The VALETZ Magazine nr. 2 - wrzesień 98 (CP-1250) ( wersja ASCII ) ( wersja ISO 8859-2 )
poprzednia strona  powrót do indeksu  następna strona


Bach da sobie rękę bach za amerykańskie kino?
Enkidu (redakcja@valetz.pl)

Siedzę i słucham Bacha, Jana Sebastiana oczywiście, bo choć Bachów było wielu "żaden nie śmiał zagrać przy Jankielu". I przez chwilę zamyślam się nad tym, czy Bach lubił "kino amerykańskie"? Raczej średnio - myślę zaraz - w jego czasach Ameryka była raczej karną kolonią , ziemią obiecaną banitów i kojarzyła się ogólnie z ziemniakami. Jeden rzut oka w chronologię wystarczy żeby ustalić, że o niepodległości tego kontynentu mało kto zamyślał może poza Indianami, ale oni nadawali jakby na innych falach. No i byli tam oczywiście Kwakrzy, ale kwakrzy, to przecież Kwakrzy, nieprawdaż, ludzie na literę "K".

Siedzę i słucham Bacha. Jego muzyka mi się podoba choć jest starsza od Stanów Zjednoczonych Ameryki, nie mówiąc już o filmie. Ale dlaczego? Dlaczego, dlaczego, dlaczego. Czy dlatego, że stara? Nie, drzwi gnieźnieńskie są starsze a jednak nie lubię ich słuchać. Czy dlatego, że popularna? W czasach kiedy klawesyn kojarzy się wyłącznie i innym synem, trudno mówić o popularności oryginalnych wykonań utworów Bacha. Te organowe też "pod napięciem" źle wychodzą, syntezator nie był nigdy fanem muzyki klasycznej. Może wreszcie lubię Bacha, bo jestem starym, zramolałym pierdzielem? Kto wie, przecież ludzie po dwudziestym siódmym roku życia dziwaczeją i szajba im odwala zupełnie. No chyba, że stosują dietę i kurację hormonalną. Ja nie stosuję kuracji hormonalnej, już prędzej "Bachową". Mój psychoanalityk chętnie mi puszcza utwory Bacha, przestaję wtedy chodzić po ścianach, zamyślam się i ścicham w sobie.

Reasumując dotychczasowe majaczenia: wychodzi mi na to, że to nie starożytność dzieła tak mnie podnieca, ani nawet moda na pastele w tym sezonie.

A propos mody,  modnie pospierać się też jest w tym sezonie na temat wartości kina amerykańskiego i europejskiego. Wszyscy są "za a nawet przeciw". Ja postawię sprawę tak. Zupełnie nie wiem, co ludzie mają na myśli, mówiąc "kino amerykańskie", albo "kino europejskie". Może bredzą o komediach niemych, wyciskaczach łez w stylu "Przeminęło z wiatrami", może o kinie niepokoju moralnego z czasów wielkiego kryzysu. Może roi im się od horrorów i "sciente fiction" - koniecznie czytanego po polsku. Ale nie bujcie nic, ostatnio byłem u wróżki i wiele spraw poukładało mi się w głowie, wiele rzeczy widzę jasno. Przyszłość mnie już nie męczy, a do przeszłości mam luźny stosunek. Wiem o rzeczach od których włos się jeży na głowie łysemu. Popiłem to wszystko wywarem z ropuchy i oddechu puchacza. Kiedy więc ludzie mówią o kinie amerykańskim lub europejskim myślą o ostatnich premierach, albo o tym co właśnie widzieli, zupełnie tak jak gdy reszta populacji, mówiąc o opadłych jesienią liściach, ma na myśli te świeże, a nie ma na myśli tych z zeszłego roku, które pod drzewem przepoczwarzyły się zimą w nawóz. Ludzie żyją nowościami, więc Cały ten spór i lament wokół filmu uspokoi się za sto lat. A za trzysta lat w internetowym magazynie nie zostanie nic po dzisiejszych sporach. W rubryce "Historia filmu" plątać się będą daty i fakty, ale osobiście stawiam na to, że znajdą się tam dwa nazwiska: Herzog i Bergman, tak samo, jak w rubryce: "Historia muzyki" wymieniać się  będzie Jana Sebastiana Bacha, oczywiście bez imion.

27

powrót do początku

The VALETZ Magazine
[ http://www.valetz.pl ] lub
[ http://venus.wis.pk.edu.pl/magazine ]
kontakt: redakcja@valetz.pl oraz redakcja@valetz.pl

 

(c) Wszelkie prawa zastrzeżone.

Odpowiedzialność za treści tekstów i prac graficznych spoczywa na barkach ich autorów, a poglądy wyrażane przez nich nie zawsze zgadzają się z poglądami redakcji.