The VALETZ Magazine nr. 2 - wrzesień 98 (CP-1250) ( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona  powrót do indeksu  następna strona


Świat współczesnej techniki - zagrożenia i szanse
Arti (redakcja@valetz.pl)

Niemal każdego dnia w laboratoriach naukowych i przemysłowych całego świata jakiś zapaleniec odkrywa nowe prawa, niespotykane właściwości, materiały przyszłości - odkrycia, które zapewne, jeśli tylko nie okażą się spreparowanym oszustwem lub nieodpowiedzialnie zinterpretowanym eksperymentem (sprawa tzw. zimnej fuzji) mają szansę stać się filarami technologii XXI wieku. Choć właściwie rzecz ma się nieco inaczej. W miejsce szalonego naukowca, samotnika-wynalazcy należy obecnie wstawić wieloosobową grupę pracowników (zespół z laboratorium Fermilab, który w tym roku doniósł na podstawie interpretacji eksperymentów jądrowych o prawdopodobnej strukturze elementarnych składników materii - kwarkach, liczył sobie 444 osoby), którzy w pocie czoła przeprowadzają kolejne badania, analizują i opracowują gigabajty danych, co nie zmienia faktu rzeczywistych odkryć, a jedynie znacznie zapewne je przyspiesza.

Świat rozpędzał się dobre kilka ostatnich wieków, ale kiedy przekroczył pewien próg, postęp techniczny stał się niemalże procesem lawinowym, jak kaskady neutronów w reaktorach. Tyle, że w przypadku ludzkości nie dysponujemy odpowiednikiem prętów kadmowych, którymi w reaktorach mamy możliwość sterowania ilością neutronów biorących udział w procesie. Tak więc proces rozwoju techniki, ?utechnicznienia? społeczeństwa i życia biegnie niezwykle szybko, gna. Janusz A. Zajdel, nieżyjący już pisarz (i fizyk) napisał w latach sześćdziesiątych krótkie opowiadanie "Ekstrapolowany koniec świata". Rzecz opisuje konfrontacje dwóch pokoleń, starszego pełnego fatalistycznych myśli, dopatrującego się w technicznym rozwoju cywilizacji zagrożenia dla gatunku i młodego, o niekonwencjonalnym spojrzeniu na tenże temat. Starszy człowiek, były profesor (matematyka, ekonomia - jak sam powiada) dowodzi... Posłuchajmy jego słów:

- Muszę panu wyjaśnić kilka rzeczy... Czy zastanawiał się pan kiedykolwiek, ku czemu właściwie zmierza nasz świat?

- Nno.. chyba tak... Ciągły postęp we wszystkich dziedzinach... ów młody człowiek jest fizykiem, a ponadto studiuje filozofie, tak więc jest dobrym materiałem na tego rodzaju dysputy - uwaga własna)

- ... prowadzi do nieuniknionej katastrofy! Czyż nie można tego zauważyć? Wystarczy prześledzić rozwój tego, co powszechnie nazywa się "postępem technicznym": niech pan zwróci uwagę na fakt, że czas, jaki dzielił wynalezienie maczugi od wynalazku niewiele bardziej od niej skomplikowanego toporka z brązu, jest niepomiernie dłuższy od okresu dzielącego odkrycie elektryczności a energii atomowej. To nasuwa z kolei przypuszczenie, że postęp techniczny jest funkcją czasu i to funkcją tego rodzaju, że wzrost współczynnika komplikacji urządzeń technicznych można porównać z relatywistycznym wzrostem masy, gdy prędkość układu wzrasta. Podobnie jak w teorii względności masa nie może wzrosnąć nieskończenie, tak i w ekonomice postęp nie może osiągnąć nieskończenie wysokiego poziomu Teoria względności ogranicza prędkość masy, moja teoria rozwoju ogranicza w ten sam sposób czas trwania tego ostatniego.

I dalej: - ... Postęp jest ogromną, żywiołową siła, której nic nie jest w stanie zahamować! Raz puszczona przez człowieka w ruch machina postępu działać musi aż do momentu, w którym człowiek wkręcony w jej tryby straci panowanie nad światem i ulegnie... Cywilizacja zadławi się własnym tempem... Już dają się zauważyć pojedyncze wypadki: histeria, choroby nerwowe... Człowiek sam pada ofiarą swego dzieła, nie wytrzymując tempa, które rozwój narzuca...

Ów profesor długo jeszcze peroruje, koniec końców młody człowiek zasypia z głową pełną wizji zagłady ludzkości. Myśli o przyszłości, w której "dopuszczeni" do życia, są osobnicy o odpowiednio wysokim poziomie umysłowym, zdolni pojąć najnowsze wytwory cywilizacji, a osobnicy zdegenerowani umysłowo są bezlitośnie tępieni. Rankiem ma już rozwiązanie: należy wytępić przedtem tych, którzy ten postęp techniczny tak napędzają.

Oczywiście to tylko fantastyka, ale Zajdel miał to do siebie, że nie poruszał tematów które nie były tego warte. Nie jest to bynajmniej monografia na temat zagrożeń jakie stanowi cywilizacja techniczna dla gatunku ludzkiego, a jedynie impuls, owa iskra co rozpalić ma myśli.

Nasze codzienne obserwacje niekoniecznie dostarczają nam dowodów na ów lawinowy rozwój techniki, często jest tak, że jej owoce znajdują zastosowania w urządzeniach i dziedzinach, które istniały i działały do tej pory. Nie zdajemy sobie sprawy z możliwości jakie na przykład oferuje nam programowalna suszarka do włosów. Nawet jeśli ta stara się zepsuła i na prezent dostajemy suszarkę uznanej marki, zazwyczaj nie czytamy instrukcji obsługi o objętości kilkudziesięciu, a niekiedy i więcej stron. Znajdujemy ?na czuja? przycisk włącz/wyłącz i to wszystko. A fakt, że za jej pomocą możemy usmażyć frytki pozostaje dla nas nieznany. Niestety czy na szczęście?

Wiele osób już jakiś czas temu zdało sobie sprawę co niesie z sobą rozwój techniki; psycholodzy, socjolodzy, fizycy, ludzie, którzy spędzali znaczną ilość czasu na granicy, gdzie styka się technika i ludzka psychika. Do tej grupy potem dołączyli ekolodzy (bynajmniej nie w trywialnym znaczeniu) i parę jeszcze poglądów i profesji. Nadszedł okres świadomości. Efektem tego są poświęcone nauce i technice specjalne strony w każdym liczącym się dzienniku czy magazynie, gdzie ludzie, którzy wiedzą więcej (niekoniecznie lepiej) tłumaczą rozmaite tajemnice współczesnego pożycia ludzkości z techniką. Na początku tego stulecia pojawiły się nawet pisma poświęcone kojarzeniu przeciętnego mieszkańca naszego globu z rozwijającą się nauką i techniką. Dla przykładu nasza "Wiedza i Życie", która radzi sobie całkiem dobrze do tej pory. Na jej łamach swe poglądy publikują zarówno piewcy rozwoju technicznego jak i jego zagorzali przeciwnicy. Jedni wychwalają umysł ludzki jako niezwykły, niepojęty twór zdolny do Bóg wie czego, a ich antagoniści prorokują mroczne wieki spowodowane zbyt nagłym rozwojem nauki, jej zastosowania w życiu codziennym i możliwościami przyswajania nowego prze ludzki umysł. Ci ostatni ostrzegają często, że ewolucja nie zachodzi tak szybka jak postęp techniczny, a nasze (człowieka) zdolności adaptacyjne na pewną napotkają w końcu barierę. I to już niedługo, dodają ci z najczarniejszymi myślami.

Tak na marginesie ciekawym zjawiskiem jest utworzenie jakiś czas temu w "Wiedzy i Życiu" dodatku poświęconego humanistycznym dziedzinom nauki i psychologicznym aspektom egzystencji - zjawiskom społecznym, religiom etc. Artykuły są ciekawe, z pewnością spełniają swą rolę doskonale, lecz rodzi się spostrzeżenie. Czy grozi nam coś nietechnicznego, coś co tkwi w nas samych, czy jest to po prostu pierwsza oznaka krańca naszych mentalnych możliwości?

Dualizm stosunku ludzkości do rozwoju techniki można precyzyjnie przedstawić na przykładzie dwóch, znanych skądinąd doskonale sylwetek. Stanisław Lem, pisarz, futurolog, obecnie piewca skrajnego pesymizmu, jeśli chodzi o interesujący nas temat, rzecze tak "nadchodzi era elektronicznego barbarzyństwa". I nie są to czcze słowa. Ten człowiek już 30 lat temu przewidział możliwość używania maszyn liczących (znaczy... komputerów) do kreowania światów nierzeczywistych i wprowadzaniu dzięki specjalnym gadżetom w nie ludzi. Ukuł nawet na to termin fantomatyka, który po latach zapomnienia ostatnio różni ludzie przywołują do życia w miejsce anglojęzycznego virtual reality. Cyberprzestrzeń, cyber rękawice to też słowa Lema, choć teraz mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że nie są to terminy nowe. Ale Lem, jak sam przyznaje nie przewidział (tzn. nie spodziewał się, gdyż Lem ma to do siebie, że urodził się prorokiem, zastraszająca liczba jego wizji-przepowiedni dziś została już zrealizowana, bądź ma na to wielkie szanse), że globalna sieć komputerowa, jaką jest obecnie Internet, będzie służyła do przesyłania pornografii. To nie znaczy, że nie jest prorokiem. Przecież wyjątek potwierdza regułę. Ten sam Lem wyśmiał znane fanom nie tylko literatury SF trzy prawa robotyki Asimova, potem sformułował nawet tzw. 3 prawa "czytania". Są dowodem na niezwykłe zdolności obserwacyjne Lema, więc przytoczę.

Po pierwsze, nikt nic nie czyta.

Po drugie, jak czyta, to nie rozumie.

Po trzecie, jak rozumie, to zapomina.

Genialne? Dla mnie tak. Żyjemy w kraju, w którym średnio czyta się całkiem dużo w stosunku do reszty świata. Byłem ciekaw, ile statystycznie przypada książek na głowę Polaka w ciągu roku. Odpowiedź brzmi - 4 (dane chyba z 1994 roku). Uff, pomyślałem sobie, nie jestem przeciętnym obywatelem kraju nad Wisła. Kiedyś, na jakichś dziwnych zajęciach, moi koledzy studenci wypowiadali się na temat czytanych prze siebie lektur. Częściej niż druga osoba wypowiadała słowa "W zasadzie to ja mam niewiele czasu na czytanie". Co w takim razie robią? Nie wiem, nie rozmawialiśmy o tym, ale znają znaczną liczbę reklam, czym ja pochwalić się nie mogę. Niestety, czy na szczęście? Ale jest na to zjawisko całkiem zrozumiałe wyjaśnienie: nasza cywilizacja jest cywilizacją obrazkową, a poza tym jeden obraz znaczy tysiąc słów. Zgoda, powinniśmy zatem przejść z alfabetu greckiego na egipskie hieroglify. Nie?

Idealnym kandydatem reprezentującym diametralnie inne poglądy niż Lem, jest szef firmy Microsoft, Bill Gates. Ten człowiek należy do gatunku zapaleńców, pasjonatów, o jakich wspominałem na początku tego tekstu. W 1975 roku, kiedy w garażu zakładał wraz z kolegą firmę Microsoft i stworzyli język programowania Basic (notabene, ostatnio język ten, uznany jakiś czas temu za speców od programowania za gatunek wymarły, odrodził się w nowej, zmienionej formie, tzw. Visual Basic, za pomocą, którego programowanie komputera mimo jego rozwoju jest tak samo proste jak 20 lat temu, a może i prostsze) ówczesne komputery były domeną dużych, bogatych zakładów i ludzi z tęgą głową. Dziś, kiedy realizacja idei "komputery pod strzechy" dopełnia się, największa sieć WAN odnosi każdego dnia sukcesy, a dzięki niej także ludzie, którzy w niej uczestniczą, słowa Stanisława Lema o zbliżającym się elektronicznym barbarzyństwie wydają się być grubą przesadą, kolejną pomyłka pesymisty-wizjonera. Ale jeśli pomyślimy o rzeczywistościach kreowanych komputerowo, MUD-ach, IRC i jeszcze kilku rodzaju usług oferowanych przez Internet to wizja Lema nabiera kolorów. Bill Gates, uznawany przez prasę i ekonomistów za najbogatszego Amerykanina (jakby to była ważne) nie prezentuje swego bogactwa. Wyjątkiem jest jego willa, zbudowana, jak sam przyznaje, by uświadomić światu możliwości współczesnej techniki. Ten w pełni skomputeryzowany kompleks zwany "elektronicznym pałacem", wart 50 mln USD wyświetla na ścianach (płaskich ciekłokrystalicznych ekranach gigantycznych rozmiarów) obrazy mistrzów pędzla, na jakich mamy dzisiaj ochotę. Lecz nie to jest celem rozwoju dzisiejszych technologii. W świecie, którego rozwój nieustannie przyspiesza, potrzebne są nowe rodzaje komunikacji, wymiany danych, znacznie efektywniejsze ich prezentowanie. Ekonomista i noblista, Herbert A. Simon powiedział kiedyś "Informacja wymaga odbiorcy. Bogactwo informacji prowadzi w końcu do osłabienia uwagi odbiorcy". To fakt, o którym każdy z nas może przekonać się wielokrotnie każdego dnia. Mit człowieka Renesansu upadł ostatecznie właśnie teraz, kiedy specjaliście różnych gałęzi tej samej nauki nie mogą znaleźć wspólnego języka. Nie będzie już omnibusów, ani kolejnych Newtonów.

W zasadzie cała literatura SF, spotykana niekiedy z przydomkiem hard, jest próbą przewidywania, ostrzegania, uświadamiania nam dokąd jedzie ten tramwaj. Literatura, której kośćcem jest nauka i technika, której bohaterowie (nie herosi, proszę zwrócić uwagę) za swoją oręż mają swą głowę, znajomość praw fizyki, matematycznych równań, metod genetycznego krzyżowania, chemiczne zasady reakcji, etc... Jakże wiele iście fantastycznych pomysłów autorów tej literatury spełnia się na naszych oczach. Virtual reality - zagrożenie i szansa. Czy ludzki umysł jest w stanie poradzić sobie z takim rozdwojeniem, a niekiedy zwielokrotnieniem rzeczywistości, z których rejestruje i analizuje bodźce. Natura nie wyposażyła nas dostatecznie dobrze i jeśli tylko spójnie spreparujemy taki wirtualny świat, nie ma sposobu by stwierdzić, że jest on szczególnego typu projekcją. Ktoś, kto raz tam wejdzie, i jeśli będzie mu tam lepiej, będzie chciał zostać tam na zawsze. Patologiczny morderca być może znajdzie tam raj dla siebie; każdego dnia kilka ofiar, gdy tymczasem jego ciało spoczywać będzie spokojnie w specjalnej celi. Czy to jest humanitarne rozwiązanie? Ten człowiek nie cierpi, jest wręcz szczęśliwy, ale mimo to... Z pewnością pojawią się nałogowcy, osobnicy dla których rzeczywisty świat będzie jedynie pretekstem do dostania się tam za wszelką cenę. Może powstanie nowożytny odpowiednik dworca ZOO, na którym chłopcy i dziewczyny wykonywać będą usługi za wjazd do cyberprzestrzeni.

Ale wróćmy do nieco bliższych nam przejawów rozwoju cywilizacji. Ktoś ukuł taki ładny termin - degradacja środowiska. Dziwne, ale sugeruje on, że niegdyś pozycja środowiska przyrodniczego była inna. Dziwne, gdyż zawsze wydawało mi się, że wykorzystywaliśmy je z premedytacją. Gorzej nawet. Były czasy, kiedy Murzyni i Indianie należeli do tego otoczenia, o czym możemy dowiedzieć się z ładnych powieści. Henrich von Lersner, człowiek, który ma wiele do powiedzenia w Niemczech w sprawie środowiska naturalnego rzecze tak: "Rozwój gospodarczy może iść w parze z ochroną środowiska". Nie mamy (ludzkość) innego wyjścia jak tylko starać się do tego doprowadzić. Idea Gai czy powrotu ludzkości na łono Matki Ziemi jest nie do przyjęcia. Choćby dlatego, że nie zamierzam rezygnować z robienia symulacji komputerowych. Pozostaje więc próba pogodzenia wcale przeciwnych filozofii. Kto wyjdzie na tym dobrze? Prawdopodobnie, każdy po troszku. Panuje pogląd, że w XXI wieku w ochronie naszej planety główną rolę odegrają właśnie zaawansowane technologie. Jest w tym jakaś nadzieja. Ale jest i odwieczne pytanie. Niestety, czy na szczęście? Nowe, efektywniejsze źródła energii, plantacje wodne, bioróżnorodność stosowana, ekologia przemysłowa, to tylko niektóre hasła mające szansę (konieczność) stać się już niedługo słowami dnia codziennego.

Technika, czasem jawnie, a czasem zamaskowana istnieje w znacznej ilości wymiarów ludzkiego życia. Jej zaawansowanie zmienia się z dnia na dzień, czego dobrą ilustracją jest rozwój procesorów krzemowych. Upakowanie tranzystorów wciąż wzrasta. Korzystamy z jej dóbr machinalnie wciskając sekwencje klawiszy. Zauważyłem na podstawie własnych obserwacji, że już dziś istnieją grupy ludzi uprzywilejowanych. Uprzywilejowanych w tym sensie, że oni wiedzą, co znaczą te tajemnicze łańcuszki cyfr i liter. Można ich bardzo łatwo rozpoznać. Kiedy coś jest nie tak, nie sięgają po telefon do serwisu, radzą sobie z tym sami. Czy mamy już dziś rozpocząć masową eksterminację takich właśnie osobników? Nic innego ich nie zatrzyma.

Z drugiej strony, tylko nowoczesna aparatura jest w stanie podołać naszym nieustannie wzrastającym zapotrzebowaniom i wymaganiom. Sztuczne serca, telekonferencje osób, które nigdy nie widziały się na własne oczy, sputniki i promy kosmiczne, eksperymenty genetyczne... Lista jest długa. Każda pozycja kryje groźbę i nadzieję.

Tak więc jedni dostrzegają w rozwoju techniki zagrożenie, drudzy niezwykłe perspektywy. Prawda leży chyba gdzieś pośrodku, podobnie jak w przypadku falowej i korpuskularnej natury światła. Problem polega więc na właściwym sterowaniu naszym procesem rozwoju. Nie można pozwolić, by władzę dzierżyli radykałowie techniczni, ale nie można także pozostawiać jej w rękach konserwatystów.

I jedno i drugie przywiedzie nas do zagłady.

33

powrót do początku

The VALETZ Magazine
[ http://www.valetz.pl ] lub
[ http://venus.wis.pk.edu.pl/magazine ]
kontakt: redakcja@valetz.pl oraz redakcja@valetz.pl

 

(c) Wszelkie prawa zastrzeżone.

Odpowiedzialność za treści tekstów i prac graficznych spoczywa na barkach ich autorów, a poglądy wyrażane przez nich nie zawsze zgadzają się z poglądami redakcji.