Mroziol
A oto niedokonczone opowiadanie Mroziola,
ktore - choc nieco przydlugie - doskonale przybliza nam samego autora. Niech beda to
fragmenty jego niby pamietnika...
Pamietnik myśli swobodnych Bernaarda Emanuella Vincenta Blasq
Dnia czwartego nowego roku w datacji wczesnowiekowej nowej ery poludniowych smokow
czerwonych
Niech sie chwali imie Diaska Wielkiego, w ktorego to wierzyc przestalem dorastajac.
To zaś oznacza, ze trwam w owym blogim bezboznym stanie nieliche kilka lat. Tymi slowami,
chcialbym rozpoczac ow tekst skladny, ktory od dziś dnia zwac winien sie pamietnikiem
moim. Moze to pora niezbyt wczesna by zapiski takie rozpoczynac, wszak liczy moj zywocik
badź co badź wiosen osiemnaście to jest tuzin i jeszcze pol tuzina. Dlaczegoz to
ten radosny wiosenny dzionek obralem za poczatek. Gdyby sie glebiej zastanowic, to
jest dzien dzisiejszy bogaty w wydarzenia, ktore sie powodem tego staly. Pierwszy wiec
jest taki: Kraj nasz oglosil rekrutacje mezczyzn w wieku poborowym i ochotnikow w
wieku dowolnym. Jako ze wiek poborowy rozciaga sie od dwunastego az po dwudziesty rok
zycia to jak ulal sie zalapie. Jedynym mankamentem jest fakt, ze chocby mnie sam
diabel za owlosienie do woja wyciagal do zapre sie i nie pojde, pies mu morde
lizal. Zapytany dlaczego, śmialo rzec moge, ze do wojaczki to sie innych ludzi rodzi
kopy. Nie da sie ukryc, ze sa po za tym ludzie do innych celow stworzeni. Czy jestem
nazbyt brutalny takimi frazesami operujac? To sa rzeczy, ktore uznaja wszyscy i o ktorych
wiedza wszyscy ludziskowie jak jeden, tylko na psia morde, nie chca sie do tego
przyznac. Wieki juz przeciez uplynely od kiedy ludzki medrzec, filozofie zacna
uprawiajacy - Blastalinoleus w uniesieniu nieludzkim, gniewie niepojetym takie oto
trafne wypowiedzial slowa, ktore przytocze w sposob swobodny: "Dajcie wy mi spokoj,
do wojska nie pojde". Tak oto historia nasza, w psa morde bita, z poborem sie
rozliczyla. A propos, czyz nie w sposob uroczy wykorzystuje topos psiej twarzy? Dalej
w mych zapiskach poruszyc nalezy dalsze przyczyny dlaczegoz stronice owe zapisuje tak
mozolnie? Dzien dzisiejszy bowiem kreśli poczatek nowego etapu mego zycia. Tak, oto
dziś wyruszam z domu, z mej slodkiej celi, z mego wiezienia leniwej rozkoszy. Gdzie
zmierzam? Do Grotensbergu, czyli jakby na to nie patrzec, za granice zmierzam. Dokladnie,
to kroki swe kieruje do Antwerpii, stolicy glow edukowanych. Dlaczego to ja, pelen
cynizmu i ironii mlodzik, pedze w tam, gdzie filozoficzne rozprawy przemykaja kazdym
zakamarkiem brukowanej uliczki? Coz, nie znajde ja celu zycia swego w miejscu, gdzie
nawet wiatr stoi w miejscu. Mam li ja inne zadanie na tym padole. Poza faktem, ze tam
ramie poboru juz nie siega, to zdobyc moge tam wiedzy kes obfity, by potem wiedza ta
tryskac i dzieki niej zajeciem palac sie najszlachetniejszym - sztuka. Sztuka
bowiem czeka na mnie. Sztuka nielichutka, sztuka najprzedniejszej klasy. Edukacja to wszak
nie tylko mozliwośc zaspokojenia glodu swej ciekawości, lecz w rownym stopniu to
przyszlośc moja, ktora to sobiem wyglowkowal. Bo dwory krolewskie okuta brama
zamknieta witaja dziadow nieedukowanych, wierszokletow, bez wzgledu na to ile grzybkow
lykneli, iloma haustami grogu zapili i jakie to poematy potem sobie wydumali. Edukacja,
rzecz czyniac banalna jest malym kluczykiem do wielkich wrot slawy. Powiadaja mi, ze
bez doświadczenia wyruszam, o świecie nic nie wiedzac. Racje ci maja, bo skad mialemze
sie dowiedziec. Powiadaja rowniez, ze na przyszlośc sie porywam, nie wiedzac
nic o zyciu. Bzdury! O czyim to zyciu nic nie wiem? Wszak swoje znam od cholewki. Glowkowalem
wiele i nielicho. Myśl moja biezec potrafi sensownie i obraz mi o świecie daje bujny.
Dośc mialem czasu by przyszlośc obmyślic, dośc mam rozumu by w nia uwierzyc.
Zarzucaja mi niektorzy, ze chcialbym sztuke jeśc i pod sztuka spac. Ci sami
powiadaja, ze czlowiek ma zycie jakie sobie wypracuje. Lecz przeciez istnieja zastepy
wladcow, demagogow, oszustow, ktorzy nie kalali sie praca, a zyja dzieki
rozumowi swemu dostojnie i dostatnie. Jeśli prawda jest ow wymysl o zyciu fatalny, to
coz byloby istnienie medrcow, pustelnikow, wloczegow i trubadurow, ktorzy zycie
tocza szcześliwe. Radośc ich plynaca z kazdego dnia, z kazdej kruszyny chleba, ktora
wszak w jakiś sposob w garści ich znaleźc sie musiala, nie jest wszak rutyna
utkana. Czyz oni nie znaja zycia, swojego rzecz jasna? I tylko slawa wraz z nimi nie
kroczy albowiem slawy nie pragneli. Dlatego dzisiaj chce prawde o zyciu sformulowac
przednia. I nawet jeśli powiecie, ze naiwna, to czyz taka naiwnościa kroczac pojecie
o świecie nie urośnie bardziej niźli po lat tysiacu sterczenia w miejscu bez odwagi.
Albowiem czlowiek ma takie zycie, na jakiego stac go wymarzenie. Taka jest moja prawda
o świecie. Powod trzeci, dla jakiego tu oloweczkiem macham tak zaciekle jest najwlaściwszy.
Gdy tak do drogi bielizne pakowalem, oto sie kajecik stary napatoczyl i stronicami bialymi
blyskal. Ot, siedze i pisze, bo matka jedzenie na droge szykuje, a ojciec slowa
ostatnie wymyśla. Poza tym lubie na trawie lezec w dzien tak pogodny, dumac, baki
puszczac i czuc jak je wiatr romantycznie rozwiewa.
|