The VALETZ Magazine nr. 2 - wrzesień 98 (ISO 8859-2) ( wersja CP-1250 ) ( wersja ASCII )
poprzednia strona  powrót do indeksu  następna strona


Kardynał doskonały
Magda Alina Pawlak-Mirowska (redakcja@valetz.pl)

Kłaniając się nisko przed jego świątobliwością, nieopatrznie wysunąłem prawą nogę minimalnie do przodu, czym złamałem zasady zachowania ostrożności obowiązujące na dworze kardynała. Moje drobne wykroczenie okazało się bardzo poważnym błędem, albowiem zapomniałem, iż kardynał przepada za bananami i nie przejmując się zbytnio, rozrzuca skórki gdzie popadnie.

Na nieszczęście, moja prawa stopa natrafiła właśnie na jedną z owych porzuconych skórek i poślizgnąwszy się na świeżo wypolerowanej posadzce, runąłem przed piedestałem jego świątobliwości jak długi. Mimo dotkliwego bólu w lewym kolanie przerażony zastygłem w bezruchu, bojąc się nawet unieść głowę. Zdałem sobie bowiem sprawę, iż za takie naruszenie porządku, mogłem ją stracić raz na zawsze.

Przenikliwą i mrożącą krew w żyłach zawiesistą ciszą w sali audiencyjnej, której przez moją nieopatrzność stałem się przyczyną, przerwał raptownie niepohamowany, gulgoczący śmiech. Ośmieliłem się powolutku i ostrożnie przeturlać na plecy, przybierając na wszelki wypadek pozę zdechłego owada, aby móc przynajmniej do góry nogami przyglądać się temu, co się dzieje.

To, co ujrzałem, przyprawiło mnie o lekki zawrót głowy. Kardynał zwisał z tronu głową w dół, dzielnie nie poddając się prawom ciążenia, podrzucał głowę nisko pod brzuchem i zanosił się śmiechem. Zważywszy jednak moje położenie, najprawdopodobniej najspokojniej w świecie nadal siedział na tronie, jedynie mój obraz był odwrócony.

Teraz jednak, gdy zauważył, że bezczelnie mu się przyglądam, natychmiast zamilkł i wyciągając przykrótką szyję przekrzywił głowę tak, by móc spojrzeć mi prosto w oczy, co wymagało od niego nie lada wygimnastykowania. Przyglądaliśmy się sobie w tej niezbyt wygodnej - szczególnie dla władcy - pozycji, przez wystarczająco długi czas, by kardynał odezwał się wreszcie do mnie:

- Jeśli to potrwa jeszcze chwilę dłużej, to dostanę skurczu i stanę się najbrzydszym kardynałem na świecie. Czy mógłbyś więc być tak miły i obrócić się - jeśli oczywiście nie zrobi ci to zbyt wielkiej różnicy.

Natychmiast posłuchałem jego prośby i znalazłem się z powrotem na brzuchu. W tej pozycji nie mogłem z kolei widzieć co się dzieje, nastawiłem więc uszu, wrażliwy na najmniejszy szmer. Zaraz też usłyszałem znów głos jego świątobliwości:

- Jeśli przybyłeś tu młodzieńcze aby leżeć u mych stop, to powiedz mi proszę ile czasu przewidziałeś na ten proceder. Być może moja obecność nie jest wcale taka konieczna i będę mógł po prostu wrócić tutaj za jakiś czas. Oczywiście mam nadzieje, ze nie jesteś zbyt konserwatywny i okażesz mi w tym względzie zrozumienie - nie mogę przecież cały dzień ślęczeć w tym niewygodnym fotelu tylko dlatego, ze masz ochotę sobie przede mną poleżeć, zmiłuj się proszę nad starszym człowiekiem.

Poczułem się potwornie zmieszany i czułem jak moje policzki nabierają purpurowej barwy zawstydzenia. Pokonując jednak swoja wrodzona nieśmiałość zebrałem się na odwagę i powiedziałem:

- Proszę mi wybaczyć, wasza eminencjo, przybyłem tu w zupełnie innym celu, teraz jednak nie wiem w jaki sposób mam moja sprawę waszej świątobliwości przedstawić.

Kardynał nie dał mi jednak skończyć:

- Ja też nie wiem mój drogi. Dopóki będziesz prowadził rozmowy z moją posadzką, właściwie nie mam prawa podsłuchiwać co tak szepczecie między sobą.

- Więc co mam uczynić panie, nie wiem w jaki sposób mogę znów stanąć przed tobą - odrzekłem zalękniony.

- Ojejku, jaki ty jesteś nudny. Czy po raz pierwszy w życiu zdarzyło ci się przewrócić? Można zwariować z tą dzisiejszą młodzieżą, doprawdy zachowują się jak niemowlaki. Mam zawołać na pomoc mamkę, czy co?

- O nie panie, już wstaję, wybacz mi proszę, czuje się tak niezręcznie.

Zacząłem więc podnosić się, nadal trochę obolały, z podłogi, podczas gdy kardynał trochę pogodniejszym tonem starał się mnie uspokoić.

- Nie przejmuj się, tu wszyscy są niezręczni, ciągle ktoś się wywraca na tych nieszczęsnych skórkach od banana. Właściwie to głupie, ale pozwalam je zbierać dopiero po trzech dniach, ma to pewnie jakiś związek z umieraniem, pozwalam ich duszom opuścić ciało na czas.

Poczułem się zachęcony do dalszej rozmowy:

- Tak, słyszałem, że wasza świątobliwość traktuje banany jak ludzi.

- No nie, to już chyba przesada - rozzłościł się znowu - nie jadam ludzi.

Zamyślił się przez chwilę i dodał:

- W każdym razie niczego takiego nie mogę sobie przypomnieć - zmarszczył mocno brwi, zasępiając się nad czymś, wyraźnie jeszcze się zastanawiał i po chwili zauważył:

- Chociaż ostatnio kilka księży nagle znikło, wiec być może...

Sprawy przybierały dla mnie obrót niepomyślny, musiałem natychmiast wyrwać kardynała z zasępienia, rzuciłem więc szybko:

- Oh nie, nie to miałem na myśli, chciałem tylko powiedzieć, ze wasza świątobliwość darzy banany takim samym szacunkiem jak ludzi.

Nie dało to jednak oczekiwanych rezultatów.

- I tym razem nie mogę się z tobą zgodzić, wydaje mi się, że ludzi obdarzam trochę mniejszym szacunkiem, w końcu to skórki są dla mnie ważniejsze niż zdrowie moich poddanych.

Wpadłem w popłoch, wszystko co mówiłem było odbierane na opak. Zacząłem się obawiać, że tylko zdenerwuję jego eminencję, niczego nie wskórajac. Nie wiedziałem już całkiem od czego znowu zacząć, kiedy okazało się, że na jakąkolwiek decyzję jest już za późno, mój czas audiencji bowiem dobiegł końca.

- No, to sprawę mamy załatwioną, miło było z tobą pogawędzić, wpadnij jeszcze kiedyś - powiedział kardynał podnosząc się z fotela i puszczając do mnie zawadiacko oko.

- A następnym razem załóż specjalne buty - dorzucił - wiesz, takie, których używają taternicy, wtedy na pewno się nie poślizgniesz. Albo nie, w ten sposób zniszczysz mi posadzki - zmartwił się prawdziwie.

- To wiesz co, lepiej już nie przychodź - rzekl, ale zaraz zrobiło mu się smutno, że nigdy więcej się nie zobaczymy i wpadł mu do głowy pewien pomysł:

- Wiesz co, niech cię przynoszą od razu na noszach, tak, tak będzie wygodniej. I na wszelki wypadek koniecznie poćwicz szybkie wstawanie, nie mam ochoty czekać godzinami zanim będziesz gotowy do rozmowy. Naprawdę bardzo miło się gawędziło... - pomruczał na odchodnym i poczłapał w kierunku bogato rzeźbionych drzwi..

A ja nie zdążyłem powiedzieć ani jednego słowa z tego co zamierzałem... I miałem wątpliwości czy kiedykolwiek mi się to uda - kardynał bowiem posiadał niesamowitą umiejętność zbijania z tropu i omijania w ten sposób ważnych spraw. Teraz już wiedziałem dlaczego nazywano go kardynałem doskonałym...

29

powrót do początku

The VALETZ Magazine
[ http://www.valetz.pl ] lub
[ http://venus.wis.pk.edu.pl/magazine ]
kontakt: redakcja@valetz.pl oraz redakcja@valetz.pl

 

(c) Wszelkie prawa zastrzeżone.

Odpowiedzialność za treści tekstów i prac graficznych spoczywa na barkach ich autorów, a poglądy wyrażane przez nich nie zawsze zgadzają się z poglądami redakcji.