- No i co, jest jakis sposob? - Regent nie przepadal za cisza w
odpowiedzi. Zwlaszcza, gdy pytal o cos, o czym nie mial pojecia.
- Jest jedna mozliwosc. - Starsi Niuchacze w zamysleniu nieznacznie skineli glowami.
Pra Stary ciagnal dalej. - Ale jest ona zarazem niewykonalna.
- Co to znaczy niewykonalna?
- Panie, pozwol wyjasnic. - Rudolfo westchnal i opadl na tron. Skinal reka na
znak, ze bedzie sluchac cierpliwie. - Kazdy czlowiek pachnie tym, z czym sie
spotkal, gdzie przebywal. Im dluzej gdzies goscil, tym mocniejszy jest ten aromat.
Aby wiec pachniec nieistniejaca planeta, wystarczy dlugo obcowac z czyms, co z
niej pochodzi. Zawsze jednak wtedy mozna wyczuc pochodzacy z ciala czlowieka zapach
jego macierzystego swiata. - Pozostali Starsi kiwali glowami. - Aby zniwelowac rodowy
zapach, nalezaloby przeszczepic sobie skore lub latami przebywac w srodku
dezawantazujacym. Innych metod nie znam.
- Czy rzeczy sprzed poltora wieku moga utrzymac na tyle silny aromat, by
przesiaknal nimi "czysty" czlowiek? - Regent mial wyrazne watpliwosci.
- W tym rzecz, Panie. Otoz nie moga. Dlatego w naszym archiwum nie trzyma sie
sprzetow ani materialow pochodzacych z wszystkich planet. Dawno temu nasi badacze
wymyslili, jak wylowic z powietrza glowny i specyficzny aromat danego miejsca.
Skroplili go i otrzymali niejako perfumy planetarne.
- Czyli - Rudolfo az wstal z podniecenia. - wystarczy wykapac sie w takim perfumie?
- Po dezawantazacji, owszem. - Pra Stary skinal glowa. - Kapac sie przez jakis
tydzien i sie nasiaknie zapachem danej planety. Ale jest jeden problem, Panie.
- Jaki?
- We wszystkich naszych archiwach nie znajdzie sie takiej ilosci aromatu, by mozna
bylo nim chocby umyc rece. My po prostu nie trzymamy takich ilosci. Nie mamy na to
miejsca.
* * *
Regent Cesarstwa mial na glowie wiele spraw. Ale ta jedna nie dawala mu spokoju.
Odbierala mu sen i dobry humor. Zniknelo takze jego poczucie bezpieczenstwa, w
ktorym lubil sie plawic. Byl dumny ze swoich baz danych, ogarniajacych Cesarstwo
wzdluz i wszerz. A tu nagle pojawia sie osoba, o ktorej nie wie nic! W dodatku
czlowiek ten zna fakty i grozi ich rozpowszechnieniem. Takze w razie swego znikniecia.
Przeciez cos z tym trzeba zrobic! Pra Stary stwierdzil, ze nie ma tyle skroplonego
aromatu planetarnego, by mozna bylo nim umyc rece. Z drugiej strony musi TO gdzies
byc. Skad sie wzielo? Tylko Starsi Niuchacze znaja ta technologie. Ale Pra nie
sklamalby o archiwum. Niuchacze sa wierni wladzy, a nie wladcy. Od... od zawsze.
Nawet czterysta lat temu, gdy posrod niepokojow spolecznych dynastia Frankonow
zdobyla tron...
Rudolfo zerwal sie na nogi i podbiegl do terminala. Wstukal szybko pare klawiszy.
Odpowiedz na jego mysli wkrotce pojawila sie na monitorze:
"Historia Niuchaczy.
Rok 2044.
[...] Niepokoje spoleczne i liczne rewolucje, brak jasno sprecyzowanej wladzy sprawia,
ze wsrod grupy pojawiaja sie sprzecznosci. Kilka podgrup deklaruje poddanie roznym
wladzom. Nastepuje rozlam w grupie. [...]
Rok 2067.
[...] Wojny pomiedzy uzurpujacymi prawo do wladzy zagrazaja istnieniu grupy. [...]
Rok 2096.
[...] Podgrupa, ktora nie uznaje wladzy w rekach Frankonow, uchodzi w nieznane
zabierajac ze soba czesc archiwum aromatow. [...]"
To jest to! Regent wklepal jeszcze kilka klawiszy.
"Miejsce pobytu podgrupy nieznane. Brak dalszych informacji o podgrupie."
Dlaczego? Czyzby nikt sie nie interesowal podgrupa Niuchaczy, ktora zabrala czesc
archiwum i zniknela z pola widzenia?
"Podjete proby znalezienia zbuntowanej podgrupy nie daly pozytywnych rezultatow."
Zrezygnowany powrocil do swego loza. Przez reszte nocy drzemal niespokojnie.
* * *
Revengeno dal sie poznac na dworze jako dobry polityk, czasem nawet zaskakujacy swa
rozlegla wiedza o swiecie. Popieral poszukiwania spadkobiercy Anette IV, minimalnie
przytakujac na glosy zwolennikow szukania samej Cesarzowej. Jednoczesnie caly czas
prowadzil nieoficjalne rozmowy.
- Kogo uwazalbym za dobrego nastepce tronu? - Przedstawiciel Sekcji Minos wygladal
na sploszonego pytaniem. - Czy takie pytanie nie traci zdrada stanu?
- Alez skad. - Revengeno objal po przyjacielsku rozmowce i poprowadzil wsrod
drzew palacowego parku. Bylo cicho i przyjemnie. Niestety, nie bylo tu ptakow, ktore
moglyby cwierkac radosnie. - Wiesz dobrze, ze nie ma na Alfa Minos spadkobiercow
dynastii Frankonow. Wszyscy, ktorzy mieli cos wspolnego z nimi, kilkaset lat temu
przeniesli sie tutaj. A tu tez nikogo nie uswiadczysz z kropla ich krwi w zylach. -
Radca skinal glowa. - A przeciez Rudolfo da Costa jest tylko Regentem. Zgodzil sie
objac to stanowisko do czasu znalezienia nastepcy tronu.
- Ale trwaja poszukiwania Cesarzowej Anette i...
- Nie przecze, trwaja. Jak dotad nie daly niczego. Ale trwac musza, chocby ze
wzgledu na presje spoleczna. I beda trwac przynajmniej do znalezienia nastepcy, to
chyba jasne.
- Tak, tak, oczywiscie...
- A tymczasem trzeba sie rozsadnie zastanowic. Przygotowac na kazda ewentualnosc.
Znalezc godnego nastepce dynastii Frankonow. Wspolnego dla wszystkich Radcow.
Oczywiscie, po cichu, zgodzisz sie chyba ze mna...
- Tak, tak, koniecznie po cichu. Coz, mialbym pare kandydatur... - Poszli dalej,
rozpoczynajac konkretna rozmowe.
* * *
Gdy do uszu Regenta dotarly wiadomosci o dyskusjach wsrod Radcow, wpadl w szal.
Wezwal do siebie Revengeno i zarzucil mu zdrade stanu. Obiecal, ze zwola Rade i
publicznie skaze go na wygnanie. Ten spokojnie wylozyl swoje zdanie, przypominajac Ex
Wezyrowi jego wlasne slowa sprzed kilku miesiecy. Chcac nie chcac Rudolfo musial
uznac jego racje. Kazal mu sie wynosic i zasiadl przed terminalem, odwolujac
wszelkie audiencje na najblizsze godziny.
"Przeszczepami skory zajmuje sie grupa BioMed."
Ale przeciez nie pobieral do badan skory Revengeno, a tylko wlosy i wzor oka.
"Przeszczepami wlosow zajmuje sie grupa BioMed.
Przeszczepami oczu nie zajmuje sie nikt."
Nikt? Czyzby jeszcze nie dopracowano tej techniki?
"Przeszczepami mozgu nie zajmuje sie nikt."
Wiec to nie czyjs mozg w innym ciele. Oczywiscie, nie spodziewal sie tego, ale...
Zgasil ekran i wezwal swego zaufanego sluge. Ten po chwili wszedl jednym z sekretnych
wejsc.
- Co juz zauwazyles?
- Panie. - Czlowiek schylil glowe w uklonie szacunku. - Revengeno to dziwny
czlowiek.
- W jakim sensie?
- W odroznieniu od calej reszty Radcow nie robi niczego w ukryciu. Nie spotyka sie
potajemnie poza stolica, nie czyni sekretnych wypadow na inne planety, nie przyjmuje na
tajnych audiencjach. Nic takiego. Rzeklbym, ze jest czysty i nieskalany. Niezwykle to,
jak na polityka tej rangi.
- Z kim sie wiec spotyka oficjalnie?
- Z wszystkimi Radcami, ich Pomocnikami i cala reszta. Lubi tez przechadzac sie po
miescie. Wtedy spotyka pomniejszych Stoliczan...
- Rozmawia z nimi?
- Tak, Panie. Czasem on pyta, czasem oni go rozpoznaja.
- Sprawdziles ich?
- Wszystkich? Nie sposob, Panie. Uprzedzajac twe nastepne pytanie, nie zauwazylem,
zeby ktos ze Stoliczan szczegolnie czesto z nim rozmawial.
- Mieszka...
- W okazalym domu w Stolicy, niedaleko od palacu. Tam, gdzie go, Panie, kazales
ulokowac.
- Sluzba...
- Nasza, Panie. Nic ciekawego nie maja do powiedzenia.
- Kto go odwiedza?
- Jak juz powiedzialem, Panie, wszyscy jawnie: glownie Radcy.
- A kobiety?
- Nie stwierdzono, by mial utrzymanke. Nikogo nie sprowadzil z innych planet, nie
wybieral sie takze do zadnej. Ani tu, ani na inne swiaty.
- Czy to nie dziwne?
- Panie, przeciez on tu jest dopiero od kilkudziesieciu dni. Daj mu na to czas.
- Kilkadziesiat dni powinno wystarczyc... Co jeszcze?
- To wszystko, Panie.
- Kontynuujcie inwigilacje. Gdyby cos bylo wiadomo, natychmiast daj mi znac. Mozesz
odejsc.