The VALETZ Magazine Numer 1 (sierpień 1998)
<<  Poprzednia strona Indeks Następna strona >>

Arti ( redakcja@valetz.pl )

Fortel

Ona mi wystarczy - Ziemia
I konstelacji nie chcę, choćby najbliżej
Były; wiem, że im dobrze, gdzie są
I że starczają temu, który należy do nich

Walt Whitman
Pieśń o otwartej drodze z tomu Zdźbła traw

 

Blask. Blask stu tysięcy wybuchających nagle gwiazd. A potem znowu ciemność, naturalny mrok i cisza kosmicznej otchłani. Ale blask przyniósł ze sobą odmianę; pozostawił w bezkresnej pustce maleńki wytwór ludzkiego umysłu, zagubiony i osaczony czernią. Statek.

***

- Bądź taka miła i zejdź z mojego fotela - powiedział czule mężczyzna do psa. - Jesteśmy na miejscu. Wkrótce będzie po wszystkim.

Pies, zsunął się z fotela z demonstracyjną niechęcią, a kiedy jego pan znalazł się na miejscu, on także przysiadł przywierając całą siłą bezwładu do nogi człowieka i wlepiając w niego swe brązowe ślepia. Mężczyzna przetarł oczy uwalniając z nich resztki snu i skupionym spojrzeniem objął kokpit statku. Przenosił wzrok z jednego wskaźnika na drugi, z ekranu na ekran, spokojnie, bez pośpiechu, odnajdując w tej czynności potrzebne ukojenie.

Wskaźniki informowały o stanie poszczególnych podzespołów, raportowały przebieg zaplanowanych wcześniej zadań, a ekrany wyświetlały dane, niezrozumiałe dla ludzkiego umysłu w swej pierwotnej formie, za pomocą przystępnych, graficznych reprezentacji. Wyjście z nadprzestrzeni, niebezpieczne w przypadku tak małej jednostki jak jego statek, zakończyło się pomyślnie. Znajdował się dokładnie tam, gdzie zamierzał. Z wyraźną ulgą odchylił się w fotelu i przymknąwszy powieki delikatnie przesunął wierzchem dłoni po grzbiecie psa.

- Jeszcze tylko kilka parseków - powiedział cicho.

W jego dotyku było coś niezwykłego, co zwierzę odczuło jako wyraz smutku i determinacji. Wydawało się, że toczyły one ze sobą bezowocną walkę o pierwszeństwo. Kierując się instynktem, pies najpierw opuścił łeb w geście współczucia, ale zaraz potem położył z powrotem swój ciepły pysk na kolanie człowieka, wyrażając swą solidarność. To wyrwało mężczyznę z zadumy.

Jeszcze raz przyjrzał się kokpitowi, pstryknął jeden z przełączników i skierował wzrok na centralny monitor. Jego ekran, dotąd uśpiony, rozbłysł kolorowo. Palce człowieka zatańczyły na klawiszach wysuniętej klawiatury, a na ustach pojawił się nieznaczny uśmiech, kiedy system przyjął polecenie i wyświetlił napis "Projekt: Fortel". Wprowadził hasło i zaczął po raz ostatni przyglądać się swoim danym, usiłując raz jeszcze znaleźć dla nich inne wytłumaczenie. To, które nasuwało się samo, wydawało się zbyt nieprawdopodobne.

***

W wygodnym fotelu przed dużym ściennym ekranem siedział żołnierz. Patrzył tępym wzrokiem na zmieniające się obrazy i co pewien czas naciskał guzik pilota. Obrazy przyspieszały i zwalniały, skakały i zamierały, a on patrzył. Kiedy ekran gwałtownie rozświetlał jasny kadr, żołnierz mrużył oczy i sięgał po butelkę stojącą na podłodze. Pił krótko i nerwowo, nie odrywając wzroku od filmu. Odstawiał butelkę i powracał do zabawy z pilotem.

- Ile razy możesz oglądać te same brednie? - dobiegło go odległe wołanie. - Wyłącz to do jasnej cholery! Łeb mi pęka!

Żołnierz odczekał chwilę i wyłączył fonię. Nagła cisza była prawdopodobnie jeszcze bardziej męcząca dla jego towarzysza, bo wkrótce usłyszał:

- Mam kurwa dosyć tego wszystkiego!

W drzwiach stanął drugi żołnierz. Gdyby nie przygarbiona sylwetka i zmęczone spojrzenie, wyglądałby całkiem młodo. Stał teraz i beznamiętnym wzrokiem patrzył na przełożonego.

- Spokojnie Nick. Jeszcze tylko... dwa tygodnie i wracamy do świata żywych ? odezwał się ten w fotelu.

- Nie wytrzymam tego dłużej.

- Idź i prześpij się.

- Chyba zwariowałeś. Przespałem dziś większość dnia. Albo nocy. Straciłem już rachubę.

- To znajdź sobie inne zajęcie. Wyczyść broń albo...

- Steve, czy ty niczego nie rozumiesz? Siedzimy na tym zadupiu kompletnie sami i zapomniani. Co pewien czas przyleci tutaj ktoś tak ważny, że nawet nie możemy popatrzeć, po co ląduje na tej kurewsko martwej planecie. A ty wciąż oglądasz te same filmy...

- Sierżancie Bardoll! Przywołuję was do porządku. Jesteście żołnierzem Kosmicznych Sił Narodów Zjednoczonych. Wasze zachowanie uwłacza honorowi armii. Odmaszerować!

Młodszy żołnierz z zastanowieniem przyjrzał się przełożonemu. W końcu wyprostował się, przyjął nienaganną sylwetkę, zasalutował i prężnie odwrócił się na pięcie.

Żołnierz w fotelu spojrzał za nim w chwilę później i na jego twarzy odmalował się wyraz ulgi. Ile jeszcze razy zdoła powstrzymać Nick'a? Czuł przecież dokładnie to samo, a co stanie się, jeśli obaj poddadzą się tej apatii i otępiałości. Służba na tym dziwnym posterunku to temat, na który nie można zadawać żadnych pytań. Czy zwariują obaj? Jeszcze tylko dwa tygodnie?

***

Nieczęsto się zdarza, aby w czarnym oceanie kosmosu kursy statków zbiegły się. Statystyka w zasadzie zaprzecza takiemu przypadkowi, przez co nadaje mu rangę niezwykłości i atrybut dalekoidących konsekwencji. Tak właśnie miało być i tym razem.

***

- Jednostka KSNZ. Podać swój kod identyfikujący i hasło wstępu do obszaru.

Mężczyzna przyglądał się statkowi widniejącemu na monitorze przed nim. Oblizał suche nagle wargi, a pies zamrugał oczami. Potem pstryknął jeden z przełączników.

- Że co?

- Podać kod identyfikujący statek - padło ponownie.

- Jaki kod? O co wam świrusy chodzi? Co wy tu u diabła wyrabiacie?

- Wasz statek naruszył strefę wojskową. Jeśli nie zostanie zidentyfikowany...

- Przestań mi tu koleś pieprzyć. Według map, niczego tu nie ma.

- Podaj kod identyfikujący albo rozpoczniemy ostrzał.

Mężczyzna popatrzył na psa, który przytulił do jego nogi swój wielki łeb. Teraz przejdziemy do właściwej części przedstawienia, pomyślał.

- Spokojnie. Jesteście tutaj sami?

- Kod identyfikujący i hasło. Otwieramy ogień za dwadzieścia sekund.

- Ale ja nie jestem sam. Chcecie się przekonać, kogo mam ze sobą? Przejdźcie na wizję.

Włączył kolejny przełącznik. Uśmiechnął się na samą myśl, jaką reakcję wywoła u nich oglądany obraz. Kontrolka odbioru transmitowanej wizji zabłysła na czerwono. Samotni żołnierze w wielkim zautomatyzowanym okręcie, zagubieni gdzieś w pustkowiach kosmosu, zobaczyli właśnie pokój pełen powabnych, śmiejących się kobiet.

- Jesteśmy burdelem na skrzydłach.

Ze strony jednostki wojskowej dobiegała napięta cisza. Oznaczała ona konsternację, w jaką wprawił żołnierzy oglądany obraz oraz walkę, jaką toczyli pomiędzy sobą i we własnych sumieniach.

- Chcecie pozabijać bezbronne kobiety?

Kolejne sekundy mijały nieubłaganie odmierzając czas do pierwszych salw.

- Mam inny pomysł - ciągnął mężczyzna. - Pozwolicie nam zniknąć stąd, tak szybko, jak się tutaj pojawiliśmy. A w zamian będziecie mieć okazję urozmaicić sobie monotonne, żołnierskie życie. Co wy na to, chłopcy?

Znowu brak reakcji. Mężczyzna spojrzał na zegarek; właśnie mijała dwudziesta sekunda... Przymknął na moment powieki i przygarnął psa mocniej do siebie. Ale ostrzał nie nastąpił. Zamiast tego usłyszał.

- To dobry pomysł.

***

A kiedy już kursy statków zbiegną się przypadkiem, jeszcze mniej prawdopodobne wydaje się nawiązanie między nimi kontaktu. Chyba że ogniowego. Lecz to spotkanie nie było dziełem przypadku.

***

Pies poczuł, jak sunąca wzdłuż jego grzbietu dłoń mężczyzny rozluźnia się gwałtownie; twardy, wręcz nieprzyjemny dotyk przechodzi w łagodne pieszczoty, sztywne dotąd palce nabierają elastyczności. Uniósł łeb i utkwił ufne spojrzenie w twarzy swego pana.

Mężczyzna tylko przez moment był odprężony, za chwilę znowu siedział zgarbiony, jakby foto: Kefirtrzymał na swych barkach niewidoczny ciężar. Oddychał głęboko i nierówno tocząc ostatnią już walkę. Tym razem jego przeciwnikiem był on sam.

Trwał tak w bezruchu przez pewien czas, niewrażliwy na ciche skomlenie czworonożnego towarzysza, zaniepokojonego zachowaniem człowieka. Kiedy jednak poruszył się wreszcie, z jego ruchów biła determinacja i pewność.

Poprawił się w fotelu. Jego palce zawirowały na klawiszach klawiatury i duży centralny ekran ożywił się ukazując stojącą w bezruchu młodą dziewczynę. Mężczyzna powiódł krytycznym wzrokiem po jej smukłej sylwetce, uśmiechnął się nieznacznie i delikatnie musnął jeden z klawiszy.

Uruchomiony android na moment rozwarł szerzej oczy - niebieskie, okolone długimi uwodzicielskimi rzęsami - poruszył się szybko i zesztywniał, jakby jego ciało przeszył nagły spazm orgazmu. Potem jego rysy złagodniały, sylwetka przybrała niewinną pozę, a zmrużone oczy przypominały ślepia nienasyconej kotki. Ruchy dziewczyny nienagannie imitowały prawdziwe zachowanie człowieka; każdy jej krok, gest, spojrzenie i maniery zostały opracowane w najdrobniejszych szczegółach. Jako pierwowzór posłużyła nieletnia prostytutka ciesząca się dużym uznaniem wśród mężczyzn. Umiejętne zdjęcie profilu behawioralnego i odpowiedni talent programistyczny pozwolił niebywale precyzyjnie wypełnić martwą powłokę androida wdziękami uwodzicielskiej kobiety. Podobne urządzenia dostarczały wielu mężczyznom niewysłowionych rozkoszy. To tutaj miało posłużyć czemu innemu.

- Rozerwij ich mała - powiedział mężczyzna i uśmiechnął się paskudnie.

***

Niewielki statek przybysza przycupnął nieopodal jednostki wojskowej. Z jego boku wysunął się rozwijany rękaw, który wczepił się w specjalne uchwyty okrętu. W kosmicznej martwocie nie zabrzmiał żaden dźwięk, jedynie krótki wstrząs poruszył oba obiekty.


<<  Poprzednia strona Indeks Następna strona >>

31

(c) Valetz Crew & Ancient Spirit Of Valetz

http://www.valetz.pl
Kontakt: redakcja@valetz.pl