywalo serca wrogow, scinalo im krew w zylach. Ale to byla legenda - sam General wszystkiemu zaprzeczal.     Reka spoczywala nieruchomo na oparciu fotela. General milczal. Nie pozostalo mu juz nic do powiedzenia; zyjac tak dlugo potrafil rozpoznac chwile zwyciestw i momenty klesk, bardzo precyzyjnie wazyl szanse i nie mylil malo prawdopodobnego z po prostu niemozliwym. Siedzial i patrzyl. Krol nerwowo palil kolejnego papierosa. Premier Birzinni, stojac przy wielkim, okraglym stole zajmujacym srodek komnaty, konferowal szeptem z dwoma swymi sekretarzami, nieprzerwanie stukajac przy tym paznokciem w lezace obok lusterko dystansowe. Sasza Querz chrapal. Ogien w kominku trzeszczal i huczal. Pod przeciwlegla sciana Nex Plucinski i jego sztabowcy, na podstawie raportow zwiadowcow, przekazywanych za posrednictwem podwieszonej ukosnie pod sufitem baterii luster (dwanascie na dwanascie), aktualizowali sytuacje militarna, zobrazowana w trojwymiarowej projekcji ziem granicznych Ksiestwa i Ligi. Jeden z ludzi Orwida, odpowiedzialny za podtrzymywanie i odpowiednie przeksztalcanie tej iluzji, drzemal na krzesle za lustrami; drugi, selektywnie wlaczajacy i wylaczajacy na zadanie ich fonie, stal pod popiersiem Anastazego Warzhada i ziewal. Szepty premiera i sekretarzy, sztucznie tlumione glosy zwiadowcow, monosylabiczne pomruki sztabowcow, furkot ognia, szum nocy - wszystko to dzialalo usypiajaco, nic dziwnego, ze stary Querz faktycznie przysnal. General wszelako od czterech dni obywal sie bez snu i takze teraz nie zamierzal rezygnowac z magicznych stymulatorow. Zerknal na zegarek. Prawie trzecia.
    Wszedl Orwid z Bruda, szefem dalwidzow.
    Birzinni uciszyl swoich sekretarzy.
    - Co jest?
    Orwid zamachal reka.
    - Nie, to nie ma nic wspolnego z Ptakiem.
    - Wiec?
    - General chcial wiedziec.
    - Skoro jednak fatygowaliscie sie osobiscie...
    Bruda usmiechnal sie blado do skrytego w cieniu Generala.
    - Znalezlismy ja - rzekl don.
    Krol zmarszczyl brwi.
    - Kogo?
ilustracja: Michal Romanowski
ilustracja: Michal Romanowski
    - Planete Generala - wyjasnil Orwid podchodzac. - Wasza Wysokosc z pewnoscia pamieta. To bylo tuz po intronizacji Waszej Wysokosci. Uparl sie i zagnal mi ludzi do przeszukiwania kosmosu.
    - Ach, prawda... - Warzhad pomasowal w roztargnieniu czubek wydatnego nosa. - Sloneczna Klatwa. Holocaust. Druga Ziemia. No tak. I co, faktycznie trafiliscie na nia?
    - Tak jest - skinal glowa Bruda. - Prawde mowiac, juz zwatpilismy. General przedstawil bardzo zgrabna argumentacje, statystyka i miliardy gwiazd i w ogole: niemozliwe, zeby nie bylo ani jednej planety o parametrach wystarczajaco zblizonych do Ziemi... Ale wlasnie na to wygladalo. Dopiero dzisiaj...
    - No, no, no - krol wykrzywil sie do Generala. - Znowu, cholera, miales racje, niech cie szlag. I co teraz zrobimy z tym odkryciem, a?
    - Jak to co? - podniecil sie Orwid. - To jasne, trzeba tam poleciec i przejac ja w posiadanie w imieniu Waszej Wysokosci, jako czesc Imperium!
    - Gdzie to wlasciwie jest? - spytal General.
    - Druga planeta numeru 583 ze Slepego Lowcy. Nie widac z naszej polkuli. Okolo dwunastu tysiecy szlogow.
    - No, kochany Generale - wyszczerzyl sie premier - nosi cie i nosi, wojny bys chcial, ruchu, akcji - masz okazje. Bierz statek i lec. Coz za przygoda! General Odkrywca! Jak ja nazwiesz? Czekaj, zaraz ci wystawie pelnomocnictwa krolewskiego namiestnika i gubernatora ziem przylaczonych. - Od razu zlapal za lusterko i wyszczekal don odpowiednie rozkazy.
    General przeniosl wzrok na krola.
    - Nie sadze, zeby to byl odpowiedni czas na podobne wycieczki - rzekl.
    Orwid wygrzebal z kieszeni pryzmat iluzyjny, polozyl na stole i wymamrotal kod wyzwalajacy. W powietrzu rozwinal sie trojwymiarowy obraz planety. Kilkoma slowami Orwid powiekszyl go i podniosl.
    - Ladna, nie? - Obszedl planete dookola, przygladajac sie jej z nie skrywana satysfakcja, jakby w istocie przez uaktywnienie pryzmatu to on ja stworzyl. - Nie widac, bo iluzjonisci zdjeli ja z bardzo bliskiego spojrzenia, ale ma dwa ksiezyce, jeden duzy, trzy-, czterokrotna masa naszego Tryba, drugi natomiast prawie smiec. Ten kontynent, co go terminator tak tnie, idzie tam potem jeszcze do drugiego bieguna. A tylko popatrz na te archipelagi. Popatrz na te gory.
    Az zauroczylo to samego krola i Warzhad wstal i z papierosem w ustach podszedl do iluzji. General rowniez sie zblizyl; nawet Plucinskiego zainteresowala. Planeta, w polowie bialo-blekitna, w polowie czarna, wisiala nad nimi, niczym wybaluszone z piatego wymiaru oko niesmialego bostwa. Obraz w iluzji byl zamrozony, pryzmat pamietal tylko to jedno odbicie w zrenicy - huragany zatrzymane w wirowaniu, chmury zlapane w rozciagnieciu na cwierc oceanu, burze pochwycone w srodku paroksyzmow, zastopowane w obrotach noc i dzien - ale wystarczylo.
    - Moj Boze, moj Boze - szepnal Warzhad. - Sam chcialbym poleciec.
    Birzinni usmiechnal sie pod wasem.
    General zacisnal prawa dlon na ramieniu krola.
    - Wasza Wysokosc. Ja blagam was...
    - Nie bedzie, kurwa, zadnej wojny! - rozdarl sie monarcha, plujac petem na dokumenty i odskakujac wstecz od Zarnego. - Co ci sie nie podoba? No co?! Mowie, ze polecisz - i polecisz!
    General wzial gleboki oddech.
    - Wasza Wysokosc, prosze wobec tego tylko o rozmowe w cztery oczy w Cichej Komnacie.
    - Co ty knujesz? - warknal Birzinni. - O co ci chodzi? Myslisz, ze uda ci sie zastraszyc krola? W cztery oczy z Zelaznym Generalem, dobre sobie...!
    - Jestem krolewskim doradca i Straznikiem Rodu, przysluguje mi...
    - Nie pozwole! - Tu premier zwrocil sie do Warzhada. - Nie zdajesz sobie sprawy, panie, do czego on jest zdolny...
    - Wydalem rozkaz, czy nie? - syknal krol. - No wydalem, czy nie?! Wiec, kurwa, wykonac bez pyskowania! Juz! - Spojrzal na iluzje, podrapal sie w policzek, rozgladnal po sali i wypuscil powietrze z pluc. - Ide spac. Dobranoc.
    Po czym wyszedl.
    - Co sie stalo? - spytal minister skarbu.
    - Nic, spij dalej - machnal nan Birzinni.
    General wrocil po laske, sklonil sie premierowi i Plucinskiemu i ruszyl do wyjscia. Birzinni podkrecil wasa, Nex postukal sie w zamysleniu cybuchem fajki w przednie zeby... odprowadzali wzrokiem plecy Generala do samych drzwi. Orwid nie patrzyl, bawil sie wylaczonym pryzmatem, Bruda nawet odwrocil wzrok, by nie napotkac spojrzenia mijajacego go Zarnego; dopiero potem zerknal. Gustaw Lamberaux z zamknietymi oczyma konwersowal ze swymi demonami.
    Odzwierny zamknal drzwi.
    - Na milosc boska - sapnal Sasza Querz - co tu sie dzieje?
    - Nic sie nie dzieje, spij, spij.

ciag dalszy na nastepnej stronie
 
Jacek Dukaj { korespondencje prosimy kierowac na adres redakcji }
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

4
powrot do poczatku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzezone.