Jadłem właśnie budyń, kiedy dotarła do mnie wiadomość o końcu
świata. Przywlekli ją do mnie Świadkowie Jehowy w liczbie sztuk dwie. Jednak im nie
uwierzyłem i dyplomatycznie spuściłem ich kopem w dół schodów. Mój pies też miał
trochę frajdy goniąc za nimi przez kilka przecznic. Oczywiście nie mogłem im
uwierzyć, gdyż wydali mi się niewiarygodni. Czy może być wiarygodnym ktoś, kto w
imię zasad nie kłamie, nie cudzołoży i nie oddaje rodziców do domu starców?
Przecież fundamentem naszej cywilizacji jest kłamstwo trucizna i zdrada wszystkich i
wszystkiego. Jednak złe wieści wkrótce się potwierdziły. Bo jeszcze tego samego
wieczora, mój dziadek, senior rodu, który po tym jak trzy lata temu zatruł się bimbrem
cieszy się w rodzinie szacunkiem i poważaniem, oświadczył nagle: "Koniec świata!
Ten świat się kończy! Banda popaprańców!" Wszyscy zamilkli. Wyłączyliśmy nawet
świetny reportaż o dyskryminacji pedałów, żeby w należnym skupieniu wysłuchać
przesłania. Ale dalszych nauk nie było. Dziadek tylko odchrząknął i poczłapał do
lodówki po kolejne piwo bezalkoholowe oczywiście ;). Nikt poza mną nie pojął, tylko
ja jeden zrozumiałem, że koniec świata jest bliski. I oto nie pierwszy już raz, czarne
ptaszysko absolutnej wiedzy zajrzało mi w oczy. Ale tym razem było to ptaszysko
wyjątkowo tłuste. Podobnie czułem się tylko raz - w dniu ślubu. Drzwi pułapki się
zatrzasnęły, los mój został przypieczętowany.
Wróciłem do domu i popadłem w zadumę. Z głębokiej melancholii
wytrącił mnie przyjazny brzęk szkła. To mój kumpel wjechał właśnie z piwem -
oczywiście bezalkoholowym ;)
- Twoje trampki zdechły chyba dawno temu?
- A twoje gacie pamiętają chyba dzień zwycięstwa?
- Istotnie to cenna pamiątka rodzinna.
Po tych wstępnych uprzejmościach przystąpiliśmy do konsumpcji,
czyli bezalkoholizowania się. Wiedząc, że mój przyjaciel nie wierzy w Świadków
Jehowy i w mojego dziadka, uciekłem się do wybiegu.
- Miałem dziś sen. Oto pojawił mi się anioł i powiedział:
"Enkidu, ty popłuczyno człowieczeństwa! Baczność! Spocznij! W dwuszeregu zbiórka!
Przynoszę Ci wiadomości z krainy Nigdy-nigdy. Za trzydzieści dni od dziś, jak
bum-cyk-cyk będzie koniec świata" Ja się strasznie przestraszyłem, ale zapytałem:
"Ekscelencjo, jaki dasz mi znak, żeby mi uwierzył mój kumpel, ten niewierny pies"?
On mi wtedy dał ten święty kapselek i powiedział: "Pokaż mu ten święty kapselek a
uwierzy". Potem anioł się rozcieńczył w powietrzu i znikł. Howk.
| rys. Aleksander Jasiński |
Mój kumpel chwilę się zastanawiał, a potem uwierzył w koniec
świata, tak jak przepowiedział anioł. Kontynuowaliśmy konsumpcję. Ustaliliśmy, że
trzeba opracować jakiś plan ratowania ludzkości. Ale bezalkoholowość piwa powoli
dawała się nam we znaki. Pamiętam jak przez mgłę, że narysowaliśmy kilka szkiców i
wykreśliliśmy kilka magicznych znaków, które miały zapobiec nieszczęściu.
Opracowaliśmy świetny plany ewakuacji ludzkości na Marsa. Na mapie miasta
zaznaczyliśmy kropkami strategiczne sklepy spożywcze, gdzie zaopatrzymy się w suchary i
wodę pitną dla ludzkości. Jednak jak wiadomo wróg ludu, kusy, czyli zły, czuwa i
krąży żeby to i owo pożreć. Potem pamiętam już tylko płomienie piekielne jak na
obrazie Memlinga. Wszyscy naguśko biegają tam i tu. Wszędzie czuć było smród
palących się ciał, słychać krzyki grzeszników i modlitwy przerażonych wdów i
sierot. Nagle wszystko ucichło i kiedy myślałem, że już jestem w raju, pielęgniarka
wyjaśniła, że po pijaku puściliśmy z dymem mój blok. Jednak ja znam prawdę i wiem,
że to była tylko wizja prorocza tego wszystkiego, co wkrótce nadejdzie. Tak jak
spłonął mój tapczan i komplet zapasowych skarpet, tak wkrótce spłonie cały świat.
W końcu powiedział mi to anioł we śnie i dał święty kapselek.
|