The VALETZ Magazine nr. 1 (VI) - luty, marzec 1999
[ ASCII ]
( wersja ISO 8859-2 ) ( wersja CP-1250 )
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

 

NEGOCJATOR

rys. Lukasz Matuszek
Stos stal bezuzyteczny.

Na pierwszym planie on; archaiczna konstrukcja o upiornej, zlowrozbnej sylwetce, a w dali rozmazany kontur niebotycznego budynku, szczytu osiagniec wspolczesnej architektury. Obraz plynnie wyostrzyl drugorzedny plan; budowla zaskakiwala zlozonoscia i precyzyjnym wykonczeniem detali, mozliwy tez stal sie do odczytania umieszczony na nim napis "Federacja Unollne" i pod spodem "Gmach Jednosci".

Po chwili obraz powrocil do stosu, zatrzymal sie na nim i z wahaniem, jakby operator nie do konca byl pewny decyzji, zrobil najazd na dwoch mezczyzn stojacych nieopodal niego. Nizszy, starszy i drobny, o zasuszonej, zoltej cerze, mial na sobie jedynie brazowy, zgrzebny wor, a z jego skosnych oczu bila demonstracja zycia i swiadectwo cierpienia, jakie daje sie zaobserwowac u niedoszlych skazancow, ktorym wlasnie odczytano uniewinniajacy wyrok. Drugi czlowiek byl znacznie mlodszy, dosc wysoki, ubrany luzno, lecz ze smakiem, zas jego dziwne, nieobecne spojrzenie bladzilo gdzies nad obiektywem kamery.

Obraz zamigotal, nastapilo ciecie, a potem ukazal juz demontaz stosu calopalenia.

Projekcja dobiegla konca. Ekran zmarl cicho, a na suficie rozblyskaly pojedynczo swiatla. W mikroskopijnej sali, wypelnionej kilkunastoma fotelami, tylko dwa byly zajete. Starszy, szpakowaty mezczyzna o pociaglej twarzy z namaszczeniem przygotowywal do zapalenia cygaro. Druga osoba byl mlody czlowiek z ostatnich kadrow filmu.

- Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazuja na to Fich - odezwal sie Viaz Siegersky, z zadowoleniem wkladajac cygaro do ust - ze przy wyborze agentow bede musial zwracac uwage, przede wszystkim, na ich aparycje... - usmiechnal sie krecac z dezaprobata glowa. - W interesie przeciez nas wszystkich jest, aby SoulPeace wzbudzala zaufanie i pewnosc. A co innego, jak nie media wlasnie, nam to zapewnia - zakonczyl z sarkazmem puszczajac kilka z rzedu zgrabnych, brunatnoszarych kolek dymu.

Nan'gnerry Fich nie oderwal wzrok od ekranu. Wciaz wpatrywal sie w ciemny juz teraz prostokat, przezywajac raz jeszcze wydarzenia ostatnich dni. Wspomnienie orzezwiajacego prysznicu, jaki bylo mu dane zasmakowac tuz przed tym spotkaniem, ulatywalo z jego ciala i umyslu bezpowrotnie, ustepujac miejsca leniwemu cieplu, panoszacemu sie coraz pewniej wraz z kazdym kolejnym lykiem cieplej kawy. Rowniez nagla energia wzbudzona satysfakcja plynaca z pomyslnego zakonczenia sprawy - czego pelna swiadomosc pojawila sie dopiero tutaj, na tej sali rownoczesnie z pierwszymi sekundami filmu - ulegala nawarstwionemu w ostatnim czasie napieciu, wybuchajac raz po raz implozjami gdzies wewnatrz organizmu, bolesnie demonstrujac w ten sposob potrzebe naleznemu mu odpoczynku. Nie widzial potrzeby pogarszania tego stanu zbednymi slowami.

- Doskonala robota - Siegersky westchnal, tuszujac w ten sposob niezrecznosc trwajacej dluzsza chwile ciszy. - Nie mowie o tym filmowym gniocie. Mowie o tobie...

Fich ostroznie zalozyl noge na noge - co samym w sobie bylo juz tresciwym przekazem - dodatkowo przesadnie dbale unoszac przy tym kubek z kawa. Szef SoulPeace, przywykly do tego rodzaju zachowan swego negocjatora, skomentowal ten teatralny niemal gest jedynie niklym usmiechem, zrodzonym i zgaszonym jeszcze w kaciku ust nie zajetym akurat przez cygaro.

- Te filmy, to miernota, nieprawdaz? - skrzywil sie i wypuscil pekate, acz nie pozbawione ulotnej gracji smugi dymu. Wznioslo sie niesmialo, ociezale, przybierajac raz po raz fantasmagoryczne, niemozliwe ksztalty. Przez moment przygladal sie im z wyraznym zadowoleniem, a potem podjal.

- Najwyrazniej ich tworcy nigdy nie pojma, o co w tym wszystkim chodzi. I prozne sa wszelkie nasze tlumaczenia. I tak zrobia swoje. Kleca te swoje propagandowe banialuki, ktore wywoluja wszystko, tylko nie to, co powinny. Ogladasz taki dokument i nagle ogarnia cie strach, bo i ciebie moze to pewnego dnia spotkac. Ogladasz dalej i czujesz, jak kielkuje w tobie ziarno nienawisci. Az przeradza sie ono w agresje. I powracamy w ten sposob do punktu wyjscia. Znowu trzeba komus tlumaczyc, kogos przestrzegac, ratowac z rak religijnych fanatykow... Pod wzgledem przydatnosci, dla nas i w ogole, to jest sieczka. Przyslowiowy kicz. A my, coz, cenzurujemy, czy wszystko jest zgodne z faktami, czy nie ma zadnych przeklaman i zalecamy, jako material do edukacji religijnej...

Negocjator nie podjal tematu. Ograniczyl zaznaczenie swej obecnosci do siegniecia po oprozniony do polowy kubek, ledwie parujacej jeszcze, kawy. Siegersky umilkl sledzac uwaznie zachowanie Ficha, liczac prawdopodobnie na uczynienie z jego monologu dialogu. Przez chwile patrzyl na niego swymi oczami doswiadczonego starca, ale nie doczekawszy zadnej dalszej reakcji wrocil do tematu.

- W tym popieprzonym swiecie ten dokument stanie sie dla kogos pretekstem do czynu podobnego, jakiego dotyczy. Brak tolerancji, ostroznosci, odrobiny dobrej woli i czystego zdrowego rozsadku. To wszystko przycmi resztki humanizmu, ktore jeszcze chyba w nas tkwia. Ale ludzie nie chca pojac, ze roznorodnosc wspolczesnej sceny religijnej to zabojstwo. Tak, sceny! Bo czymze to wszystko jest, jak nie jednym wielkim teatrem. Zalosna groteska z istotami ludzkimi w roli glownej...

Wyklad Siegersky?ego zdawal sie nie miec konca. W miedzyczasie Fichowi skonczyla sie kawa, a narastajace przygnebienie, biorace swoj poczatek ze zwyklego wyczerpania psychofizycznego, przybralo pod wplywem przeciagajacej sie mowy szefa fundacji niebezpieczny stan wrogosci wobec calego swiata. Zmienianie pozycji w fotelu przestalo byc wystarczajacym srodkiem przeciwsennym, a wszystkie te spektakularne gesty, jakich dopuszczal sie z mysla o przerwaniu monologu Siegersky?ego nie przyniosly zadnego rezultatu. Czul, jak narasta w nim, drazniaca najczulsze struny cierpliwosci, pospolita irytacja. Wreszcie odstawil ceremonialnie na podloge pusty kubek, ktory zachwial sie i przewrocil.

- Do czego pan zmierza? - rzekl krotko prostujac sie, nieczuly na dalsze losy kubka.

- Do czego zmierzam...?! - Siegersky byl autentycznie zaskoczony pytaniem. Niewypowiedziana czesc zdania zostala bezpowrotnie wessana w odmety niepamieci wraz z cala masa innych slow i pojec, ktore w trakcie tej perory wychynely na powierzchnie swiadomosci.

- Od dobrych kilku minut narzeka pan na wszystko.

- O nie, chlopcze - Siegersky mial zwyczaj zwracac sie w ten sposob do Ficha w chwilach wyjatkowych. - To nieprawda. Pochwalilem ciebie. Poza tym pale...

- W takim razie nie wiem, o co chodzi? Raporty, wedle umowy, dostarczam w ciagu dwudziestu czterech godzin. Do tej pory od mojego powrotu uplynely... zaledwie cztery. Poki sie nie przespie, nie sklece najprostszego zdania, bo w takim stanie mam problemy z elementarnymi czynnosciami manualnymi - delikatnie kopnal plastykowy kubek, ktory zatoczywszy polkole, zatrzymal sie.

Siegersky nie odzywal sie, mile zaskoczony reakcja agenta. Z milczacego typa, a jednoczesnie najlepszego negocjatora, jakiego fundacja miala zaszczyt miec w swoich szeregach, zazwyczaj trudno bylo wyciagnac cokolwiek poza rzeczowymi raportami i lakonicznymi, zdawkowymi stwierdzeniami. Dowody na jego istnienie zwykle latwo dawaly sie katalogowac i przechowywac.

- Film rzeczywiscie jest do dupy - podjal negocjator. - Nie pierwszy i nie ostatni. Widzielismy juz takich setki. Rownie dobrze moglismy obejrzec go kilkanascie godzin pozniej...

Siegersky odbyl w tym czasie krotki spacer; z opuszczona glowa, pochylona sylwetka i zalozonymi na plecach rekami przypominal strapionego filozofa usilujacego dociec rozwiazania jakiegos niecodziennego problemu. W palcach jego lewej reki tkwil zagasly juz teraz niedopalek. Odczekal, az przebrzmia slowa Ficha i zatrzymal sie.

- Odnosze niekiedy wrazenie - powiedzial powoli cyzelujac kazde slowo, - ze twoje sukcesy spowodowane sa jakas cecha, ktorej mi nigdy nie bedzie dane poznac.

Usmiechnal sie do Ficha, popatrzyl na cygaro i z rezygnacja pokrecil glowa.

- Wiesz, nie tak wyobrazalem sobie nasza rozmowe...

- Czy to jakas specjalna rozmowa? Nic mi o tym niewiadomo - odcial krotko negocjator, probujac przypomniec sobie, czy w przelykanym plynie doszukal sie smaku wlasciwego kawie.

- Rzecz nie w temacie rozmowy, a w sposobie w jaki ona przebiega...

- Do rozmowy jeszcze nie dotarlismy - zauwazyl negocjator. - Zmeczylismy dokument, ktory skompresowal moje ostatnie trzy dni do kwadransu i nie zdolal, jak slusznie pan to zauwazyl, wydostac z tych wydarzen istotnych faktow. Zero wnioskow. Zero pozytku. Zero znaczenia. Pierwszy lepszy produkt trojki oglada sie lepiej.

- Lecz jest on pozbawiony twojego aktorstwa - wtracil Siegersky, wciaz usmiechajac sie.

- Nie obchodzi mnie to!

- A co cie obchodzi? - usmiech spelz z twarzy szefa SoulPeace, pozbawiajac ja cieplego, opiekunczego wygladu i upodobniajac do maski, ktora tworcy starozytnych dramatow z powodzeniem mogliby stosowac do wyrazania uczucia zwatpienia.

Fich zamrugal gwaltownie oczami, jakby uslyszane pytanie ujawnilo skrywany tik.

- Czego pan ode mnie oczekuje? - rzucil.

Siegersky zagasil dokladnie cygaro na poleczce dezintegratora i podniosl spojrzenie na negocjatora. Spojrzenie twarde, surowe i zimne.

- Opanowania.

rys. Lukasz Matuszek

Fich raptownie podniosl sie unikajac wzroku szefa fundacji i ze zloscia nadepnal kubek. Rozlegl sie chrzest i odglos ten podzialal na niego niczym, przyslowiowy kubel lodowatej wody; oto dal sie poniesc swoim nerwom, a wyrozumialosc Siegersky?ego i spokoj, z jakim przyjmowal jego zachowanie zwielokrotnilo nagle uczucie zwyklego wstydu.

- Zastanawiam sie niekiedy - odezwal sie Siegersky - jak ty sobie radzisz z nimi? Czy rozmawiasz tak, jak teraz, tutaj? To niemozliwe, prawda? A przeciez sytuacje, w jakich znajdujesz sie czesto sa wielokroc trudniejsze...A moze wlasnie...

- Niech pan da spokoj - powiedzial cicho Fich i powrocil na swoje miejsce. Po drodze podniosl resztki kubka i wrzucil je do dezintegratora. Czkniecie aparatu ostudzilo go do konca.

- Cala ta rozmowa - odezwal sie juz siedzac, z wbitym w posadzke wzrokiem - do zludzenia przypomina mi jakis popieprzony test.

Siegersky przyjrzal mu sie uwaznie doszukujac sie w zgarbionej sylwetce Ficha, jakiejs wskazowki, podpowiedzi jasno okreslajacej, czy wypowiedziane slowa maja dodatkowe znaczenie. Nie znalazl niczego takiego. Zobaczyl za to dwudziestopiecioletniego mezczyzne w stanie skrajnego wyczerpania. Z nagla obudzily sie w nim jednoczesnie litosc i wscieklosc na samego siebie; uczucia tak odmienne, a jednak w obecnej chwili tak bardzo sobie bliskie.

Podszedl do negocjatora i pochyliwszy sie nad nim polozyl mu na ramieniu dlon.

- Wracaj do siebie i odpoczywaj - powiedzial cieplo. - Dam ci znac, kiedy bedziesz niezbedny - dodal po chwili myslac nad tym, jak blisko byl prawdy Fich.

Agent zareagowal dopiero po dluzszej chwili. Raz jeszcze dal o sobie znac tik; raptowne ciecia rzeczywistosci burzyly harmonie postrzegania. Ciezka dlon spoczywajaca na ramieniu Ficha uleciala, kiedy i on sie podnosil, a jej nagly brak zachwial nim przez chwile. Zacisnal silnie powieki i szybko rozwarl; wirowanie swiata ustalo. Podchodzac do drzwi rzucil krotkie pozegnanie, a w zamian Siegersky ofiarowal mu ten sam cieply, niemal ojcowski wyraz twarzy.

- Fich. Czemu ty to robisz?

Drzwi rozsunely sie przed nim miekko. Przeszedl przez nie i powiedzial nie odwracajac sie.

- Nic innego nie idzie mi tak dobrze...

Nim przebrzmialy slowa drzwi zamknely sie energicznie, a szef SoulPeace pokiwal w zamysleniu glowa. Potem odwrocil sie twarza w strone plaskiego hologramu kosmicznej siedziby fundacji, zdobiacego jedna ze scian pokoju. Przez pewien czas w milczeniu wpatrywal sie w okazala konstrukcje centrum ponadpanstowej organizacji. Jednak w jego spojrzeniu na prozno by szukac charakterystycznego blysku zachwytu, jakim zwykl zdradzac sie niemal kazdy czlowiek, ktorego wzrok po raz pierwszy spoczywal na tym okazalym, zagospodarowanym przez czlowieka, wydartym kosmosowi, fragmencie pustki. Zdawalo sie, ze Siegersky'ego znacznie bardziej interesuje to, co ow hologram skrywa.

- I? - rzucil gardlowo, kiedy cisza wypelnila juz pokoj do granic jego pojemnosci.

W mgnieniu oka material dwuwymiarowego hologramu stal sie zwyklym lustrem, ukazujac tkwiaca po jego drugiej stronie postac. Barczysta sylwetke okrywal szary, podniszczony plaszcz, z rekawow ktorego wystawaly silne, meskie dlonie splecione nerwowo na podolku; ich bialawe klykcie powracaly wlasnie do naturalnych barw. Rysy twarzy mezczyzny emanowaly spokojem, za to na niedbale ogolonej czaszce zgromadzily sie miejscami blyszczace krople potu. Podobne blyski mozna bylo dostrzec w kacikach oczu, ale mezczyzna, oswietlony nowym zrodlem swiatla, zamrugal szybko powiekami i Siegersky nie byl pewien, czy nie ulegal przypadkiem zludzeniu.

- Powiesz mi teraz, o co chodzi? - odezwal sie ponownie.

Mezczyzna w plaszczu mial gleboki i twardy glos, sprawiajacy wrazenie dobywanego z ogromnym wysilkiem.

- Jesli ktos jest w stanie to zrobic, to wlasnie on.


Ciag dalszy na nastapi.

 
poprzednia strona 
			powrot do indeksu nastepna strona

6
powrot do poczatku
 
The VALETZ Magazine : http://www.valetz.pl
{ redakcja@valetz.pl }

(c) by The VALETZ Magazine. Wszelkie prawa zastrzezone.