The VALETZ Magazine nr. 5 (V) - grudzien 1998
[ ASCII ]
( wersja ISO 8859-2 ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

 

Powiedz, jaki byl poczatek? Co cie popchnelo do tego, zeby zaczac malowac?

No wlasnie, glownie choroba, chec ucieczki w swiat jakiegos tam kawalka sztuki. Manualnych zdolnosci to kazdy sie moze nauczyc. Z wyobraznia jest ciezej. Boje sie sztampy, powielania, podpatrywania. Jedyne co podpatruje na wystawach - o ile jestem - to techniki malarskie. Tylko to mnie interesuje; w jaki sposob to zostalo namalowane. Jestem na etapie nauki, caly czas.

Czy trudno bylo ci sie przelamac na poczatku?

Nie, no bylo bardzo ciezko. Ja czasami obchodzilem to, odrzucalem to, czasami nie wychodzilo i nie mialem specjalnego przekonania do tego, co robie. Ale po jakims czasie nastapilo we mnie cos w rodzaju takiego zawziecia sie. "No jak to nie dam rady? Sprobuje." I mordowalem sie. Zamalowywalem, skrobalem i na nowo malowalem. Po jakims czasie zaczelo cos tam wychodzic.

"Urodzil sie w Warszawie 14 maja 1951 roku. Zainteresowanie malarstwem przejawial od dziecka. Jest samoukiem, sam sie uczyl i poznawal tajniki malarstwa. Jego przygoda ze sztuka zaczela sie podczas pobytu w Szpitalu Tworkowskim (...). Najchetniej maluje obrazy olejne na plotnie. Tworczej inspiracji dostarczaja mu wizje wynikajace z jego choroby.". Tyle katalog z jego ostatniej wystawy. Jesli nie wiesz o kogo chodzi, obejrzyj okladke poprzedniego, listopadowego numeru The VALETZ Magazine. Jampolski - o sobie samym.


Czy nie jest ci zal pozbywac sie obrazow?

Nie. Na tej zasadzie, ze niektorych z nich nie wolno nikomu sprzedawac, bo po prostu sobie tego nie zycze. Te sa bardzo blisko zwiazane ze mna, jak na przyklad "Opetanie", chodzi o moja chorobe, o "Krzyzowisko Zyty", reminiscencje z przeszlosci. Powiazane jest to wszystko z utrata moich najblizszych, samobojczych, strasznych smierci. Czasem wyjdzie mi cos, z czym bym sie nie chcial rozstawac. Mam troche wizji do zrobienia, troche innych fajnych spraw, ale jeszcze w tym okresie, w ktorym jestem teraz, na tym poziomie moich umiejetnosci, jest to jeszcze nieosiagalne. Po prostu rok, poltora, potrzebuje jeszcze pracy. Ja sobie zdaje doskonale sprawe, na jakim etapie jestem. Ze to jest poczatek.

To znaczy, ze nie jestes zadowolony ze swojego warsztatu?

Ja w ogole nie bede do konca zycia zadowolony ze swojego warsztatu. Staram sie caly czas go poprawiac. To jest moze nie tyle droga do idealu, co moja naturalna chec polepszenia tego wszystkiego, co sie robi. Ja nawet staje czasami przed obrazami nie tam wielkich mistrzow, ale rzemieslnikow, tych w Polsce mamy dosyc duzo, jak na calym swiecie. Bylem zachwycony calym tym jestestwem dziela namalowanego, czy dzielka artysty plastyka. Usmiechalem sie jednak w duchu, bo widzialem jak wielka wage on przykladal do warsztatu, ale zapomnial o tresci. I to blyszczalo, bylo wymuskane, dopracowane w kazdym calu. To bylo fajne, tylko ciezej bylo z ta trescia. Patrzylem na obrazy i widzialem, ze ten czlowiek autentycznie nie ma co malowac, nie ma pomyslu. To co ja robie, nie jest powodowane chwila, momentem, zachwytem nad tym, co wymyslilem, tylko to ma swoj dluzszy przedzial czasowy, czasami paroletni nawet. To co kiedys chcialem zrobic, dojrzalo w pewnym momencie do tego, ze moze byc przeniesione na plotno, bo duzo tych wizji przychodzi w ten sposob i tak sa, jak to powiedziec, rozpieprzone i ponaciagane, nieraz zbyt skupione lub za malo ich. Ruszaja mnie, ale jeszcze nie w wystarczajacym stopniu, ze podlegaja takiej przemianie, metamorfozie jakiejs wewnetrznej i po jakims czasie sie wynurza z tego cos, co bym chcial zrobic. No i wlasnie, kiedy odczuwam taka chec i przygotowany jestem, czuje to, do namalowania tego, to zaczynam to robic. Jak zaczynam robic to trwa to troche. Czasami trwa. "Opetanie" malowalem pol roku. Wciaz nie wiedzialem, jak to zrobic. Najdluzej ze wszystkich obrazow.

Zdarza ci sie przerwac prace nad obrazem i wrocic do niego pozniej?

Oczywiscie, bardzo czesto. Zostawiam po prostu i daje sobie spokoj i siana z tym wszystkim, bo uwazam, ze byc moze cos spieprze. I kazdy kawaleczek, kazdy centymetr, co juz jest namalowany biore pod lupe. Czasami zamalowuje czesc.

Czy, gdy zaczynasz malowac masz juz pelna koncepcje tego, co chcesz osiagnac?

O, nigdy. Ale mam zarys ogolny, tak w piecdziesieciu, szescdziesieciu procentach. Ze to musi mniej wiecej tak wyjsc. A reszta, to juz samo wychodzi. Czasem po prostu dopowiada sie. Zaczyna sie spajac, lub nie. Ja wtedy jestem troszeczke w rozterce. Ale nigdy nie staram sie kombinowac. Jezeli widze, ze to, co chcialem nie wychodzi, ze nie dam rady tego zrobic, to zamalowuje plotno. I co innego bede malowal.

Powiedz, po czym poznajesz, ze praca nad obrazem jest juz skonczona, ze namalowales juz wszystko, co chciales?

Po prostu odpycha mnie cos od niego. Juz podchodze z pedzlem, tu kropke zrobie, ale nic nie pozwala mi wiecej zrobic. To jest dziwne, jakby metafizyczne. W chwili, gdy jestem polaczony z ta przygoda, ktora zaistniala gdzies w mojej podswiadomosci i ktora rozwinela sie na obrazie, jestem calkowicie utozsamiony z nia. I w tym momencie jestesmy polaczeni. Byc moze to magicznie troche brzmi, niemniej jest duzo w tym prawdy. Ja sie bardzo przyzwyczajam do obrazow. Moge sie ich nawet pozbyc, ale one istnieja we mnie. Dlatego dla mnie pozbycie sie obrazu jest proste. Ta rzecz, ktora stworzylem, ktora sie narodzila, ktorej bylem ojcem i matka, ona juz jest we mnie. Ja w kazdej chwili moge sobie ja przemalowac, tylko w innej juz wersji. Podczas pierwszej wystawy pani Etien, wlascicielka pubu na Marszalkowskiej - ona jest zona Francuza, tez milosnika sztuki - wziela ode mnie pare obrazow i zyczy sobie juz inna wersje tych obrazow. Ona ma kolo dziesieciu moich obrazow. Jest bardzo zadowolona z tego. Ale w pewnym momencie mi tak powiedziala: "Na razie wystarczy, za rok znowu sie spotkamy, zobaczymy jak pan sobie radzi. Ja bardzo na pana licze. Byc moze bedzie jeszcze lepiej". Mysle, ze moze byc lepiej, chociaz nie jest powiedziane, ze po roku wszystko wciaz bedzie zwyzkowac. Moze to, co mialem najwazniejszego do powiedzenia juz powiedzialem. Moze bede musial wrocic do niektorych spraw. No, ale mi sie zdaje, ze to jest taka droga, prawda?


Jesli chodzi o malowanie na zamowienie, czy poza robieniem kopii swoich obrazow...

Nigdy kopii. Po prostu nie umiem. Mam za slaby warsztat. Ja bym to zrobil, cos bardzo podobnego, ale tak na
prawde robie inne wersje.

Czyli nowe opracowanie tego samego pomyslu?

Powiedzmy wizji, nie pomyslu. Pare razy potykalem sie o to slowo. U mnie to nie jest pomysl. Zdarza sie, ze gdy mam gotowa wiekszosc, to pomysly, takie drobne rzeczy pomagaja mi to skonczyc. Ale w ogole to sie bierze z wizji. Kalejdoskopu, ktory kiedys przelecial mi przez glowe i ktory kazal mi malowac. Nie zawsze to wyszlo dokladnie tak, jakbym chcial, nie zawsze mi sie udalo. Brak jeszcze znajomosci technik, brak dystansu, pewnego spojrzenia. Niektore rzeczy robie z impetem, a potem juz nie chce zmieniac. Mysle, ze w przyszlosci moge wrocic do kazdego tematu, rozszerzyc go, poglebic.

Czy obraz namalowany, jako kolejna wersja tej samej wizji jest dla ciebie rownie wazny jak pierwowzor?

Tak, bardzo wazny. Bo to jest na zasadzie zdjecia rodzinnego. Ja te wszystkie postacie utozsamiam ze soba. Malo tego, ja jestem do nich bardzo przywiazany. Czasami sie ich pozbywam, ale one sa we mnie.


ciag dalszy na nastepnej stronie...

 
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

42
powrot do poczatku
 
The VALETZ Magazine : http://magazine.valetz.art.pl
{ magazine@valetz.art.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzezone.