The VALETZ Magazine nr. 2 (VII) - kwiecien, maj 1999
[ ASCII ]
( wersja ISO 8859-2 ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

 
Kolejny sposob wykorzystania luki w czasie

ilustr. Aleksander Jasinski
Nasza karawana przybyla na miejsce ostatnia. Dobijajac z zimna krwia i odrobina sadystycznej przyjemnosci resztki przydzielonej nam na zwiedzanie porcji czasu, spacerowalem ulicami Zaginionego El Dorado. Lekki niepokoj mas powietrza potwierdzil moje przypuszczenie: na peryferiach wciaz rodzily sie dziesiatki nowych manufaktur przeznaczonych do produkcji zlotych ptakow. Minalem niestrzezone rogatki, by odnalezc siebie na slynnych ze swej malowniczosci terenach podmiejskich. Przemierzalem pulsujace erupcjami miodowych gejzerow wawozy. Echo szlifowalo zbocza skalnych scian, tuczac osypujacym sie pylem zalegajace u podnozy urwisk poklady zlotego piasku. Kielkujace w deszczu promieni slonecznych zlote muchomory saczyly swa trucizne w szczeliny udreczonej gleby nawiedzonego obszaru. Zawierajace w sobie zwykle szczatki prehistorycznych prawd skamieliny, zezlociny i bursztyny, walaly sie jak okiem siegnac. Wtedy prawdy wygladaly inaczej, dzis wstydza sie nawet wyjrzec, wstydza sie swoich pomarszczonych mord i calej nieapetycznej reszty. Juz od dawna nikt nie chce z nimi spac.
Zegary w miescie wytlukly ostatnia ranna godzine. Nadszedl czas, by stanac w szranki o reke krolewny, corki krola Zaginionego El Dorado. Wyprawa po zlote runo miala sie ku koncowi. Przegrana partia bilarda z grzybkiem przesadzila o losie przeciwnikow. Krolewna byla nasza.
Karawana ruszyla z biegiem rzeki, pnac sie w kierunku ujscia jej zrodel. Mijalismy przemykajace pod nami lawice zdziwionych ryb i wiele rozlokowanych wzdluz brzegow osad rybackich. Obfitosc zlotych rybek nie zdemoralizowala rybakow o twardych sercach, wioski wiec nie wygladaly na dobrze prosperujace.
Krolewna milczala od poczatku podrozy. We wlasciwym momencie westchnela i, nie bez trudu pozbywszy sie krepujacych ja szat, przyjela scisle okreslona pozycje na dnie lodzi. Porwane silnym pradem odplynely okute zlotem buciory, ukryty dotychczas w faldach brokatowej sukni pek kwiatow majowych, lecz, mimo to, lesnych, oraz bukiet zlotych kluczy. Byly to klucze od duszy jezozwierza, stojacego od niedawna na strazy komnaty krolewny.
Zgodnie z tradycja pozostawiono nas samym sobie.
Solidnie umotywowany lek przed konsekwencjami nie pozwolil mi siegnac w glab zlotego runa upierscienionymi palcami, strzasnalem wiec klejnoty za burte i wyciagnalem reke... Z gaszczu sztywnych, zlotych klaczkow, rozsiewajac zapach Bladej Lilii, wyprysnela malenka syrenka i ukasila mnie bolesnie w palec. Przed opuszczeniem Zaginionego El Dorado nalezalo uwiezic ja w specjalnie do tego celu przystosowanym akwarium, lecz ja oczywiscie zapomnialem to uczynic. Wlasciwie wypadaloby zawrocic, syrenka mogla przeciez byc krolowi jeszcze do czegos potrzebna, na razie jednak lodz nasza rwala niczym legendarny Bystry Losos, od ktorego wziela swe imie, w slad za reszta karawany.

 
Jasio Roszkowski { korespondencje prosimy kierowac na adres redakcji }
 

poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

12
powrot do poczatku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzezone.